Multietatowcy, czyli Polska chałturalna

Chałturzą księgowi i informatycy. Notesy budowlańców wręcz pękaja w szwach od terminów ukończenia dodatkowych robót. Nikogo nie dziwi
nauczyciel, który pracuje w dwóch szkołach, ognisku wychowawczym i poradni psychologiczno-pedagogicznej.

Multietatowcy, czyli Polska chałturalna

02.05.2007 | aktual.: 02.05.2007 16:34

*Chałturzą księgowi i informatycy. Notesy budowlańców wręcz pękają w szwach od terminów ukończenia dodatkowych robót. Nikogo nie dziwi nauczyciel, który pracuje w dwóch szkołach, ognisku wychowawczym i poradni psychologiczno-pedagogicznej. Więcej – nie dziwi nawet belfer, który po zajęciach w szkole, przywdziewa fartuch i sprząta klasy, porządkuje boisko, czy myje szkolne okna. Za coś normalnego uważa sie chałtury lekarzy. *
- Wszyscy moi znajomi lekarze chałturzą. Rekordzistą jest ortopeda, który pracuje w pięciu miejscach. Zarabia około 10 tysięcy złotych miesięcznie, śpi po 5 godzin dziennie. Musi wstawać o świcie, żeby dojechać do ośrodka zdrowia oddalonego kilkanaście kilometrów od miejsca zamieszkania. Ma 38 lat i dwa zawały za sobą. Ja pracuję w dwóch miejscach – w szpitalu i prywatnej klinice. Staram się o kolejną posadę – twierdzi Tomasz Rębiński, chirurg.

Co trzeci chałturzy
Z badań wynika, że co trzecia osoba przyznaje się do chałtur. Powód jest jeden - chęć dorobienia. Chałturnicy najczęściej twierdzą, że gdyby otrzymywali odpowiednie wynagrodzenie w jednym zakładzie pracy, zrezygnowaliby z innych. - Naprawdę nie chcę zarabiać niebotycznych pieniędzy, chcę normalnie żyć. Jako świetliczanka w gdańskiej szkole zarabiam 900 złotych na rękę. Sama wychowuję troje dzieci i po prostu muszę jeszcze dawać korepetycje i opiekować się popołudniami dziećmi w ognisku środowiskowym – twierdzi Dorota Jakimczyk.
Pracodawcy na ogół nie mają nic przeciwko chałturom swoich podwładnych, o ile nie zaniedbują oni swoich obowiązków. Niektórzy wręcz uważają, że dodatkowa praca świadczy o ich przedsiębiorczości i radzeniu sobie w życiu.
- Nie interesuję się tym, co moi pracownicy robią po godzinach pracy. Dziś są takie czasy, że trzeba pracować w kilku miejscach. Wolę zatrudniać osoby, które pracują w kilku zakładach pracy, to znaczy że są obowiązkowymi i cennymi pracownikami również w innych firmach. Na pewno chałtura nie jest niczym wstydliwym, a wręcz przeciwnie – twierdzi Waldemar Janicki, właściciel biura rachunkowego w Płocku.

Pasztet artystyczny
Nie są niczym wstydliwym również chałtury gwiazd show biznesu. W ich przypadku nie chodzi jednak o dorobienie, by związać koniec z końcem, jak w przypadku nauczycieli, czy lekarzy. Chodzi tu raczej o pensję na sfinansowanie wyjazdu zagranicznego, czy kupna nowego auta. Dziś już rzadko który artysta zarzeka się, że nie będzie brał udziału w reklamie. Nawet jeśli przedmiotem promocji ma być pasztet. Taki właśnie produkt reklamuje Katarzyna Skrzynecka, która na występie w telewizyjnym spocie miała zrobić 100-150 tys. złotych. Obecnie najdroższymi gwiazdami są Michał Wiśniewski i Joanna Brodzik. Zdaniem „Dziennika” za udział w reklamie Michał Wiśniewski może wynegocjować od 737 500 zł, a Joanna Brodzik ok. 544 000 zł. O kwoty w wysokości 400 tys. złotych mogą walczyć Hubert Urbański, Szymon Majewski i Maciej Zakościelny. Takie pieniądze są dla najbardziej rozpoznawalnych i lubianych. Całej reszcie artystów pozostaje prowadzenie imprez, konferencji, otwieranie hipermarketów i zabawianie biznesmenów na balach. Tu
też da się zarobić.

Nawet wstążka kosztuje
Bardzo znany artysta za prowadzenie balu lub aukcji bierze 25-30 tys. zł. Popularny dziennikarz bądź prezenter zgarnie około15 tys. zł. Od 350 zł trzeba zapłacić mało znanemu aktorowi za prowadzenie imprezy dla dzieci w supermarkecie. O ile za chałturę trudno uznać rolę w telenoweli, to udział w np. „Tańcu z gwiazdami” lub programie „Jak oni śpiewają” można spokojnie tego zaliczyć. Jak podaje dziennik „Fakt” podobno najwięcej, bo aż 12 tys. zł za odcinek zgarniał Marek Siudym, Bartek Obuchowicz brał 8 tys. zł, a gwiazda „Sąsiadów” Małgorzata Lewińska 5 tys. zł. Po zakończeniu programu na wypracowanej tanecznie lub śpiewająco popularności tez można zarabiać, np. przecinając wstęgi podczas otwarcia nowej stacji paliw.
Gwiazdy muzyczne, którym coraz ciężej sprzedawać płyty i grać biletowane koncerty muszą dorabiać na chałturach. Występują na imprezach zamkniętych dla pracowników wielkich korporacji, na świętach miast, sponsorowanych koncertach plenerowych. Na tego typu imprezach artyści grają zazwyczaj krócej, czasem nawet nie chcą wykonywać niektórych utworów. Zgarniają nawet do 50 tys. zł za koncert. Na zamkniętej imprezie promocyjnej za krótki występ np. Kayah bierze około 15 tys. zł. Stawki są ponoć dwukrotnie wyższe niż za normalne koncerty.

*Nic wstydliwego *
Jeszcze kilka lat temu chałtury były ukrywane. Istniały w PRL-u, chociaż o tym głośno się nie mówiło. Muzycy grali na zagranicznych statkach, tancerki i aktorki występowały na prywatnych przyjęciach, piosenkarze śpiewali na jubileuszach firm, malarze projektowali propagandowe plakaty, pisarze tworzyli pod pseudonimem gnioty.
- Kiedyś za określenie „chałturnik” artyści mogli się wręcz obrazić, bo to znaczyło tyle co bycie tandetnym, sprzedajnym. Niektórzy twierdzili, że chałtura to wręcz prostytucja.
Dziś chałtura jest już słowem powszechnym, artyści nie tylko się jej nie wstydzą, ale otwarcie o nią zabiegają, w czym pomagają im wyspecjalizowane agencje. Chałtury stały się powszechnie akceptowanym stylem życia i bycia - uważa prof. Anna Zadrożyńska, antropolog kultury. - W czasach gospodarki wolnorynkowej i widocznego kultu pieniądza zmienił się stosunek do zarabiania na byle czym, czyli do chałtur. Czasy są ciężkie, ludzie dorabiają, jak mogą.

To źle świadczy o firmie
A jak wygląda sprawa chałtur za granicą? Okazuje się, że za wyjątkiem show biznesu , nie są popularne. Pracodawca zabiega o to, by jego podwładny skupiał się na pracy wyłącznie w jego firmie. Potrafi go do tego skutecznie przekonać. Właściciel niemieckiej firmy specjalizującej się w sektorze informatycznej twierdzi, że chałtury podwładnych źle świadczą o zakładzie pracy.
- Co by powiedzieli inni pracodawcy, gdyby wiedzieli, że moi pracownicy zarabiają u mnie tak źle, że muszą szukać innego zatrudnienia. Nie toleruję chałturników również ze względu na tajemnicę firmy. Poza tym zależy mi, żeby pracownicy w wolnym czasie odpoczywali – twierdzi Thomas Fischer.
W krajach Europy Zachodniej jest wręcz nie do pomyślenia sytuacja, gdy nauczyciel dodatkowo pracuje jako sprzątacz lub roznosiciel pizzy.
- Nie mam nic przeciwko sprzątaniu, ale w jakiś sposób ta czynność podważa autorytet nauczyciela. Nie chciałabym, żeby moi nauczyciele dorabiali w ten sposób. Praca z dziećmi jest dla nich dość stresująca. Po pracy konieczny jest komfort psychiczny – twierdzi Mary Evans, dyrektor szkoły podstawowej w Londynie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)