Trwa ładowanie...

Jestem w pracy, oglądam mecz! Kto może tak o sobie powiedzieć?

Zdarzają się fanatycy futbolu, cierpiący z powodu każdego straconego meczu. W czasie wielkich piłkarskich imprez ich wydajność w pracy znacząco spada

Jestem w pracy, oglądam mecz! Kto może tak o sobie powiedzieć?
d2u7ndk
d2u7ndk

Zdarzają się fanatycy futbolu, cierpiący z powodu każdego straconego meczu. W czasie wielkich piłkarskich imprez ich wydajność w pracy znacząco spada. Ich rozmowy krążą wokół jednego tematu: piłki.

Ale są też profesje, które można wykonywać, śledząc jednocześnie w TV (choćby jednym okiem) przebieg mistrzostw świata. Ich minus to często nietypowe godziny pracy. Jednak coś za coś. Dla maniaka futbolu ważne jest, że zarabiając pieniądze, jednocześnie może być na bieżąco z rozwojem piłkarskich wydarzeń.

Oto niektóre z tych zawodów.

Stróże, ochroniarze, dozorcy. Nie wszyscy i nie zawsze mogą spędzać czas przy telewizorze, ale niektórym się udaje. Potrzebna jest do tego późna pora, cisza, spokój. Kiedy firma opustoszeje, stróżujący pracownik może bez skrupułów zająć się ulubioną czynnością, czyli obserwacją piłkarskich zagrań. Warunek: mecze muszą odbywać się w naszej strefie czasowej lub na zachód od nas. W czasie mistrzostw rozgrywanych na wschodzie, w Korei i Japonii, piłkarze grali w godzinach południowych polskiego czasu. Czynność oglądania meczów utrudniali wówczas ochroniarzom prezesi, goście i szeregowi pracownicy.

Dziennikarze sportowi. Każda szanująca się redakcja dziennika posiada własny dział sportowy. Nie do pomyślenia jest korzystanie z cudzych informacji. Dlatego dziennikarze oglądają mecze zawodowo, niejako z przymusu. Zamiast pójść z kolegami do pubu, siedzą w redakcji i spisują na gorąco to, co widzą na ekranie. Dzięki ich poświęceniu historię meczu, który zakończył się o 23.00, możemy przeczytać już o siódmej rano następnego dnia. Inna sprawa, że niekiedy odnosimy wrażenie, iż mecz opisany przez dziennikarza nie ma nic wspólnego z meczem, który sami oglądaliśmy. Czasem nawet wyniki się różnią! Barmani. No, ci to już naprawdę złapali szczęście za nogi! Nie dość, że zarabiają, to jednocześnie oglądają mecz i mają swobodny dostęp do trunków! Do minusów tej pracy należą niewątpliwie zarwane noce i ryzyko kontaktu z kibicami niezadowolonymi z powodu przegranej ich drużyny. W zamian za to barmani mogą liczyć na niespodziewane, a bardzo przyjemne bonusy. Bywa, że przedstawiciele nacji takich jak Niemcy czy Włochy,
uradowani zwycięstwem, uszczęśliwią barmana sutym napiwkiem. Natomiast polscy kibice są dla niego prawdziwym utrapieniem. W związku z formą prezentowaną ostatnio przez naszą drużynę, najczęściej musi ich pocieszać i ocierać im łzy.

d2u7ndk

Taksówkarze. Oni nie mają tak fajnie. Wiadomo: nie jadą, to nie zarabiają. Na postojach widuje się grupy taksiarzy, skupionych przy mikroskopijnych telewizorkach i komentujących zagrania gwiazd futbolu. Bywa nawet, że są głusi na wołania klienta, bo nie chcą stracić ciekawej akcji. W czasie jazdy meczu im oglądać nie wolno, mogą co najwyżej mieć włączone radio. Mimo wszystko, pozostają awaryjnymi informatorami kibiców zapóźnionych i podróżujących. Jeśli ktoś zna wynik meczu, to na pewno taksówkarz. Można tylko zadać sobie pytanie: Czy notoryczne oglądanie meczów na kilkucentymetrowym monitorku dobrze wpływa na ich wzrok?

Sprawozdawcy sportowi. Niby też dziennikarze, ale zupełnie inni. To dziennikarska elita. Nie siedzą w lokalnych redakcjach. Znajdują się w samym centrum wydarzeń: w Tokio, w Berlinie, w Paryżu. Teraz będą nas informować z RPA. Znają najwybitniejszych trenerów, są na „ty” z piłkarskimi gwiazdami. Na sprawozdawców zawsze można liczyć. Biorą ciężką kasę za rozweselanie nas. Podczas meczów z pewnością będziemy mogli usłyszeć o „piłkarzu, który nie jest już tak świeży w kroku”, o „trzykrotniku uczestnym mistrzostw światła” albo o „zawodniku z poświęceniem pokrywającym swego vis a vis”. Ale trzeba ich zrozumieć. Mylić się jest wszak rzeczą ludzką.

Pracownicy sklepów RTV. Taki paradoks: zarabiają po 2 tys. zł, ale piłkarskie mecze mogą oglądać na najdroższym sprzęcie telewizyjnym. Chodzą słuchy, że najwięksi miłośnicy futbolu w czasie mistrzostw nie chcą wychodzić ze sklepów do domu. Mają możliwość oglądania kilku spotkań jednocześnie, retransmisji, wywiadów, programów poświęconych piłkarskim kuluarom. Mogliby być najlepiej poinformowanymi kibicami, gdyby nie… klienci. Niestety bywa tak, że ich liczba w czasie mistrzostw wzrasta. Zakłócają oni proces oglądania meczów i przyczyniają się do wzrostu poziomu stresu wśród sprzedawców. Działacze i trenerzy. O ich obecności na kolejnych mistrzostwach świata krążą różne opinie. Często nie należą one do pochlebnych. Z jednej strony faktem jest, że taka impreza może skromnego trenera, np. z Polski, tego i owego nauczyć. Z drugiej – stawiane są tradycyjne pytania: kto finansuje ich wyjazdy, dlaczego pojechał ten, a nie inny. No i najważniejsze: dlaczego szkoleniowe efekty tych podróży nie przekładają się na
poziom gry naszych drużyn. Do RPA jednak Polska nie pojechała, więc działaczom i trenerom odpadł tym razem ważny pretekst do wyprawy.

I wreszcie – sami piłkarze. Dziś sztaby szkoleniowe rozpracowały już wszystko i wszystkich. Ale futbolista zawsze może uznać, że obejrzenie meczu do czegoś mu się jednak przyda. Tu podejrzy niekonwencjonalne zagranie, tam sposób na ukrycie faulu. No i ta rzadka przyjemność: wraca taki kopacz do domu, otwiera piwo, siada przed telewizorem. Żona woła, żeby wyniósł śmieci, a on, wpatrzony w rajdy Rooney’a czy uderzenia Cristiano Ronaldo, odpowiada zgodnie z prawdą: - Jestem w pracy, kochanie!

jk

d2u7ndk
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2u7ndk