Koniec balu - Tusk zaprasza do kasy

Idą chude, może nawet bardzo chude
lata. Bal się kończy, i czy to się komuś podoba, czy nie, czas
się udać do kasy - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Piotr Gabryel, zastępca redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej" specjalnie dla Wirtualnej Polski. Ratując finanse publiczne politycy będą nakładać na nas coraz to nowe obciążenia finansowe albo/oraz
redukować niektóre wydatki publiczne. A wyborcy-podatnicy będą ich
z tej działalności rozliczać. Które ugrupowanie polityczne
wyjdzie z tego pojedynku zwycięsko?

Koniec balu - Tusk zaprasza do kasy
Źródło zdjęć: © PAP | Andrzej Rybczyński

10.09.2010 | aktual.: 24.11.2010 17:08

Idą chude, może nawet bardzo chude lata. Bal się kończy, i czy to się komuś podoba, czy nie, czas się udać do kasy - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Piotr Gabryel, zastępca redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej". Ratując finanse publiczne politycy będą nakładać na nas coraz to nowe obciążenia finansowe albo/oraz redukować niektóre wydatki publiczne. A wyborcy-podatnicy będą ich z tej działalności rozliczać. Które ugrupowanie polityczne wyjdzie z tego pojedynku zwycięsko?

Polska zielona wyspa nie blednie, bo utrzymuje swe ubiegłoroczne tempo wzrostu. Jednakże na tle innych - coraz szybciej rozwijających się europejskich gospodarek - już nie wygląda aż tak kwitnąco, jak jeszcze niedawno. A perspektywy przed nami też niezbyt zachęcające, bowiem w odróżnieniu od większości państw Unii Europejskiej, które zafundowały swoim finansom publicznym drakońskie kuracje, my nadal oszukujemy się, że na naszą odmianę anginy wystarczą krople na katar. A nie wystarczą, co chyba rozumie coraz więcej podatników-wyborców. I co zaczynają rozumieć nawet najmniej pojętni politycy.

Najnowszy sondaż Wirtualnej Polskinie przynosi jeszcze większych zmian na mapie politycznych sympatii i antypatii. Zwolennicy i przeciwnicy rządu Donalda Tuska (lekko w górę), sympatycy Platformy Obywatelskiej (nieco w górę), Prawa i Sprawiedliwości (bez zmian), Sojuszu Lewicy Demokratycznej (w górę) oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego (odrobinę w dół) okopali się na zbliżonych do tych z ostatnich miesięcy pozycjach i czekają, co z tego wszystkiego wyniknie.

A skoro tak, skoro większość graczy na naszym rynku politycznym już sobie uświadomiła, że larum grają, bo naprawdę nie można dłużej zwlekać z ratowaniem budżetu, na całego ruszył proces obracania kota ogonem. Czyli przekonywania nas, podatników- wyborców, że oto istnieje jakiś cudowny sposób nałożenia na nas dodatkowych obciążeń podatkowych, w rezultacie którego będziemy za owe obłożone wyższym podatkiem towary płacić mniej niż dotychczas. A w najgorszym razie tyle samo.

Politycy koalicji rządzącej dowodzą więc, że tak właśnie może się stać po wprowadzeniu wyższych stawek podatku VAT. A przecież nawet dzieci wiedzą, że towar obciążony stawką VAT w wysokości 23% kosztuje więcej niż ten sam towar obciążony stawką 22%. Nie wspominając o takim towarze obciążonym stawką 24 lub 25%.

I w dodatku jest rzeczą łatwą do przewidzenia, że operacja reklamowana przez ekipę Donalda Tuska jako jednopunktowa podwyżka podatku VAT, ani chybi skończy się na (a jakże, przewidzianych w rządowym projekcie, ale na wszelki wypadek nie eksponowanych) trzech punktach procentowych. A to oznacza, że 1 lipca 2012 roku, czyli już za 23 miesiące podstawowa stawka VAT wynosić będzie w Polsce 25%. Czym to się skończy dla naszych portfeli - wiadomo.

Nawet więc jeśli faktycznie część żywności będzie - wskutek manipulacji stawkami obniżonymi VAT - nieco tańsza, niż obecnie, to i tak państwo co roku wyciągać będzie z naszych kieszeni dodatkowo ponad 5 miliardów złotych - przy stawce VAT wyższej o jeden punkt procentowy i odpowiednio więcej przy stawkach 24 i 25%.

Z kolei politycy opozycyjnego Prawa i Sprawiedliwości zaproponowali, aby zamiast podnosić VAT, nałożyć specjalny podatek na banki, albowiem to one powinny ponosić koszty naprawy rozsypującej się kasy państwa. Cóż, politycy PiS albo nie wiedzą, albo udają, że nie wiedzą, iż pieniądze znajdujące się w bankach, są pieniędzmi należącymi do tych, którzy je w nich zdeponowali, czyli do podatników-wyborców. I że w ostatecznym rozrachunku to właśnie oni, podatnicy-wyborczy zapłacą ten specpodatek, bo zostanie on im wliczony w cenę bankowych prowizji. Zapłacą oni, czyli - tak czy owak i tak jak zawsze - zapłacimy my.

Jakby więc na to nie patrzeć, idą chude, może nawet bardzo chude lata. Bal się kończy, i czy to się komuś podoba, czy nie, czas się udać do kasy. Ratując finanse publiczne politycy będą nakładać na nas coraz to nowe obciążenia finansowe albo/oraz redukować niektóre wydatki publiczne. A wyborcy-podatnicy będą ich z tej działalności rozliczać. O tym, które ugrupowanie polityczne wyjdzie z tego pojedynku zwycięsko i jak się przy tym będzie miewała kasa naszego państwa (a więc także polska gospodarka), będziemy się dowiadywać z kolejnych edycji sondaży opinii publicznej.

Piotr Gabryel, zastępca redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej", specjalnie dla Wirtualnej Polski

piotr gabryelsondażsondaż wp
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)