"Kryzys zadłużenia nie skończy się recesją w Europie"
Kryzys zadłużenia nie wywoła głębokiej recesji w Europie, jak ta po upadku banku Lehman Brothers w 2008 r. - ocenił Manfred Jaeger-Ambrożewicz z Instytutu Niemieckiej Gospodarki w Kolonii.
09.10.2011 | aktual.: 09.10.2011 16:33
- Sytuacja jest niepokojąca, ale nie wierzę w recesję gospodarczą, a w każdym razie nie w tak głęboką recesję, jak dwa lata temu. Jesteśmy jednak świadkami spowolnienia rozwoju gospodarczego, a nawet balansowania na granicy recesji - powiedział analityk.
Jego zdaniem największa w UE gospodarka Niemiec jest względnie silna. - Niemcy są zorientowane na eksport, który w pewnym stopniu nadal będzie wspierać koniunkturę. Dobrze rozwija się też gospodarcza sytuacja wewnętrzna, w tym na rynku pracy, który niemal nie został dotknięty ostatnim kryzysem. To da konsumentom wystarczającą pewność, która wpłynie na utrzymanie silnego popytu wewnętrznego - ocenił Jaeger-Ambrożak.
- Siła ta nie oznacza jednak, że Niemcy będą mogły pochwalić się w najbliższym czasie wskaźnikiem wzrostu, jaki może osiągnąć Polska - dodał.
Gorzej ma się sytuacja na południu Europy, gdzie w niektórych krajach zapewne dojdzie albo - tak jak w Grecji już doszło - do recesji. - Państwa takie jak Grecja, Hiszpania, Portugalia przechodzą przez tzw. recesję restrukturyzacyjną. Ich wzrost gospodarczy nie był trwały. Rosnący Produkt Krajowy Brutto nie opierał się na rozwoju produkcji, ale był podtrzymywany przez popyt. Tego na dłuższą metę nie można utrzymać, jeśli za wzrostem PKB nie nadążają zmiany strukturalne gospodarki - powiedział.
Zastrzegł jednak, że nie pierwszy raz w Europie dochodzi do takiej sytuacji. Podobne trudności przeżywały niedawno kraje bałtyckie, gdzie jednak względnie szybko nastąpiła poprawa, mimo bardzo głębokiej recesji. - Zakładam, że w Hiszpanii, Włoszech i prawdopodobnie w Portugalii będzie podobnie - ocenił Jaeger-Ambrożewicz.
Utrudnieniem dla koniecznych reform może okazać się brak akceptacji społecznej dla programów oszczędnościowych.
- Mieszkańcy Grecji nie ufają państwu - i słusznie, bo to właśnie przez państwo znaleźli się w pułapce. Teraz państwo wymaga reform, podnosi podatki, co obywatel Grecji uważa za niesprawiedliwe i zadaje sobie pytanie, dlaczego ma płacić podatki państwu, które potrzebuje teraz pieniędzy, ale wcześniej wielokrotnie zawiodło? - wskazał ekspert.
Ocenił, że poza ambitnym programem reform należałoby także pomyśleć o "programie odbudowy" dla Grecji, chociażby poprzez pomoc w wykorzystaniu środków z unijnych funduszy spójności.
Ekspert z Kolonii przyznał jednocześnie, że kryzys zadłużenia strefy euro wydaje się łagodny w porównaniu z tym, jaki na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku musieli przejść mieszkańcy Polski i innych krajów byłego bloku wschodniego w związku z transformacją ustrojową. Jedynie sytuacja w Grecji jest niemal tak samo zła - ocenił.
Jaeger-Ambrożak jest przekonany, że wspólna europejska waluta przetrwa obecne turbulencje, a strefa euro niebawem powiększy się o kolejne państwa, w tym o Polskę.
Część niemieckich ekspertów, jak również polityków spiera się tymczasem o to, czy zagrożona plajtą Grecja powinna wystąpić - przynajmniej tymczasowo - ze strefy euro, aby łatwiej poradzić sobie z kryzysem.
Zdaniem profesora Olivera Holtemoellera z Instytutu Badań Gospodarczych w Halle "wyjście ze strefy euro nie wchodzi w grę". - Byłoby najgorszym z możliwych rozwiązań zarówno pod względem gospodarczym, jak i politycznym - ocenił. Jego zdaniem Grecja jest faktycznie niewypłacalna, bo nie jest w stanie sama spłacić swoich długów.
Holtemoeller uważa, że dotychczasowe działania antykryzysowe, podejmowane przez rządy strefy euro, nie przekonały rynków, iż europejski kryzys zadłużenia i zaufania zostanie rozwiązany. - Nie oznacza to, że wszystkie podjęte działania były złe. Nie były one jednak wystarczające - ocenił.
Jak dodał, trudno przewidzieć społeczno-polityczne konsekwencje obecnego kryzysu. - Gdy jednak spojrzymy na aktualne protesty społeczne w USA, to widzimy wyraźnie, jak wiele zależy od tego, czy uda się przekonać ludzi do zalet naszego systemu gospodarczego - uważa ekspert.
Z kolei szef monachijskiego instytutu Ifo Hans-Werner Sinn twierdzi, że "wyjście Grecji ze strefy euro to mniejsze zło" i umożliwiłoby przeprowadzenie w tym kraju dewaluacji, bez której gospodarka nie odzyska zdolności konkurencyjnej.
Jego zdaniem bankructwo Grecji to tańsze rozwiązanie niż pompowanie pieniędzy w niekonkurencyjną gospodarkę. Jeśli "kraje strefy euro pozwolą Grecji splajtować, będą musiały jedynie ratować własne banki", które poniosą straty na greckich obligacjach - powiedział Sinn na spotkaniu z zagraniczną prasą w Berlinie.
Według Sinna, jedną z przyczyn kryzysu zadłużenia w strefie euro jest to, że "wynikające z wprowadzenia euro zalety w postaci tańszych kredytów nie zostały wykorzystane do ograniczenia długów państwowych, które są dziś nawet większe niż w chwili wprowadzenia euro". - W niektórych krajach po wprowadzeniu euro płace i ceny wystrzeliły w górę do poziomu, przy którym kraje te nie są już konkurencyjne gospodarczo - ocenił Sinn.
Również on nie sądzi, by doszło do rozpadu eurolandu, a Niemcy powróciły do dawnej waluty, czyli marki. Taki scenariusz oznaczałby aprecjację niemieckiej waluty i zagrażałby eksportowi, który jest filarem silnej gospodarki Niemiec - uważa monachijski ekspert.