Kto pracuje najwięcej na dyżurze?

Lekarzowi przysługuje każdego dnia 11 godzin nieprzerwanego odpoczynku. W przypadku dyżuru medycznego, który może trwać 24 godz., odpoczynek ten powinien zostać udzielony bezpośrednio po jego zakończeniu. Tyle teorii. W praktyce sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Jak to możliwe?

Kto pracuje najwięcej na dyżurze?
Źródło zdjęć: © thinkstock

04.11.2013 | aktual.: 11.06.2018 15:10

Od ich kondycji psychofizycznej zależy ludzkie zdrowie i życie. Stąd przepisy określające czas pracy lekarzy. Od 2011 roku nie powinien on przekraczać 7 godz. i 35 min. dziennie oraz przeciętnie 37 godz. i 55 min tygodniowo. Pracodawca ma prawo wydłużyć czas pracy do 48 godz. w tygodniu bez zgody lekarza, a jeśli ten sam zdecyduje się na większy wymiar czasu pracy (tzw.opt-out) - może zostać wydłużony do 72 godzin w tygodniu. Z prowadzonych w ubiegłym roku przez Państwową Inspekcję Pracy kontroli placówek służby zdrowia, wynika że czas pracy lekarzy przekraczany jest nagminnie. W jednym ze skontrolowanych szpitali, lekarz pracujący na etacie, wykonywał swoje obowiązki przez 103 godz. bez przerwy.

To oficjalny rekordzista najdłuższego dyżuru ujawniony przez PIP. Wiadomo jednak, że niektórzy pracują nawet dłużej. Problem dotyczy także pielęgniarek. Najbardziej oddana pracy przedstawicielka tej profesji, nie odpoczywała przez 144 godziny.

Aby obejść przepisy, dyrektorzy placówek medycznych, stosują najrozmaitsze metody. Podpisują z podwładnymi kilka umów o pracę lub zatrudniają ich nie na etat, a na podstawie kontraktów. A lekarzy czy pielęgniarek, którzy otwierają własną firmę i podpisują kontrakty np. ze szpitalem, narzucony odgórnie czas pracy nie obowiązuje.

Dwa lata temu, podczas piątej doby dyżuru, w szpitalu w Głubczycach, zmarł anestezjolog. Kilka dni wcześniej nie wychodził ze szpitala przez tydzień. Śmierć lekarza wywołała falę dyskusji na temat przepracowania przedstawicieli tego zawodu. Zgodnie z ustaleniami prokuratury, przyczyną śmierci lekarza nie był brak odpoczynku, tylko choroba. Dyrekcja szpitala nie złamała też przepisów, gdyż lekarz świadczył usługi na podstawie dwóch osobnych umów cywilno-prawnych - jedna dotyczyła pracy na bloku operacyjnym, druga w pogotowiu ratunkowym.

Przypadek zmarłego lekarza skłonił jednak do dyskusji na temat katastrofalnych skutków niedoboru snu dla organizmu. W zawodzie lekarza ryzyko jest tym większe, że zmęczenie nie tylko pogarsza stan zdrowia pracownika, prowadząc do nadciśnienia i chorób serca, ale grozi także popełnieniem błędu lekarskiego. W końcu - jak obliczył dr Charles Czeisler z Harvard Medical School - organizm pozbawiony snu przez dobę lub skazany na niedosypianie (4 - 5 godz. snu na dobę) przez tydzień, działa tak samo jakby miał we krwi 1 promil alkoholu. A lekarz, który świadczy usługi pod wpływem alkoholu, ryzykuje zarzut narażania pacjentów na utratę życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, za co grozi kara 3 lat więzienia. Za pracę przez kilkadziesiąt godzin bez odpoczynku, lekarzowi nie grożą żadne konsekwencje prawne.

Co na to pacjenci? Wielu z nich jest zaniepokojonych. Jak pani Ewa, która w 2011 roku postanowiła zainteresować problemem redakcję Głosu Wielkopolskiego. Czytelniczka wysłała do gazety list, do którego dołączyła grafik dyżurów szpitala w Trzciance, z którego wynikało, że ordynator jednego z oddziałów, w ciągu dziewięciu dni przepracował aż 190 godzin. Przepisy określające maksymalny czas pracy dotyczą tylko "etatowców". Lekarze, którzy mają własną działalność, sami ustalają swój czas pracy. A większość z nich podpisuje kilka kontraktów z różnymi jednostkami. Jeden kontrakt ze szpitalem, drugi z pogotowiem, trzeci z prywatną kliniką. Czasem dochodzi też prywatny gabinet. A są lekarze, którzy miejsc pracy mają jeszcze więcej.

Ile? Nawet 25! Tak przynajmniej ustalili w 2009 roku kontrolerzy z Narodowego Funduszu Zdrowia. Okazało się, że mniej niż 1/5 lekarzy zadowalała się pracą wyłącznie w jednym miejscu. Pozostali mieli od kilku do kilkunastu pracodawców. Rekordzista, lekarz z województwa łódzkiego - aż 25. W wielu przypadkach grafiki jednego pracownika w różnych lecznicach pokrywają się. Oczywiście nie może on być w kilku miejscach jednocześnie, ale pracodawcy często przymykają oko na spóźnienia czy nieobecność medyków (którzy w tym czasie leczą w innych ośrodkach zdrowia), bo tylko w ten sposób są w stanie zapewnić świadczenia konkretnych specjalistów, których brakuje na polskim rynku.
Nic więc dziwnego, że każdorazowo wnioski pokontrolne PIP-u są alarmujące. Lekarze pracują zbyt długo. A przemęczony medyk może okazać się równie poważnym zagrożeniem dla pacjenta, jak ten który właśnie wypił dwa piwa.

GV,JK,WP.PL

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (465)