Kelnerzy nie uznają 2 zł za napiwek. Dla nich to marne grosze
Czy musimy dawać napiwki pracownikom, którzy przecież otrzymują pensje za obsługiwanie nas? Ile powinny one wynosić - 5 zł, 10 zł może 50 zł?
12.03.2012 | aktual.: 12.03.2012 13:50
Kto otrzymuje napiwki? Na pewno kelnerzy. Poza nimi dostarczyciele pizzy, portierzy, boye hotelowi, listonosze. Niekiedy trafiają do ręki taksówkarza lub fryzjera. Bywa, że pracownicy muszą dzielić się nimi z szefem. Niekiedy napiwki stanowią cały ich zarobek, pensje bowiem nie zostały przewidziane.
W europejskich realiach stanowią najczęściej od 10 do 25 proc. pensji, ale bywają i wyższe od niej. W polskiej tradycji dobrze zapisały się tzw. końcówki, odpalane listonoszom przez emerytów. W naszych restauracjach napiwki nie są jeszcze powszechne, choć dajemy je coraz częściej. Tu wiele zależy bowiem od zwyczaju. W krajach Europy i Ameryki na ogół napiwki się daje, choć też nie wszędzie. Ale już w krajach Dalekiego Wschodu nie są mile widziane. W Japonii na przykład osoba dająca napiwek może spotkać się z zarzutem braku kultury! Zupełnie inaczej jest w świecie arabskim. Tam napiwek jest czymś normalnym. Ma formę tzw. bakszyszu (zgodnie z religią islamu to rodzaj jałmużny), a zachodni turysta się od niego nie wymiga.
Dawno minęły czasy, gdy pracownikom w karczmach czy gospodach nie płacono pensji. Każdy zarabiał wyłącznie tyle, ile dali mu goście. Stąd właśnie wywodzi się tradycja dawania napiwków. W zasadzie ich wysokość powinna zależeć wyłącznie od naszego uznania. Są przecież oznaką zadowolenia z obsługi.
„Napiwek to jest rzecz dobrowolna i zależy od gościa. Myślę, że 10 proc. ceny to minimum. Kiedy płacimy za kawę 5 zł i zostawimy złotówkę napiwku, to będzie dobrze” – mówił na łamach "Rzeczpospolitej" Grzegorz Górnik, prezes Krajowego Stowarzyszenia Kelnerów i Akademii Kelnerskiej.
Czasami lokale wychodzą z inicjatywą, by wybawić klientów z dylematu: kiedy i ile dawać. Zdarza się, że napiwki są oficjalnie doliczane do rachunku, odciąga się od nich podatek VAT. Idą wtedy jednak nie na konto konkretnego pracownika, a całego lokalu. Rzecz jasna, jeśli stwierdzimy, że na naszym rachunku widnieje pozycja „koszt usługi”, możemy czuć się zwolnieni od obowiązku dodatkowego uszczęśliwiania personelu napiwkami.
Kucharze kontra kelnerzy
Kelnerzy są uprzywilejowani. Mają bezpośredni kontakt z klientem. Tipy siłą rzeczy trafiają do ich rąk. Mało komu przyjdzie do głowy wizyta w kuchni i wręczenie materialnego dowodu uznania jej szefowi. A czy kelner się podzieli z kucharzem – to już jego dobra wola.
Obie strony nie szczędzą sobie przytyków. Kucharze zarzucają kelnerom skąpstwo i zagarnianie napiwków dla siebie. Kelnerzy tłumaczą, że od nich zależy, co klient zje, muszą polecić, doradzić, uśmiechać się, skakać naokoło niego. Oni zbierają też krytyczne uwagi. Są narażeni na niezadowolenie klienta, czasem na jego gniew.
Właściciele lokali zdają sobie sprawę ze specyfiki obu zawodów. Wychodzą z założenia, że kelner sobie dorobi napiwkami. Dlatego pracownicy kuchni często zarabiają więcej. Ale zdarza się też, coraz powszechniej również w Polsce, że na zapleczu montowane są specjalne skrzyneczki. Wkłada się do nich pieniądze z napiwków, a raz na jakiś czas, powiedzmy co miesiąc, opróżnia je i rozdziela wśród pracowników. Niestety, można się również spotkać z kuriozalną sytuacją, w której pracownicy utrzymują się... wyłącznie z napiwków! Pensji nie ma, a raczej są – ale wynoszą tyle, ile kelner dostanie w formie tipów.
Dwa złote reszty? To dla mnie!
Istnieje zjawisko wymuszania napiwku. Pojawia się ono zwłaszcza w krajach, gdzie klienci niechętnie pozbywają się pieniędzy na ten cel, jak Francja czy Włochy. Zwlekanie z wydaniem reszty, zawyżanie stawki to popularne metody. Również w Polsce, gdzie „za komuny” napiwki dawało się rzadko, wciąż zdarzają się dawne, „beznapiwkowe” zwyczaje. Obsługa bierze więc sprawy w swoje ręce. Na przykład bywa, że ktoś, kto ma zapłacić 23 zł i daje 25, bo nie ma drobnych, już tych 2 zł nie zobaczy. Kelner po prostu uznał je za napiwek. Czy takie zachowanie jest właściwe?
Naturalnie, że nie! Napiwek zależy wyłącznie od nas i pracownik nie może bez wyraźnego gestu ze strony klienta przywłaszczać go według własnego uznania. Możliwe zresztą, że w tym konkretnym przypadku kelner stracił. Wziął 2 zł, a mógłby dostać więcej, gdyby przyniósł resztę. Tam, gdzie panuje wolna amerykanka, wszystko pozostaje w sferze niedopowiedzeń. W kwestii napiwków można by zapewne wprowadzić jakieś reguły, tylko czy komuś na tym naprawdę zależy?
Jarosław Kurek
/ak