Lewiatan: projektowane przez MŚ przepisy ws. ochrony gleb uderzą w przemysł (aktl.)
#
dochodzi komentarz resortu środowiska
#
23.05.2016 17:10
23.05. Warszawa (PAP/PAP Legislacja) - Proponowane przez resort środowiska bardzo wyśrubowane standardy ws. ochrony gleb, spowodują wzrost kosztów badań i usuwania ewentualnych zanieczyszczeń - przekonuje Konfederacja Lewiatan. Jak dodaje, koszty dla firm mogą wzrosnąć nawet o 700 proc.
Z tą argumentacją nie zgadza się resort środowiska. Przekonuje, że np. proponowane standardy ws. dopuszczalnych zawartości substancji w glebie powodujących ryzyko, zostały określone w taki sposób, by zapewnić bezpieczeństwo dla ludzi i środowiska. Są one też w zdecydowanej większości takie same jak obecnie, kilka zliberalizowano, a jedynie w nielicznych przypadkach zostały one zaostrzone.
MŚ przygotowało projekt rozporządzenia ws. sposobu prowadzenia oceny zanieczyszczenia powierzchni ziemi. Wynika ono z uchwalonej w połowie 2014 r. nowelizacji Prawa ochrony środowiska, które wdraża do polskich przepisów unijną dyrektywę (IED) ws. ograniczania tzw. emisji przemysłowych.
Zastępca dyrektora departamentu energii i zmian klimatu Konfederacji Lewiatan Agata Staniewska oceniła na poniedziałkowej konferencji prasowej, że projektowane przepisy bardzo uderzą w przemysł, m.in. rafineryjny i petrochemiczny.
Organizacja przekonuje, że z niewiadomych przyczyn MŚ narzuca bardzo wyśrubowane standardy dot. ochrony gleb. Wskazuje, że w przypadku niektórych zanieczyszczeń np. metali ciężkich czy benzenu zaproponowane wartości są ostrzejsze od obecnie obowiązujących standardów jakości gleby o kilkaset procent.
Staniewska argumentowała, że takie regulacje mogą być akceptowalne w przypadku terenów uprawnych, rolnych, czy mieszkaniowych. W przypadku terenów przemysłowych - mówiła - nie powinno się stosować tych samych standardów.
Lewiatan wskazuje, że zanieczyszczenia gleb i gruntów w przemyśle mają bardzo często lokalny, punktowy charakter. To z kolei wymaga oceny każdego przypadku z osobna.
Według Staniewskiej do polskich przepisów powinno wprowadzić się system oceny ryzyka. Jak wyjaśniła polegałby on na tym, że w przypadku, kiedy nie są spełnione normy, przedsiębiorca robi ocenę ryzyka, na ile zanieczyszczenie zagraża środowisku czy zdrowiu człowieka. Jeżeli jest ono realne, to wtedy stosuje się odpowiednie działania naprawcze.
Ekspert Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego Leszek Paprot dodał, że proponowane zmiany w prawie spowodują dodatkowe obciążenie dla przedsiębiorców. "Jeśli standard wzrasta dwustu, trzystukrotnie, to jak wzrosną koszty prac (badawczych, naprawczych)? - pytał. Jak zaznaczył, rafinerie, zakłady chemiczne tworzą odpowiednie rezerwy na remediację (oczyszczanie i usuwanie zanieczyszczeń powstałych w wyniku działania przemysłu lub w przypadku awarii) sięgające 100-200 mln zł. "Przez wprowadzenie nowych standardów będą one musiały wzrosnąć" - podkreślił Paprot.
Według niego przez stosowanie "metodologii rolniczej" - czyli m.in. uśrednianie próbek badawczych, wykonywania ich w większej liczbie - na terenach przemysłowych, spowoduje wzrost kosztów ich poboru i badania.
Lewiatan szacuje, że stosując wymagane prawem metody poboru próbek, koszt takiej usługi wzrośnie o ok. 600 proc, w przypadku badania nawet o 780 proc. Organizacja jako przykład podaje koszt badań próbek gruntu dla typowej stacji benzynowej. Obecnie wynosi on. ok. 1,5 tys. zł (5 odwiertów, 10 próbek gruntu), po zmianach wzrosnąć on może do ok. 11,5 tys. zł (45 próbek powierzchniowych, 20 próbek z głębszych poziomów).
Paprot dodał, że rosnące koszty, firmy mogą przerzucać na swoich konsumentów.
Ewa Rutkowska-Subocz z Kancelarii Dentons zwróciła też uwagę, iż projektowane rozporządzenie nie przewiduje przepisów przejściowych, co można potraktować jak działanie prawa wstecz. Wskazywała, że wielu przedsiębiorców otrzymało decyzje remediacyjne na "starych zasadach". Brak przepisów przejściowych - przekonywała - spowoduje najprawdopodobniej, że te decyzje będą musiały być ponownie przeanalizowane pod kątem dużo ostrzejszych standardów środowiskowych. (PAP)
Rzecznik prasowy resortu środowiska Jacek Krzemiński w przesłanym PAP komentarzu podkreślił, że ministerstwu nie są znane podstawy wyliczeń, na podstawie których Lewiatan twierdzi, że nowe rozporządzenie spowoduje "wzrost kosztów dla firm nawet o 700 proc.".
Zwrócił uwagę, że obowiązek badań i remediacji zanieczyszczonej powierzchni ziemi został wprowadzony w Polsce już w 2001 r., a z zmiany przepisów w tej sprawie, w tym rozporządzenie krytykowane przez organizację, zostały wymuszone unijną dyrektywą w sprawie emisji przemysłowych.
"W wyniku wdrożenia dyrektywy IED wcześniejsze przepisy dotyczące rekultywacji gleb przemysłowych i poprzemysłowych zostały złagodzone (dotyczy to także dopuszczalnych norm zawartości w glebie substancji niosących ryzyko dla zdrowia człowieka i stanu środowiska). Wcześniejsze krajowe uregulowania, w których rekultywacja zanieczyszczeń polegała na bezwarunkowym przywróceniu gleby i ziemi do stanu wymaganego standardami jakości, zmieniono na bardziej elastyczny obowiązek remediacji, który dopuszcza poddanie gleby, ziemi i wód gruntowych działaniom nie zawsze mającym na celu usunięcie zanieczyszczenia do stanu wymaganego standardami jakości gleby i ziemi (tylko jeżeli jest to jedyny sposób usunięcia zagrożenia), a w zamian - zmniejszenie ilości, kontrolowanie oraz ograniczenie rozprzestrzeniania się substancji powodujących ryzyko, w tym także samooczyszczanie" - wyjaśnił Krzemiński.
Rzecznik dodał, że wskazywana przez Konfederację Lewiatan kwestia "analizy ryzyka" znajduje się już w obecnych przepisach Prawa ochrony środowiska. "Jeżeli ocena występowania znaczącego zagrożenia dla zdrowia ludzi lub stanu środowiska wykaże, że takie zagrożenie nie występuje, regionalny dyrektor ochrony środowiska może zwolnić władającego powierzchnią ziemi lub innego sprawcę, w drodze decyzji, z obowiązku przeprowadzenia remediacji" - zaznaczył.
Przedstawiciel MŚ zwrócił ponadto uwagę, że prawo pozwala również na usunięcie zanieczyszczeń po zakończeniu eksploatacji instalacji, o ile nie stwarza ono znaczącego zagrożenia dla ludzi bądź środowiska.
Krzemiński przekonuje też, że ustalenie jednolitej głębokości diagnostycznej warstwy powierzchniowej gleby, umożliwi porównywanie stopnia zanieczyszczenia gleb oraz ryzyka dla człowieka i środowiska na wszystkich rodzajach użytków gruntowych na terytorium całego kraju, również w sytuacji zmiany formy użytkowania terenu. "Przyjęte rozwiązanie gwarantuje, że w przypadku zmiany sposobu użytkowania terenu wciąż aktualne będą wyniki badań gleby i ziemi. W przypadku odmiennego określenia głębokości pobierania próbek dla różnych rodzajów użytkowania, każdorazowo należałoby wykonywać badania, co generowałoby dodatkowe koszty" - dodał.
MŚ nie zgadza się z argumentacją Lewiatana, że narzucone zostały bardzo wyśrubowane standardy ws. dopuszczalnych zawartości substancji w glebie powodujących ryzyko. Rzecznik przekonuje, że zostały one określone na podstawie aktualnych danych naukowych w taki sposób, tak by zapewnić bezpieczeństwo dla ludzi i środowiska.
"Zestawienie dopuszczalnych zawartości substancji powodujących ryzyko dla wierzchniej warstwy gleby na terenach przemysłowych z dotychczas obowiązującymi w rozporządzeniu MŚ wskazuje, że w zdecydowanej większości przypadków utrzymano dotychczasowe poziomy progowe, jedynie w nielicznych przypadkach wartości te zostały zaostrzone, a kilka zliberalizowano" - podkreślił rzecznik.
Krzemiński dodał, że obecnie projekt rozporządzenia znajduje się na etapie uzgodnień międzyresortowych. Dotychczas obowiązujące rozporządzenie ministra środowiska utraci moc 5 września br.