Jak uleczyć chory polski rynek pracy? Każda partia ma odpowiedź
Lekarstwo na problemy polskiego rynku pracy ma w swoim programie każda licząca się w sondażach partia. Choć wszyscy zgadzają się, że system jest chory, pomysły na uzdrowienie są skrajnie różne: od całkowitej deregulacji po etaty dla wszystkich.
04.10.2015 06:35
Według Prawa i Sprawiedliwości państwo powinno aktywnie podejść do problemów rynku pracy. Istotną część programu zajmują więc rozmaite propozycje wsparcia dla przedsiębiorców, którzy stworzą miejsca pracy dla ludzi młodych lub w rejonach "zdegradowanych ekonomicznie", jak np. zmniejszenie do 50 proc. stawki maksymalnej podatku od nieruchomości związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej dla przedsiębiorców zatrudniających określoną liczbę osób do 35. roku życia. Program PiS przewiduje także m.in. wsparcie dla młodych absolwentów, chcących zakładać własne firmy poprzez preferencyjne kredyty, czy ulgi podatkowe i w składkach na ZUS dla początkujących przedsiębiorców.
"To jest bardzo obszerny program, który oferuje wiele narzędzi - jest z czego wybierać" - powiedziała PAP Elżbieta Rafalska z PiS. Jak mówiła, niektóre z postulatów jej partii zostały zrealizowane przez rządzącą obecnie koalicję, jak np. aktywizacja bezrobotnych do 30. roku życia, a PiS chciałoby kontynuowania działań, które idą w podobną stroną m.in. poprzez Narodowy Program Zatrudnienia oraz przyjęcie "paktu dla wzrostu wynagrodzeń" pomiędzy stroną społeczną, pracodawcami i rządem.
"Porozumienie miałoby być korzyścią i dla jednej, i drugiej strony: przedsiębiorcy realizujący pewne warunki otrzymaliby wsparcie, rekompensujące wzrost wynagrodzeń, a pozwoli to np. zaktywizować młodych bezrobotnych" - mówiła Rafalska. Pieniądze na programy aktywizacyjne mają pochodzić przede wszystkim ze środków unijnych.
Według programu PiS m.in. dzięki takim działaniom powstać ma ponad 1 mln 200 tys. nowych miejsc pracy dla ludzi młodych. Partia ta deklaruje także działania ograniczające stosowanie umów na czas określony i umów cywilno-prawnych.
"W tym celu wprowadzimy jednolite zasady opłacania składek na ubezpieczenie społeczne bez względu na rodzaj umowy, ograniczymy ilość i czas trwania takich umów, przywrócimy dotychczasowe zasady rozliczania czasu pracy, wprowadzimy zasadę potwierdzania zawarcia umowy o pracę na piśmie przed przystąpieniem do pracy, ograniczymy ilość wyjątków dopuszczających pracę w niedziele i święta. Będziemy dążyć do wprowadzenia zasady, że płaca minimalna nie może być mniejsza niż 50 proc. średniej płacy w gospodarce narodowej" - głosi program PiS.
Prócz tego partia ta zamierza m.in. zlikwidować przepis ograniczający do 80 proc. wysokość minimalnego wynagrodzenia dla osób młodych po raz pierwszy wchodzących na rynek pracy, utrzymać ochronę przed zwolnieniem z pracy na 4 lata przed osiągnięciem wieku emerytalnego i zmienić zasady funkcjonowania i zatrudniania przez Agencje Pracy Tymczasowej, tak "aby zawierane umowy miały charakter tymczasowy i krótkotrwały, i nie zastępowały umów o pracę". Zapowiada także m.in. poprawę funkcjonowania Państwowej Inspekcji Pracy i Sądów Pracy.
"Chodzi o stwarzanie warunków, żeby Polska wyszła ze sfery niskich wynagrodzeń, co do których nie ma ekonomicznego uzasadnienia" - wskazała Elżbieta Rafalska.
Z kolei Platforma Obywatelska zapowiada, że będzie dążyć do zrównywania sytuacji osób pracujących w oparciu o różne rodzaje umów, by docelowo dojść do zatrudniania na tzw. jednolity kontrakt. Ma to "ukrócić nadużywanie umów cywilnoprawnych (tzw. umów śmieciowych), zachęcić pracodawców do zatrudniania na etacie i zwiększać dochody, zwłaszcza osób najmniej zarabiających".
Zmiany mają być podzielone na dwa etapy. W pierwszym nastąpiłoby pozapłacowe uprzywilejowanie umów-zleceń, które miałyby zostać objęte obowiązkiem odprowadzania składek na ubezpieczenia społeczne od całości wynagrodzenia z tego tytułu (jako uzupełnienie obowiązku odprowadzania składek od umów-zleceń co najmniej od wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę od 1 stycznia 2016 roku).
Do tego PO chciałaby dodać wsparcie dla osób wchodzących na rynek pracy (młodzieży, rolników, osób wracających z zagranicy) zatrudnionych na etacie lub na podstawie umowy cywilnoprawnej, o ile ich staż pracy nie jest dłuższy niż 2 lata, do wysokości 4 tys. złotych rocznie. Chodzi o zwiększenie atrakcyjności ich zatrudniania. Do tego PO deklaruje wprowadzenie minimalnej godzinowej stawki płacy w umowach cywilnoprawnych - 12 złotych za godzinę, w powiązaniu z nałożeniem na pracodawcę obowiązku określenia w umowie liczby godzin pracy.
Te zmiany miałyby prowadzić docelowo do tzw. jednolitego kontraktu, który miałby zastąpić zarówno umowy cywilnoprawne trwające ponad miesiąc, jak i umowy o pracę uregulowane w Kodeksie pracy. Uprawnienia z zakresu stosunku pracy miałyby być pochodną długości okresu zatrudnienia u danego pracodawcy, od np. 2-tygodniowego wypowiedzenia po pierwszym roku pracy po 3 miesiące przy pracy powyżej trzech lat. Jednolity kontrakt będzie dawał takie uprawnienia ubezpieczeniowe jak praca na etacie, np. prawo do zwolnienia lekarskiego oraz prawo do urlopu.
Ta propozycja łączy się z koncepcją zniesienia składek na ZUS i NFZ, i zastąpienia ich jednym podatkiem dochodowym, co dzięki zmniejszeniu obciążeń najniższych płac oraz kosztów administracyjnych miałoby "zmniejszyć +szarą strefę+ i skłonność przedsiębiorców do konkurowania w sposób nazywany dumpingiem socjalnym".
W podobną stronę idą też propozycje Nowoczesnej, która proponuje z jednej strony uelastycznienie Kodeksu pracy, a z drugiej strony wprowadzenie rozwiązań dających "gwarancję bezpieczeństwa" osobom rozpoczynającym pracę.
"Skłaniamy się ku wprowadzeniu tzw. jednolitego kontraktu pracowniczego, zastępującego umowy o pracę i umowy śmieciowe. Chodzi o to, by osiągnąć dwie wartości. Po pierwsze, zwiększyć elastyczność (Kodeksu Pracy - PAP) dla przedsiębiorców - żeby zatrudniać pracowników muszą mieć tę elastyczność zapewnioną. Po drugie, kwestia wprowadzenia dla osób wchodzących na rynek pracy pewnego bezpieczeństwa" - powiedział Rabiej.
W programie Nowoczesnej znalazło się także ograniczenie obowiązków związanych z zatrudnianiem (np. przechowywanie dokumentacji pracowniczej przez 50 lat), bo - jak głosi program - "pochłaniają mnóstwo czasu", a także wprowadzenie umowy projektowej, oraz zmiany ułatwiające rozwiązywanie umów z nierzetelnymi pracownikami, uregulowania dotyczące telepracy, dążenie do pełnego równouprawnienia oraz równych szans kobiet i mężczyzn na rynku pracy oraz wprowadzenie programów aktywizacji osób 60+.
Partia postuluje też zmianę konstrukcji płacy minimalnej, różnicując ją na poziomie województw z wydzieleniem obszarów metropolitalnych, by brała pod uwagę realne koszty utrzymania.
"Koszty utrzymania w różnych częściach kraju są różne. Zupełnie inna jest siła nabywcza płacy minimalnej w Warszawie niż na przykład w Rzeszowie. Ten postulat pojawiał się na przykład w rozwiązaniach proponowanych przez Bank Światowy w obszarze rynku pracy" - wyjaśnił Rabiej.
Znacznie dalej ku uelastycznieniu rynku pracy chciałoby natomiast pójść ugrupowanie KORWiN.
"Chcemy iść w odwrotną stronę niż reszta. Jesteśmy przeciwni obowiązkowym składkom od jakichkolwiek umów. Z publicznego systemu emerytalnego powinni korzystać tylko chętni. Postulujemy zlikwidowanie Kodeksu pracy i wprowadzenie pełnej swobody umów pomiędzy pracownikami i pracodawcami" - powiedział PAP jeden z liderów tej partii Przemysław Wipler. Jak argumentował, obowiązkowe ubezpieczenia emerytalne i społeczne "duszą przedsiębiorczość i wypychają Polaków za granicę".
Według Wiplera wprowadzenie tych rozwiązań - w połączeniu z innymi deregulacyjnymi propozycjami tej partii, m.in. radykalnym zmniejszeniem opodatkowania, które powinno doprowadzić do stworzenia dobrych warunków makroekonomicznych - doprowadzi do "odwrócenia rynku" z rynku pracodawcy na rynek pracownika. Pracownicy będą dzięki temu dysponowali znacznie wyższymi dochodami niż obecnie.
Jednocześnie - zdaniem Wiplera - zmiany te powinny zachęcić ludzi do posiadania dzieci, które będą gwarantem bezpiecznej przyszłości na starość lub w wypadku choroby, w myśl zasady, że "każdy jest kowalem swojego losu". Zaznaczył bowiem, że te zmiany doprowadzą do zmniejszenia aktywności państwa i zredukowania usług publicznych. Chodzi o to, że - jak mówił - generalnie nie obowiązkiem państwa, a rodzin i organizacji charytatywnych jest zajmowanie się najsłabszymi członkami społeczeństwa.
Zupełnie inną receptę na poprawę sytuacji pracowników ma Zjednoczona Lewica, która proponuje wprowadzenie płacy minimalnej 2500 zł miesięcznie i minimalnej płacy godzinowej 15 zł, w tym dla osób zatrudnionych na podstawie umów cywilnoprawnych oraz zakazu bezpłatnych staży (oprócz kształcenia zawodowego). Chce także odmrozić płace budżetówki.
Ma to - jak zakłada program - zwiększyć konsumpcję i stanowić bodziec do podniesienia pozostałych płac na rynku pracy. Zjednoczona Lewica proponuje także różnego rodzaju redukcje składek na ZUS, np. "zero ZUS przez 18 miesięcy dla firm zatrudniających pierwszego i drugiego pracownika", dzięki czemu "gwarantuje utworzenie 150 tys. nowych miejsc pracy".
ZL także postuluje, by wszystkie formy zatrudnienia były obciążone takimi samymi podatkami i składkami, co ma zmniejszyć atrakcyjność umów śmieciowych. ZL uważa, że osoby zatrudnione na umowy cywilnoprawne powinny mieć takie same prawa socjalne jak zatrudnieni na etat, np. prawo do urlopu. Jednocześnie postuluje wydłużenie urlopu wypoczynkowego dla pracowników z dłuższym stażem. Koalicja ta chciała też wprowadzenia obowiązku stosowania w zamówieniach publicznych tzw. klauzul społecznych, które przyznają m.in. dodatkowe punkty dla firm zatrudniających na etat, a także aktywnej polityki państwa na rzecz likwidacji różnic w zarobkach między kobietami a mężczyznami wykonującymi tę samą pracę.
Z kolei ruch Pawła Kukiza zapowiedział, że idzie do wyborów parlamentarnych bez programu, lecz w "Strategii zmiany Kukiz'15" zawarł pewne wskazówki, w jaką stronę pójdą jego działania. W ocenie Ruchu w Polsce "zdecydowanie zbyt wysoko" opodatkowana jest praca.
"Nie może być przecież tak, że osoba, która do ręki miesięcznie dostaje 2200 złotych miesięcznie, oddaje 1500 złotych na podatki i składki. Nie może być tak, że mały przedsiębiorca, który zarabia miesięcznie 2500 zł prawie połowę tego musi oddać na ZUS. Polacy zarabiają średnio cztery razy mniej niż obywatele państw zachodnich, między innymi dlatego, że rząd we wszystkich podatkach zabiera im połowę tego, co wypracują" - pisze ruch w Strategii i zapowiada obniżenie składek "obciążających tych, co dopiero wchodzą na rynek pracy, polskie rodziny oraz małe i średnie przedsiębiorstwa".
Jak powiedział PAP współautor Strategii i kandydat na posła Stanisław Tyszka, ruch nie wypracował jeszcze koncepcji dotyczących szczegółów reformy rynku pracy, ale według tejże Strategii zamierza skorzystać z wsparcia ekspertów takich organizacji jak Centrum Adama Smitha, Fundacja Republikańska, Klub Jagielloński czy Warsaw Enterprise Institute.
PSL chciałoby natomiast kontynuowania kierunku niedawnych zmian proponowanych przez resort pracy, którym kieruje polityk tej partii Władysław Kosiniak-Kamysz, poinformował w rozmowie z PAP poseł ludowców Henryk Smolarz. Chodzi m.in. o uchwaloną niedawno ustawę o promocji zatrudnienia bezrobotnych do 30. roku życia czy ozusowanie umów zleceń. PSL chciałby także szerszego wykorzystania klauzul społecznych w zamówieniach publicznych.
"Chodzi o to, by zmniejszać różnice w zarobkach i niwelować nierówności społeczne" - podkreślił Smolarz.