Kraków: kasa fiskalna przy wejściu do dyskoteki?

Zgodnie z przepisami, płacąc za wejście do klubu, mamy dostać paragon. Z kolei właściciel lokalu powinien od transakcji zapłacić podatek. Prawda jest taka, że na pytanie o bloczek odpowiada nam pukanie w czoło.

Kraków: kasa fiskalna przy wejściu do dyskoteki?
Źródło zdjęć: © WP.PL

28.02.2010 | aktual.: 16.03.2010 16:21

Bywa, że wstęp do dyskoteki kosztuje od 5 do nawet 15 zł. Z kolei cztery dychy płaci się za "wjazd" do klubu ze striptizem. W jedną noc właściciel lokalu, w których bawi się kilkaset osób, może zgarnąć z samych biletów kilka tysięcy złotych. Powinien od tego zapłacić podatek, ale najczęściej jest to "czysty zysk". Kasy fiskalnej na bramce w krakowskich lokalach nie uświadczysz.

Reporterzy "Gazety Krakowskiej" postanowili sprawdzić reakcję na pytanie "czy można prosić paragon". Idziemy do Jazz Rock Cafe przy ulicy Sławkowskiej. Wstęp na salę z ostrymi rytmami kosztuje 6 zł. Płacimy. Drobniaki lądują z brzękiem w metalowej skrzynce. W zamian dostajemy tylko opaskę na rękę.
- Można prosić paragon - pytamy. - Słucham? - odpowiada bramkarz. - Paragon - domagamy się uparcie. - Po co? - rzuca zdziwiony chłopak.

Wymyślamy bajeczkę, że potrzebne nam to do rozliczenia z firmą, która wyjścia do lokali podciąga pod "wydatki reprezentacyjne". - Nie wydajemy paragonów - mówi mężczyzna. - Może z kasy na barze? - staramy się pomóc. - W ogóle nie wydajemy - kwituje mężczyzna.

Błędne Koło. Tu dziś gra gwiazda muzyki klubowej Novika. Tłum ludzi w środku. Na schodach długa kolejka. Bilet 10 zł. Pytamy czy można dostać paragon. Selekcjonerka wybucha śmiechem. - Ze skarbówki jesteś? - rzuca złowrogo pytanie jakiś głos z kolejki. Nie odpuszczamy. Dziewczyna konsultuje się z ochroniarzem. - Nie wydajemy paragonów - odpowiada rosły mężczyzna. Dostajemy tylko czarne pieczątki na ręce.

Krzysztofory przy ul. Szczepańskiej. Tutaj w piwnicach odbywają się imprezy house. Przyciągają tłumy. Bilet 15 zł. Nowy klub Base przy Jagiellońskiej. Wjazd 10 zł. To potężny lokal z kilkoma parkietami do tańczenia. Zmieści się parę setek imprezowiczów. Pytanie o paragon selekcjonerka uznaje za dobry żart.

W całym Krakowie ciężko znaleźć klub, w którym nabijano by wejściówki na kasę i wydawano paragony. Nieoficjalnie wiadomo, że często z gotówki zebranej za wejście wypłaca się pensje ochronie, barmanom, czy "naganiaczom". Pieniądze rozpływają się bez śladu. Lokale mogą nie płacić od tych zarobków podatku.
Zarówno dla klientów, jak i właścicieli klubów instalowanie przy wejściu do lokali kasy fiskalnej to jakaś paranoja.

- Bloczki to marnotrawstwo papieru i tyle. Nikt przecież ich nie zbiera - mówi Filip Wadowski, który przyszedł się bawić do Błędnego Koła. - Państwo się ośmiesza szukając kasy "na bramce". Durnymi przepisami też - dodaje Agata, studentka UJ spotkana w Jazz Rocku.

Dzwonimy do właścicieli klubów, które odwiedziliśmy. Unikają rozmowy. - Proszę o telefon jutro. Muszę się zastanowić. - mówi szef Błędnego Koła. Dzwonimy następnego dnia. - Proszę porozmawiać z moją księgową - słyszymy. Księgowa jednak nie chce udzielić wyjaśnień.

Na rozmowę z właścicielem Krzysztoforów w ogóle się nie doczekaliśmy, choć dwa razy prosiliśmy menedżera o kontakt. Właściciel Jazz Rocka też nie chciał wypowiedzieć żadnego komentarza. W klubie Base nikt nie odbierał telefonu.

vatkasa fiskalnapodatek
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)