"Kosmetyk naturalny". Pod tą nazwą mogą ci wcisnąć praktycznie wszystko
Półki w drogeriach i aptekach uginają się od "kosmetyków naturalnych". Jednak czy rzeczywiście są z tego, co stworzyła sama natura? Niestety, okazuje się, że pod tą nazwą kryje się prawie wszystko. Dlaczego tak jest? Powód jest prosty. W naszym prawie brakuje prawnej definicji. I dopóki to się nie zmieni producenci mogą nam wciskać każdy kit.
03.12.2017 13:08
Jak pisze dziennika "Rzeczpospolita", pod nazwą "kosmetyk naturalny" sprzedawane są produkty zawierające np. glikol propylenowy, agresywne środki myjące czy uznawane za szkodliwe parabeny. Brak odpowiednich zapisów zarówno w polskim, jak i unijnym prawie.
A jeśli nie ma definicji, a co za tym idzie konkretów, to klientowi w sklepie można wcisnąć wszystko. I producenci oraz marketingowcy nie omieszkają wykorzystać tej możliwości, stosując różne zabiegi tylko po to, aby wyprowadzić w pole konsumenta. Najczęściej na opakowaniach pojawia się oczywiście nazwa "naturalne", "stworzone z natury" czy kosmetyki naturalne", choć ich zawartość daleka jest od tej terminologii. Inni umieszczają symbole, które mocno przypominają znaki graficzne oznaczające unijne lub polskie certyfikaty ekologiczne.
Jak podaje dziennik, zdaniem prawników brak zapisów w ustawach powoduje, że idąc do sądu, stajemy praktycznie na straconej pozycji. Trudno bez konkretów udowodnić, że zostaliśmy specjalnie przez daną firmę wprowadzeni w błąd.
Jak komentuje sprawę dla dziennika Dominika Chirek, prawniczka specjalizująca się w prawie kosmetycznym, w naszym kraju trudno byłoby wprowadzić odgórnie standardy i definicje ze względu na silne lobby firm kosmetycznych. Trzeba to zrobić na szczeblu unijnym.