Mała polska firma oskarża Smyka o plagiat. Sąd nakazał wstrzymanie sprzedaży
Firma Maylily zarzuca Smykowi wykorzystanie autorskich pomysłów na szablon graficzny kocyków. Rozmowy między firmami nie przyniosły skutku, więc sprawę rozstrzygnie sąd. Na razie wstrzymał sprzedaż spornych produktów. Po oświadczeniu małej firmy Smyk natomiast grozi jej procesem o zniesławienie.
27.01.2021 18:14
Maylily to polska firma zajmująca się sprzedażą produktów skierowanych dla najmłodszych. Są to m.in. zabawki, ubranka czy choćby wspomniane kocyki.
Sprawa dotyczy tych ostatnich. Otóż Maylily w swoich projektach wykorzystuje autorskie wzory, które są wykonywane przez grafików współpracujących z firmą. Prawdopodobieństwo przypadkowego zaprojektowania identycznego szablonu wydaje się minimalne. Tymczasem bardzo podobny wzór, jakim obszyto kocyk Maylily, znalazł się na produkcie dostępnym w sklepach Smyk.
Czujność klientów
Właścicielka marki Katarzyna Mitas informuje w rozmowie z WP Finanse, że to klienci odkryli podobieństwo wzorów.
- Działanie Smyka było dla nas bardzo bolesne, tym bardziej, że zidentyfikowali je klienci i musiałam włożyć wiele wysiłku, by wytłumaczyć im zaistniałą sytuację. Niektórzy myśleli, że to nasze kocyki są sprzedawane w sieci - tłumaczy Katarzyna Mitas.
Firma nie czekała długo. Podjęła odpowiednie kroki od razu, gdy zorientowała się, że Smyk czerpie zyski ze sprzedaży kocyków z wzorami, które bardzo przypominają te z jej produktów.
"Kocyk firmy SMYK S.A. sprzedawany był zarówno w sklepach stacjonarnych firmy w całej Polsce, jak i w sklepie internetowym firmy, a także za granicą w kilku krajach – w sklepach firmy oraz w innych sklepach" - czytamy w oświadczeniu opublikowanym przez Maylily.
Kocyk pojawia się i znika
"Jest to dla nas sytuacja trudna i nowa, nie sądziliśmy, że kiedykolwiek coś takiego nas spotka, tym bardziej, gdy drugą stroną jest powszechnie znany, ogromny podmiot o ugruntowanej pozycji" - czytamy w oświadczeniu Maylily.
Firma skontaktowała się ze Smykiem i wystąpiła z wnioskiem o "m.in. zaprzestanie sprzedaży produktów opatrzonych spornym wzorem". Smyk zadeklarował, że produkt zostanie wycofany ze sprzedaży. Tak się jednak nie stało.
Zobacz także
- Pomimo deklarowanego zaprzestania dystrybucji kocyk był widoczny na stronie smyk.com i - z informacji uzyskiwanych przez telefon - dostępny w niektórych sklepach stacjonarnych - mówi Mitas.
Właścicielka Maylily podkreśla również, że kocyki kilkukrotnie powracały do sprzedaży internetowej Smyka. Tym sposobem jednemu z pracowników udało się zakupić produkt.
- Te wzory, tak jak widać na zdjęciach, są bardzo podobne, wręcz takie same. Dlatego podjęliśmy odpowiednie działania prawne - dodaje kobieta.
Sąd wstrzymuje sprzedaż
- W naszej ocenie, pozwany naruszył dobre obyczaje, a jego działanie godzi nie tylko w naszą klientkę, ale również pozostałych uczestników rynku - w tym klientów - komentuje prawnik Katarzyny Mitas, mec. Marcin Maruszczak.
Pierwszym krokiem Maylily przed właściwym pozwem było złożenie wniosku o zabezpieczenie. Chodziło o to, by Smyk nie mógł już sprzedawać kocyków będących powodem sporu.
Sąd do wniosku się przychylił, ale Smykowi przysługuje zażalenie. W tej chwili, w przypadku utrzymania w mocy decyzji sądu, do czasu prawomocnego rozwiązania sprawy Smyk nie będzie mógł sprzedawać spornego kocyka.
- Korzystne dla naszej klientki rozstrzygnięcie sądu pierwszej instancji w sprawie zabezpieczenia roszczenia pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość i rozwój sytuacji procesowej - podsumowuje drugi adwokat Mitas, mec. Maciej Tomaszewski.
Skontaktowaliśmy się ze Smykiem w sprawie zaistniałej sytuacji. Sieć wystosowała długie oświadczenie, odnosząc się do wspomnianych zarzutów.
"Współpracujemy z licznymi partnerami. Zakupując produkty od kontrahentów handlowych, działamy w dobrej wierze, polegając na ich zapewnieniach, że oferowane wzory są ogólnodostępne, ich odsprzedaż przez SMYK nie będzie powodowała naruszenia praw podmiotów trzecich" - czytamy w oświadczeniu Smyka.
Firma tłumaczy, że sprawa zaczęła się w połowie zeszłego roku. Smyk z Maylily miał próbować negocjować, wstrzymał też sprzedaż kocyka. Zdaniem sieci sklepów, Katarzyna Mitas miała jednak "niespotykanie wygórowane roszczenia". Smyk twierdzi też, że prowadził długą korespondencję z jej sklepem. Proszono w niej m.in. o czas na wyjaśnienie sprawy.
"Jednak każda taka prośba była potraktowana jako przejaw złej woli. Podejmowaliśmy próby koncyliacyjnego rozwiązania tego sporu, ale druga strona nie wykazywała zbyt dużej woli współpracy w zakresie wypracowania takiego rozwiązania" - tłumaczy sieć.
To jednak nie wszystko. Smyk po oświadczeniu, jakie Maylily opublikowało na swojej stronie, zamierza wytoczyć małemu sklepowi pozew.
"Informacje zamieszczone w oświadczeniu Maylily noszą znamiona zniesławienia i godzą w dobre imię spółki SMYK. SMYK S.A. ma prawo do dochodzenia swoich praw na drodze sądowej" - czytamy na koniec.
Smyk skupia ponad 200 sklepów w całej Polsce. Dodatkowo sieć posiada łącznie 29 sklepów własnych w Rumunii i na Ukrainie oraz 10 sklepów franczyzowych na Bliskim Wschodzie. Historia samej marki sięga aż 1952 roku.
Tymczasem Maylily powstała w 2012 roku. Z czasem sprzedaż pierwszych wielorazowych pieluch w Polsce została rozszerzona o nowe produkty. Dzisiaj Maylily to sklep internetowy, który na Instagramie zrzesza grono ponad 44 tys. obserwujących użytkowników.