Kto pomagał w przekręcie z chorym bydłem?
Jak to się stało, że ciężarówka, która jechała do ubojni w Rosławowicach (woj. łódzkie), wiozła na wpół żywe, chore i martwe bydło? Kto do tego dopuścił?
22.03.2013 06:30
Wszystko wskazuje na to, że przekręt zaczął się już wcześniej – gdy transport był jeszcze w województwie kujawsko-pomorskim. Jak ustalili śledczy, właśnie stamtąd bydło wieziono do ubojni pod Białą Rawską. W ładowni znalazły się zwierzęta, które nigdy nie powinny były jechać na ubój! Nie mówiąc o przerobieniu ich mięsa na jedzenie!
Każda sztuka bydła ma kolczyk, numer i paszport. Zanim pojedzie do ubojni, jest badana przez lekarza weterynarii, który stwierdza, czy bydło nadaje się do uboju i do wykorzystania do spożycia. Dlaczego więc chore krowy wieziono do ubojni? Jest parę możliwości.
Albo lekarz weterynarii celowo chore zwierzęta zakwalifikował jako zdrowe, albo stwierdził, że bydło jest chore, podpisał dokumenty, w których kwalifikuje je do utylizacji, a ono i tak pojechało do ubojni... – Nie spotkałem się z faktem nieuczciwości lekarza weterynarii przy badaniu mięsa. To są odpowiedzialni ludzie i wiedzą, jakie zagrożenie powstałoby, gdyby przymknęli oko na nieprawidłowości – twierdzi Roman Owecki, wojewódzki lekarz weterynarii w Łodzi. Skoro tak, to niby dlaczego system kontroli nie zadziałał? Niewykluczone, że doszło do wprowadzenia mięsa do obrotu bez wiedzy lekarza weterynarii. Takie mięso mogło być nierejestrowane lub pochodzić ze skupu chorych, a nawet martwych zwierząt. Śledczy muszą przewertować całą dokumentację nie tylko z ubojni, by znaleźć lukę, jaka pozwoliła wprowadzić niekontrolowane mięso.
Przeczytaj także:
Strażacy wykorzystywali nieletnie. NOWE FAKTY