Jest blisko i tanio. Polacy szturmują Lwów
Na każdym kroku słychać język polski. Są nawet opinie, że momentami częściej niż w Warszawie. Polacy coraz chętniej odwiedzają Lwów. Naszych rodaków przyciągają sentyment, historia, a także wciąż niskie ceny - dużo korzystniejsze niż w polskich miastach turystycznych.
05.05.2018 20:51
2 mln 600 tys. turystów odwiedziło w ubiegłym roku Lwów - wynika z danych tamtejszej Rady Miejskiej. Najliczniejszą grupą byli sami Ukraińcy, ale wśród zwiedzających z zagranicy, zdecydowanymi liderami są Polacy.
Kusi historia, ale też cena
Rosnące zainteresowanie wycieczkami do Lwowa zauważa właścicielka jednego z warszawskich biur podróży.
- Jest coraz większe zainteresowanie wyjazdami z biurem podróży. Poza tym wiem, że dużo ludzi podróżuje indywidualnie, bo uruchomione są tanie połączenia lotnicze i jest dużo połączeń autobusowych - przyznaje.
To, że Polacy "zalewają" największe miasto zachodniej Ukrainy potwierdza pilot wycieczek z tego samego biura. - Na dworcu we Lwowie łatwiej jest się dogadać, niż w Carrefourze na Dworcu Wileńskim w Warszawie - zauważa ze śmiechem mężczyzna.
Eksperci z branży turystycznej podkreślają zgodnie, że Polaków przyciąga historia Lwowa, sentyment, bliskie położenie, ale też to, że jest tanio.
Przykładowo turyści mogą wybrać się do tamtejszej opery. W jej uroczystym otwarciu w 1900 r udział wzięli m.in. Ignacy Paderewski i Henryk Sienkiewicz. Współcześnie koszt obejrzenia np. opery Carmen w tym zabytkowym gmachu, to koszt od 50 do 500 hrywien. Przy obecnym kursie najtańszy bilet kosztuje więc niecałe 10 zł, a najdroższy 70.
Polacy mogą się rónież tanio najeść do syta i napić, zbytnio nie kalkulując. Ceny w restauracjach mogą wzbudzać zazdrość turystów odwiedzających Kraków, Gdańsk czy Wrocław.
Butelkę ukraińskiego, czy gruzińskiego wina, w dobrej knajpie przy samym rynku, można dostać za ok. 20 zł. Tyle samo zapłacić trzeba za kilkudaniowy obiad. A są też lokale ze zdecydowanie niższymi cenami.
Różnice w stawkach dostrzega Beata Pacan-Sosulska z Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego Ziemi Lwowskiej.
- Dużo zależy od kursu złotówki, ale jest zdecydowanie taniej. Turyści często mówią, że na weekend w Warszawie ich nie stać, ale we Lwowie tak - przyznaje mieszkanka miasta.
Walka o klienta
Pacan-Sosulska podkreśla, że nie tylko cena jest atrakcyjna, ale także jakość usług.
- Oferta turystyczna jest bardzo rozwinięta. Knajpy i restauracje prześcigają się w reklamowaniu, w różnych pomysłach na przyciągnięcie turysty. Pod tym względem Lwów się bardzo rozwija - zauważa kobieta.
To wszystko sprawia, że miasto jest tak oblegane, choć obaw w branży turystycznej było sporo. Jedna z nich dotyczyła wieku przyjezdnych z naszego kraju.
- Kiedyś przewodnicy turystyczni martwili się, że jak odejdzie starsze pokolenie Polaków, które jest związane sentymentalnie z Lwowem, to wycieczki przestaną tak licznie przyjeżdżać. Jednak jak widać bezpodstawnie. Młodzież się tymi terenami interesuje - wyjaśnia Pacan-Sosulska.
Kolejne obawy, zdecydowanie większe, budziła sytuacja na Ukrainie. W obawie przed wojną, goście z zagranicy przestali przyjeżdżać. Teraz miasto odżywa.
- W porównaniu z sytuacją sprzed kilku lat jest wielki natłok turystów. Jak było niespokojnie na Ukrainie, ruch turystyczny zamarł. Teraz odrodził się i to nawet w większym stopniu niż przedtem - cieszy się przewodniczka.
Na granicy tłoczno
Choć ciężko zliczyć, ilu Polaków odwiedza Lwów, zainteresowanie widać na przykładzie przygranicznych biur turystycznych. Pracownica jednej z podkarpackich firm podkreśla, że jest ogromne.
- Pracuję w swoim biurze od dwóch lat. Nigdy nie sądziłam, że tyle osób będzie chciało wyjeżdżać w tym kierunku. Zawsze mamy pełne autokary - przyznaje kobieta.
Jej słowa potwierdza właściciel innego biura z tego samego województwa.
- W okresie wakacji wysyłamy do Lwowa średnio trzy 60-osobowe autobusy dziennie. Zainteresowanie jest większe, ale też mamy inne kierunki i więcej nie jesteśmy w stanie zorganizować. Rocznie myślę, że do Lwowa jeździ z nami około 25 tys. osób - wylicza Marcin Janik właściciel biura podróży Bieszczader.
Przedsiębiorca zwraca uwagę też na ostatnie problemy na granicy polsko-ukraińskiej.
- Od kilku tygodni ukraińskie służby celne mają nakaz wprowadzania danych każdego podróżującego do systemu. To znacznie wydłuża kontrole. Często wpisują ręcznie dane, nie mają czytników i trwa to po kilka godzin - opisuje Janik, podkreśla jednak, że zarówno przewoźników, jak i turystów to zupełnie nie zniechęca.
Eksperci twierdzą, że sytuacja u naszych sąsiadów może się wkrótce odmienić. Według niektórych prognoz, Lwów straci swój wschodni charakter, a ceny osiągną europejski poziom.
Ukrainiec Żenia Klimakin, w tekście dla National Geographic radzi, by turyści z Polski pośpieszyli się i wybrali do Lwowa. W jego opinii, ten za kilka lat będzie pękać w szwach od turystów z całego świata.