Komu alkohol najlepiej smakuje w pracy?

W pracy, po pracy, na szkoleniach, podczas wyjazdów służbowych. Dlaczego pracownicy uczestniczą w libacjach alkoholowych, mimo że doskonale wiedzą do czego to prowadzi?

Komu alkohol najlepiej smakuje w pracy?

26.01.2010 | aktual.: 26.01.2010 15:37

Nie piją w ukryciu, ale niemal jawnie i to w kilkuosobowym gronie. W pracy, po pracy, na szkoleniach, podczas wyjazdów służbowych. W jakich branżach najczęściej zatrudnieni piją alkohol i to ryzykując zwolnienie z pracy?

Nie brakuje pracowników, którzy borykają się z nałogiem. O ile jeszcze nie zostali przyłapani na spożywaniu i wyrzuceni z pracy, ze swoim uzależnieniem się kryją. Piją alkohol w samotności i ukryciu, by nikt się o tym nie dowiedział. O tyle picie alkoholu w kilkuosobowym gronie i to niemalże jawnie, może dziwić.

Umilić czas pracy

Pracownicy jednej ze znanych firm ochroniarskich pili alkohol w czasie pełnienia obowiązków służbowych, prowadzili monitoring budynku i jednocześnie obficie spożywali wysokoprocentowe trunki. Zapraszali też prostytutki, które miały im umilać czas pracy. Sprawa wyszła na jaw, gdy jedna z pań nagrała poczynania pracowników. Opinię publiczną bulwersowali pracownicy prosektorium, którzy będąc ewidentnie po spożyciu próbowali dość nieporadnie przenieść zwłoki, przy okazji je profanując. Ileż razy słyszeliśmy o zaprawionych alkoholem delegacjach i szkoleniach, w których uczestniczyli urzędnicy, nauczyciele, przedstawiciele handlowi różnych firm. Dlaczego tak wielu pracowników uczestniczy w regularnych libacjach alkoholowych?

Piją, bo im się nudzi

- Piją w pracy, bo traktują ją jak miejsce towarzyskich spotkań. Najczęściej libacje organizują pracownicy, którzy znają się od lat, mają wspólne doświadczenia, np. nienawidzą szefa i się solidaryzują w tym odczuciu. No i są pozbawieni kontroli szefa. Przełożony nie widzi jak piją, dlatego libacje zdarzają się często podczas nocnych dyżurów lub w odległych filiach firmy. W grupie piją też pracownicy, którzy sądzą, że wykonują tak mało absorbujące czynności, że będąc pijani bez trudu sobie poradzą z obowiązkami. Libacje organizują więc portierzy pracujący w nocy, ochroniarze, pracownicy firm utylizujących odpady, zakładów pogrzebowych. Piją, bo im się nudzi. Ale też pracownicy redakcji, artyści, kelnerzy lub kucharze w lokalach gastronomicznych. Ci z kolei sądzą, że alkohol dodaje im skrzydeł, myślą, że im pomaga w pracy. Grupowe picie „uprawiają” też urzędnicy i to częściej na prowincji. Czasem pracownicy piją w pracy, bo myślą, że to objaw odwagi ryzykować zwolnienie z pracy. Manifestują, że nie boją się
szefa i nikt nie może im niczego zrobić, że są nietykalni. O takie odczucia mogłabym posądzić np. ochroniarzy, policjantów - twierdzi Joanna Pogórska, doradca personalny, psycholog.

W biurze lepiej smakuje

Inną kategorią pracowników są ci, którzy spożywają alkohol po pracy w miejscu pracy. Zatrudnieni nie idą do lokalu, tylko alkohol przynoszą np. do biura.

- Bo dobrze się czują w swoim towarzystwie. Nie chce im się iść do baru, bo tam tłumno i drogo. Mieszkanie któregoś z kolegów też odpada, bo wiadomo - jest żona i dzieci. Poza tym w piciu po pracy nie widzą nic złego, w końcu już nie pracują. Często wręcz do nieprzytomności upijają się w pociągu lub autobusie wracający z pracy robotnicy. Nim trafią do rodzinnego domu mija trochę czasu, akurat tyle żeby wychylić kilka piw. Do libacji dochodzi też podczas szkoleń, wyjazdów służbowych. Pracownicy traktują je jako relaks. Następuje całkowite rozluźnienie obyczajów, czasem towarzyszą temu również ekscesy seksualne, zdrady, jakieś kompromitujące zdarzenia. Słyszałam o poważnych doradcach ubezpieczeniowych, którzy na szkoleniu tak się upili, że trafili do szpitala. Przywieźli ich policjanci, którzy zauważyli nagich i kompletnie pijanych menedżerów jak skakali z mostu do rzeki – opowiada Joanna Pogórska.

Bruderszaft z szefem

Często winni są też pracodawcy. Nie sprawdzają pracowników i dają przyzwolenie na zakrapiane alkoholem spotkania integracyjne.

- Niektórzy szefowie organizują imprezy integracyjne i proponują alkohol. Bo chcą, żeby pracownicy się zaprzyjaźnili, przestali się kłócić, odstresowali się. Uważają, że alkohol to najłatwiejszy sposób na integrację, niestety często bywa groźny. Pracownicy mogą pomyśleć, że szef to równy gość, bo na imprezie zapewnił dużo butelek, dlatego nie będzie miał nic przeciwko, jeśli alkohol poleje się też w czasie pracy – dodaje Joanna Pogórska.

Gdzie pracoholizm, tam alkohol

Kto z pracowników (grupowo lub też indywidualnie) należy do największych pijusów? Według badań brytyjskiego ministerstwa zdrowia, za kołnierz nie wylewają przede wszystkim dziennikarze (konsumują 43 jednostki alkoholu tygodniowo). Na drugim miejscu niechlubnego rankingu znaleźli się informatycy (33 jednostki). Na trzecim – finansiści i agenci ubezpieczeniowi (29 jednostek).

Piją też ci menedżerowie, którzy pracują w największym stresie. Nieoficjalnie wiadomo, że zdenerwowanie przy kieliszku najczęściej odreagowują kierownicy w branżach, którym obecnie niezbyt dobrze się wiedzie z powodu kryzysu. Bary odwiedzają menedżerowie banków, firm motoryzacyjnych i budowlanych. Najczęściej tych przedsiębiorstw, które musiały ciąć zatrudnienie, a teraz może im brakować rąk do pracy. Alkoholem „krzepią się” menedżerowie firm, które mają mniej zamówień. Żeby osiągnąć zadowalający wynik sprzedażowy, menedżerowie muszą się nieźle napracować. Piją lekarze, jak również kadra zarządzająca szpitalami. Zagrożeni alkoholizmem są też szefowie agencji reklamowych – którzy realizują projekty czasem w nieludzkich terminach. Wszędzie tam, gdzie stres i pracoholizm, znajdzie się miejsce również na alkoholu. Niestety w zbyt dużych ilościach.

Żeby zapomnieć

Jarosław Nowak, psycholog biznesu, uważa, że tzw. białym kołnierzykom nałóg alkoholowy grozi nawet bardziej niż robotnikom z taśmy produkcyjnej. Bo „umysłowi” żyją w ogromnym stresie. Ciąży na nich duża odpowiedzialność. Pracują na najwyższych obrotach i bez przerwy rozliczani są z wyników.

- Kolejnym czynnikiem skłaniającym do nadmiernego picia może być zła atmosfera na korporacyjnych szczytach: brak koleżeństwa, konflikty, intrygi, wyścig szczurów – tłumaczy Nowak.

Dodaje, że poddany nadmiernej presji człowiek łatwiej sięgnie po alkohol, żeby odreagować, zapomnieć, przenieść się na chwilę do lepszej rzeczywistości.

Alkohol łamie karierę

Co piąty menedżer zajmujący się rekrutacją kieruje się na strony serwisów społecznościowych, by lepiej poznać osoby starające się o posadę – ogłosił serwis eFluxMedia.com, powołując się na badanie przeprowadzone przez portal CareerBuilder.com. Blisko 34 proc. szefów, którzy przeglądali profile kandydatów w sieci, przyznało, że na skutek treści tam znalezionych postanowili nie zaoferować pracy temu czy innemu delikwentowi. Działo się tak przeważnie wtedy, gdy natknęli się na informacje o tym, że kandydat nadużywa alkoholu lub zażywa narkotyki. Trudno się dziwić ostrożności rekruterów. Z powodu absencji chorobowych związanych z alkoholem traci się w Unii Europejskiej nawet 19 mld euro rocznie. Dużą część kosztów ponoszą pracodawcy. Nieobecnego lub niedysponowanego pracownika trzeba przecież kimś zastąpić. Zaś na największe straty może narazić przedsiębiorstwo pijany menedżer lub kluczowy specjalista.

Częstotliwość picia alkoholu

Jak często w ciągu ostatnich 12 miesięcy zdarzyło się Panu/Pani wypić więcej niż 5 drinków przy jednej okazji?

Obraz

Źródło: badanie Komisji Europejskiej, Eurobarometr, dane w proc.

Janusz Sikorski
(toy)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (39)