Kto mieszka na strzeżonym osiedlu? Sytuowani intelektualiści czy snoby?

Czy zamknięte osiedla to bezpieczeństwo i wygoda, a może getto bogatych i snobistycznych ludzi, którzy pragną się odizolować od „biedoty i hołoty”?

Kto mieszka na strzeżonym osiedlu? Sytuowani intelektualiści czy snoby?

11.05.2010 | aktual.: 11.05.2010 16:05

Pracują w centrum miasta, ale mieszkają na zamkniętym, strzeżonym osiedlu. Robią karierę. Najczęściej są urzędnikami, bankierami, informatykami, naukowcami. Dobrze zarabiają – powyżej średniej krajowej, spłacają kredyty. Najczęściej mają po dwadzieścia parę lat. Odgradzają się od osób gorzej sytuowanych? Niektórzy otwarcie przyznają, że bezrobotny to dla nich podejrzany, najpewniej pochodzący z patologicznego środowiska. Czy zamknięte osiedla to bezpieczeństwo i wygoda, a może getto bogatych i snobistycznych ludzi, którzy pragną się odizolować od „biedoty i hołoty”?

Idealne miasteczko idealnych ludzi

Weronika Gawron, informatyczka z Warszawy, mówi że nie mogła mieszkać na odizolowanym osiedlu. Kilka lat temu, zaraz po ślubie, udała się razem ze swym małżonkiem do banku po kredyt mieszkaniowy. Dorzucili się rodzice i tak udało im się kupić mieszkanie na zamkniętym i ekskluzywnym warszawskim osiedlu Marina Mokotów. Wówczas to było spełnienie marzeń. Szybko jednak pojawiło się rozczarowanie.

- Na osiedlu mieszkało wówczas 5 tys. mieszkańców – opowiada Weronika Gawron. - Cała powierzchnia ogrodzona, do tego każdy budynek ma wokół płot. Osiedle wyposażone jest w domofony, nawet wchodząc na plac zabaw musiałam wbijać kod. Nikt obcy nie ma wstępu. Idealnie się wpisaliśmy w to środowisko. Byliśmy młodzi, wykształceni, zaczynaliśmy kariery. Nasi sąsiedzi też byli informatykami, przychodzili do nas po pracy. Rozmawialiśmy właściwie tylko o sprawach zawodowych. Sąsiad naliczył, że w naszym najbliższym otoczeniu mieszka aż 20 informatyków pracujących w różnych firmach. Nasi sąsiedzi ekscytowali się osiedlem. Mówili, że jest nowoczesne i tylko dla intelektualistów, ludzi, którzy odpowiadają im poziomem. Twierdzili, że cieszą się, że nikt przypadkowy, pijak czy ćpun nie mógłby tu mieszkać. A ja zaczęłam się dusić w tym … sosie własnym. Na szczęście podobnie myślał mój mąż. Gdy nadążyła się okazja, zmieniliśmy miejsce zamieszkania. Od 2 lat mieszkamy w kamienicy, sąsiaduje z nami sprzątaczka, kierowca tira
i aktorka teatralna. Jest bezpiecznie, mimo że nie ma bram i ogrodzeń. I jakoś tak swojsko, zdrowo, nie snobistycznie – dodaje Weronika Gawron.

Tylko dla zarabiających, z wykształceniem i przed 40

W podobnym tonie wypowiada się Piotr, którzy od 2 lat mieszka z rodziną na jednym z zamkniętych osiedli w Gdańsku. „Miasteczko” jest ogrodzone, portier otwiera i zamyka bramę przed wyjeżdżającymi autami. Jest czysto, trawa równo przycięta. Średnia wieku mieszkańców wynosi 29 lat. Nie ma ani jednego mieszkańca po 40 roku życia. Wszyscy dorośli lokatorzy mają wyższe wykształcenie. Pracują w centrum Gdańska, spłacają kredyty mieszkaniowe. Najwięcej osób pracuje w branży finansowej i informatycznej. Jest kilkunastu pracowników naukowych pracujących na uniwersytecie i politechnice. Prawdziwa śmietanka towarzyska.

- Wiem dokładnie kto tu mieszka, bo robiłem badania na ten temat. Na osiedlu jest wygodnie, bezpiecznie, ale mam poczucie jakiegoś pozoru, że coś jest tu sztuczne. Mieszkańcy bardziej patrzą na status sąsiadów. Dopytują się o raty kredytu. Pytają, kto gdzie pracują. Z kim opłaca się trzymać. Ja jestem doktorem, pracuję na uniwersytecie i zdarza się, że sąsiedzi zapraszają mnie na kolację. Gdybym był sprzedawcą warzyw, to chyba by mnie nie zaprosili. Jest tu więcej patologii niż na zwykłym mieszanym osiedlu - mówi mieszkaniec, prosił o nie podawanie nazwiska.

"Mieszkać wśród swoich i mieć dobry adres"

Gated communities czyli (z ang. osiedla za bramą) są często spotykane w USA, pojawiają się też Australii, Afryce Południowej, Kanadzie. W latach 90. moda dotarła do Polski. Socjologowie nie mają wątpliwości, że mieszkańcy takich „miasteczek” chcą nie tylko czuć się bezpiecznie. Zależy im też na prestiżu wynikającego z "dobrego adresu", chcą „mieszkać wśród swoich”

- Chcą mieszkać wśród osób o podobnym statusie materialnym. Mówią, że wśród swoich czują się bezpieczniej. Tłumaczą, że nie chcą, żeby ktoś nieodpowiedni miał wpływ na ich dzieci. Dla takich osób, podejrzany jest każdy, kto jest inny, ma niższe wykształcenie, gorszą pracę, gorszy samochód. Dla nich ktoś taki po prostu stwarza zagrożenie. Najczęściej w takim tonie wypowiadają się osoby, które się dorobiły. Nie zawsze pochodzą z rodzin tzw. intelektualistów, ale zaczęły więcej zarabiać i stać ich na luksusowe życie. Uważają, że ciężko pracowały na to, żeby awansować w hierarchii społecznej. Dlatego kiedy tylko się da zaznaczają, że należą do tej „lepszej grupy” – uważa dr Ernest Grochólski, socjolog.

To reakcja na komunizm i frustrację

Katarzyna Zaborska, która również prowadziła na ten temat badania na Uniwersytecie Warszawskim, pisze w swej pracy, że „współistnienie obszarów zamieszkanych przez ludzi o różnym statusie ekonomicznym skutkuje postępującym poczuciem zagrożenia zamożniejszych warstw społecznych”. Specjalistka twierdzi też, że zamykanie się na osiedlach może być reakcją na epokę komunizmu, kiedy to potrzeba własności prywatnej była tłumiona. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, lokatorzy bloków byli reprezentantami różnych warstw społecznych. To rodziło zdenerwowanie, frustrację, niechęć sąsiadowania z niewykształconymi mieszkańcami. Gdy pojawiła się możliwość odizolowania się i manifestowania przynależności do wyższej klasy społecznej, skorzystali z niej.

(toy)

styl życiazawodyosiedla
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (89)