Młodzi Polacy tanią siłą roboczą Zachodu!
Kilkanaście lat swojego młodego życia poświęcili nauce, mają pokończone studia wyższe, niektórzy tytuły doktora, znają po kilka języków. Ale zamiast pracować dla kraju, robić kariery, bogacić siebie i ojczyznę, wybierają emigrację i harówę na niemieckich budowach i angielskich zmywakach. Stają się najtańszą siłą roboczą na Zachodzie, bo w Polsce, gdy opuszczą mury szkół i uczelni, czeka ich tylko bezrobocie.
29.03.2011 | aktual.: 30.03.2011 11:10
Kryzys, nie kryzys, a wykształceni Polacy wciąż uciekają za granicę, bo w kraju nie ma dla nich ani pracy, ani nawet widoków na nią w przyszłości.
- Polska gospodarka nie jest w stanie wchłonąć ludzi wykształconych. Szkolnictwo wyższe nie jest zorientowane, jeśli chodzi o zapotrzebowanie rynku. Ludzie nie mają pracy w kraju, więc wyjeżdżają za granicę - diagnozuje profesor Zdzisław Krasnodębski, socjolog.
Krystyna Łybacka, posłanka SLD, zauważa, że każdego roku studia kończy kilkaset tysięcy osób, z czego znaczna część wybierała kierunki zgodnie z modą, a nie zapotrzebowaniem na rynku. - I potem nie mogą znaleźć pracy - mówi była minister oświaty.
Dlatego mimo, że są wykształceni i znają języki masowo zasilają szeregi bezrobotnych. Potem następuje kryzys i decyzja o wyjeździe „za chlebem”. A coraz więcej europejskich krajów tylko na to czeka i otwiera dla Polaków swoje rynki pracy. Od 1 maja dołączają do nich Austria i Niemcy.
- Pracy w Niemczech będzie szukało około miliona Polaków - przewiduje profesor Krasnodębski. Problem w tym, że ci młodzi zdolni ludzie chwytają się każdej pracy, by przeżyć. Psycholodzy zostają kierowcami w Anglii za ponad 8 tys. złotych miesięcznie, a inżynierowie budowlańcami w Irlandii za 10-tysięczne pensje. Pierwsze wypłaty ich szokują - na ich kontach pojawia się dużo pieniędzy. Ale niestety tylko w Polsce, bo w warunkach zachodnich to niewiele. Następuje rozczarowanie i frustracja, ale nie mają wyjścia, bo powrót do Polski oznacza całkowite bezrobocie.
Problem polskich imigrantów
Polscy imigranci są najgorzej opłacaną grupą spośród 26 narodowych społeczności imigrantów na brytyjskim rynku, a zarazem jedną z najciężej pracujących – podaje IPO.pl.
Zarabiają średnio 7,30 funta za godzinę (wobec ustawowego minimum 5,25 funta) i w tygodniu pracują średnio 41,5 godzin - wynika z raportu Instytutu Badań nad Polityką Państwa (IPPR). Raport oparty jest na badaniach 26 różnych narodowych społeczności w Wielkiej Brytanii i bierze za punkt wyjścia oficjalne dane.
Najlepiej zarabiają Amerykanie, zwykle pracujący w bankowości lub wielkim biznesie. Ich wynagrodzenia to średnio 17,10 funta za godzinę, a ich tydzień pracy liczy średnio 42 godziny. Ich przeciętne roczne zarobki szacowane są na 37,250 funtów wobec 21,250 funtów w przypadku średnich zarobków wśród Anglików.
Anglicy jako społeczność sytuują się na 13. miejscu pod względem wysokości wynagrodzeń; zarabiają średnio o około jedną trzecią więcej (średnio 11,40 funta na godzinę) niż Polacy i pracują przeciętnie jedną ósmą krócej niż oni - 36,5 godziny w tygodniu.
Z raportu wynika też, że imigranci - stanowiący w zeszłym roku ok. 10,1 proc. ogółu ludności Wysp wobec 5,8 proc. w 1971 r. - są niezbędni dla niektórych sektorów gospodarki, np. publicznej służby zdrowia, które bez ich wkładu napotkałyby duże trudności.
Największy poziom zatrudnienia spośród 26 grup narodowych objętych badaniami występuje wśród Australijczyków (88 proc. w stosunku do ogólnej liczby), a najniższy wśród Somalijczyków (19 proc.). W przypadku Polaków wynosi 85 proc. i jest jednym z najwyższych.
JK