Mongoł je nasze ogórki

W Mongolii bardziej znani od nich są tylko Chopin i Kopernik. Wśród żyjących - to już z pewnością nie mają sobie równych. Bracia Urbanek, łowiccy producenci sałatek i ogórków, wypromowali w tej azjatyckiej republice markę porównywalną z coca-colą, sami reprezentują Polskę lepiej niż niejeden ambasador.

17.12.2007 07:35

Urbankowie zarejestrowali niedawno trzy tradycyjne produkty regionalne: powidła, ogórki kiszone i konserwowe, oczywiście wszystko po łowicku. Teraz szykują wielką ekspansję: nowe rynki, kolejne produkty i... tylko tyle, szczegóły to tajemnica, której Wojciech Urbanek nie chce na razie zdradzić za żadne skarby. Może sobie na to pozwolić, bo firma pozostaje familijnym interesem, tyle że kilkadziesiąt razy większym niż w jego początkach blisko 20 lat temu.

Do Łowicza rodzina Urbanków przybyła z Podkarpacia w latach 60., gdy ojciec Kazimierz dostał etat kierownika w tutejszych zakładach przetwórstwa owocowo-warzywnego. W latach 70. jego synowie - Wojciech, Andrzej i Jacek - zaczęli studia w Łodzi, wszyscy na prestiżowym Wydziale Ekonomiczno-Socjologicznym tutejszego uniwersytetu. Potem trafili do zakładu ojca i szybko zaczęli myśleć o zarabianiu pieniędzy na własną rękę. Interesy zaczynali w połowie lat 80. Wojciech zaczął raczkować w branży budowlanej, Andrzej i Jacek smażyli (oddzielnie) prażynki z ziemniaków. Siły postanowili połączyć dopiero po roku 1989. Dziś trzej bracia są właścicielami, ojciec "tylko" prokurentem, choć w Łowiczu mówią, że to właśnie on trzyma firmę żelazną ręką.

W historii rodzinnej firmy Urbanek niewątpliwie dużą rolę odgrywał przypadek. Na początku myśleli, że wspólnie będą produkować prażynki, te jednak szybko zarzucili. Znajomy poznał ich z francuskim producentem ogórków. Zrobili na nim takie wrażenie, że dał im podstawowy sprzęt do kiszenia i zaliczkę na zakup surowca od rolników. Zakisili dla niego 80 ton i tak wszystko ruszyło. Firma zaczęła rosnąć jak na drożdżach. Dziś zatrudniają 130 osób, a w sezonie - nawet 300. Warzywa skupują od 400 rolników - wszyscy są spod Łowicza, bo transport surowców na większe odległości jest w tej branży nieopłacalny. Chwalą się, że łowicki zakład należy do najnowocześniejszych w kraju. Szczególnie dumni są z maszyny do automatycznego rozdzielania i nakładania sałatek do słoików. _ Nawet goście z Unii Europejskiej byli zachwyceni _ - mówi Wojciech Urbanek.

Produkują ogórki kiszone i konserwowe, sałatki naddunajskie, buraczki w trzech odmianach, marchew konserwową, pieczarki, oliwki, chrzan, keczup, leczo i powidła. Przerabiają rocznie ponad 10 tys. ton warzyw, w tym samych ogórków - ponad 4,5 tys. ton. 40 proc. produkcji wysyłają na eksport - do Rosji, Mongolii, Izraela i Stanów Zjednoczonych.

O ile w Polsce mają silną konkurencję ze strony Agros Nova, Horteksu i Rolnika, o tyle w Mongolii mogą cieszyć się statusem niemal monopolistów - aż 60 proc. przetworów warzywnych na półkach tamtejszych sklepów pochodzi z Łowicza!

Słynne zdanie o tym, że w Mongolii znane są trzy polskie nazwiska: Chopin, Kopernik i Urbanek - padło naprawdę. Wypowiedział je w 1998 r. prezydent tej azjatyckiej republiki Nacagijn Bagabandi w pałacu Aleksandra Kwaśniewskiego podczas spotkania z polskimi politykami i biznesmenami. Dla zaproszonego na uroczystość Wojciecha Urbanka był to jeden z piękniejszych dni w życiu, zwłaszcza że tyle osób wtedy podchodziło, gratulowało. Bliższe kontakty z Mongolią zaczęły się już na początku lat 90., gdy firma dopiero się rozwijała. Produkowana przez Urbanków sałatka naddunajska zasmakowała niebywale mongolskim studentom przebywającym na stypendiach w Polsce. Wracając do rodzinnego kraju, zabierali ze sobą torby pełne słoików. Sałatka stała się w Mongolii hitem, wkrótce do Łowicza zaczęły zjeżdżać tabuny egzotycznych kupców. Potem bracia uporządkowali interesy na tamtejszym rynku, założyli przedstawicielstwo, powierzając mu dystrybucję.

Urbankowie zaczęli sami bywać na Wschodzie. Zwłaszcza Wojciech. W połowie ubiegłej dekady awansował tam niemal do rangi ambasadora. Ponieważ oficjalnego przedstawiciela Polska wtedy w Mongolii nie miała, pan Wojciech był zapraszany i przedstawiany na spotkaniach korpusu dyplomatycznego jako przedstawiciel III RP. Po latach wciąż przyjmowany jest tam bardzo gorąco, zwłaszcza gdy jego rozmówcy dowiadują się, że Urbanek to żywy człowiek, a nie tylko nazwa firmy.

Urbankowie dumni są też z sukcesów w Izraelu. Łowickie ogórki zawieźli tam na początku lat 90. rosyjscy Żydzi wracający do ojczyzny. Później podbiły one podniebienia miejscowych. Oczywiście tamtejszy rynek jest inny niż wszystkie. Dlatego dwa razy do roku do Łowicza przyjeżdża specjalnie z Izraela rabin, aby skontrolować, czy produkowane przetwory są aby na pewno koszerne. Sprawdza, czy przestrzegane są przepisy, przygląda się składnikom, a na koniec wydaje atest. _ To nie jest uciążliwe, wręcz przeciwnie _- mówi Wojciech Urbanek. _ Jeżeli udaje nam się spełnić wymogi tak wymagającego rynku jak izraelski, to dla nas nobilitacja _ - podkreśla przedsiębiorca.

Urbankowie pokazali już, że nie boją się dalekosiężnych działań. Czym zaskoczą nas teraz?

Piotr Brzózka
POLSKA Dziennik Łódzki

Obraz

Polecamy:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)