Krótki żywot młodych firm - dlaczego padają?
Czy rozkręcenie pierwszego biznesu to rzeczywiście taka trudna sprawa?
12.10.2012 | aktual.: 06.11.2012 14:07
Firma? Nie dla każdego
Niemal co drugi debiutujący przedsiębiorca odnotowuje porażkę i zamyka firmę. Jakie stoją za tym przyczyny? Zdaniem ekspertów, krótka kariera nowych firm to często skutek faktu, że tworzący je ludzie działają bez wiary, bardziej z przymusu niż z przekonania. W istocie woleliby dostać stałą posadę u kogoś i nie martwić się obowiązkami, jakie spadają na początkującego biznesmena. Niektórzy zakładają wręcz firmę, by otrzymać dofinansowanie. W takim przypadku muszą dociągnąć tylko do przewidzianych przepisami 12 miesięcy. Inaczej są narażeni na zwrot pieniędzy.
– Wiele osób decyduje się na własną firmę z prostej przyczyny: nie mają wyboru, żadnej szansy na etat. Uciekają przed bezrobociem, jednak nie mają przy tym jasno sprecyzowanej wizji, planu – mówi ekspert PKPP Lewiatan Monika Zakrzewska. – Z takim nastawieniem trudno osiągnąć sukces.
Dochodzą do tego inne czynniki. - Prowadzenie własnej firmy w Polsce nie jest łatwe. Gąszcz przepisów, powolne urzędy, brak pieniędzy. Jeśli ktoś dopiero zaczyna, może go dobić zerowe doświadczenie. Inne sprawy: brak planu, za duża konkurencja, zły model zarządzania. Własna firma to model życia dla osoby z pasją, a nie kogoś, kto kombinuje tylko, jak przetrwać. Tylko pasja rokuje sukces, a i ona może nie wystarczyć – komentuje proszący o anonimowość właściciel firmy z Trójmiasta z 10-letnim stażem.
Młodzi ludzie czują, że to niełatwe i wcale się nie palą do własnego biznesu. Według światowych danych, tylko około 20 proc. nowych firm zakładają ludzie przed 35 rokiem życia. Również w Polsce coraz częściej „na swoje” idą dopiero osoby, które zebrały już doświadczenie u jakiegoś pracodawcy. Zamknięcie firmy to nie zawsze porażka
Co mówią ci, którzy mają za sobą biznesowe próby? Marzena Rudek kilka lat temu założyła firmę ogrodniczą i w końcu ją zamknęła, ale, jak sama mówi, nie poniosła porażki. Zdobyła klientów, którym projektowała i zakładała przydomowe ogrody. Pielęgnowała także zieleń dla osiedli miejskich i instytucji. – Praca była fajna i wciągała mnie, ale kompletnie dezorganizowała życie rodzinne. Miałam ulgowy ZUS, jako młody biznesmen na dorobku, ale zbliżał się okres, w którym te opłaty znacznie by podskoczyły. Musiałabym bardzo zintensyfikować działania. To było do zrobienia, chociaż ogrodnictwo w naszym klimacie to specyficzna branża. Duży ruch jest przez pół roku. W związku z tym nie mogłam zatrudniać nikogo na stałe. A z pracownikami dochodzącymi, studentami, uczniami, jest tak, że mogą przyjść albo nie. I problem gotowy.
Mimo wszystko Marzena twierdzi, że była w stanie się utrzymać z firmy, ale… - Mój entuzjazm, na początku duży, osłabł. Kosztowało mnie to zbyt dużo wysiłku. Wiedziałam, że nie będę w stanie tak funkcjonować. Poszukałam więc etatu i zamknęłam działalność.
Z kolei jej znajoma, Marta, zamierzała założyć prywatne przedszkole, ale, jak mówi, odpadła w obliczu przepisów i utrudnień. – Mam wykształcenie pedagogiczne, lubię maluchy, pomyślałam więc, że to niezły pomysł na własny biznes. Ale dałam spokój. Dowiedziałam się na przykład, że pomieszczenie przedszkolne musi mieć 3 metry wysokości. Inny urzędnik twierdził, że wystarczy 2,5 metra. Jeśli będzie niższe, trzeba instalować wentylację. No i to załatwianie po urzędach, dowiadywanie się o szczegóły. Nie było na przykład zgodności co do tego, jak wysoko mogą być umywalki. Gdy przeczytałam w gazecie o pani, która we własne przedszkole zainwestowała 150 tys. zł, dałam spokój i poszłam uczyć do szkoły.
Z biznesem pod górkę
Eks-biznesmeni zgodnie wymieniają największe, ich zdaniem, przeszkody w prowadzeniu firmy. Częste zmiany przepisów, wymagające stałego śledzenia medialnych informacji. Przedłużające się procedury i oczekiwanie na dotacje. – Oczywiście będąc na bezrobociu złożyłam wniosek o dotację, bo ona mi się po prostu należała. Jednak sprawa się przedłużała. Musiałam ruszać z działalnością, bo miałam już klientów. I w końcu na dotację się nie doczekałam – wspomina pani Marzena.
Co jeszcze? Wysoki ZUS. Konieczność opłat nawet wtedy, gdy okresowo nie ma zleceń. – No i odwieczny problem: brak kasy i brak doświadczenia – komentują. – Ktoś, kto funkcjonuje już w biznesie rodzinnym, ma naprawdę znacznie łatwiej. Nie dość, że może liczyć na finansowe wsparcie, to jeszcze ma się od kogo uczyć. Widzi, na czym polega prowadzenie biznesu w praktyce. Bo teoria, kursy i studia niczego nie gwarantują.
Fachowe pisma, radząc początkującym przedsiębiorcom, na pierwszym miejscu wymieniają sporządzenie dobrego biznes-planu. Podkreślają też m.in. wagę dobrej organizacji, znalezienia własnej niszy na rynku czy dobrania kompetentnej załogi. Jednak zdaniem osób, które mają za sobą epizody z własnym biznesem, wszelkie rady fachowców są pomocne tylko do pewnego stopnia. – Korzystałam z wszelkiej dostępnej pomocy, a w praktyce i tak okazało się, że wielu rzeczy nie byłam w stanie przewidzieć – wspomina Marzena Rudek. – Rynek jest zbyt zmienny i dynamiczny. Młody przedsiębiorca może być pewny tylko jednego: z własną firmą nie będzie miał chwili dla siebie.
TK/JK