"Na Kaczyńskiego", "na fajną laskę" - na co jeszcze naciągają e‑żebracy?

Proszenie o jałmużnę, choć trudno nazwać pracą, jest w każdym razie zadaniem ciężkim i nieprzyjemnym. Wiele godzin na dworze - bez względu na pogodę, do tego skrępowanie wynikające z proszenia o pomoc obcych ludzi, znoszenie niewybrednych komentarzy... Nic dziwnego, że bardziej zaradni "żebracy" przenieśli się z pod kościołów do internetu

"Na Kaczyńskiego", "na fajną laskę" - na co jeszcze naciągają e-żebracy?
Źródło zdjęć: © sxc.hu

11.01.2011 | aktual.: 11.01.2011 12:21

Tu ani zima nie straszna, ani nie trzeba pokazać własnej twarzy, ani powtarzać 100 razy dziennie swojego apelu. Wystarczy raz skonstruować dobry wpis i czekać. Trzeba też oczywiście założyć konto i mieć dostęp do sieci. Jednak dziś to już nie problem.

W wielu miejscach, np. w urzędach każdy może skorzystać z darmowego internetu, a założenie konta w banku też nie jest szczególnie skomplikowane. Konieczne jest jednak większa przedsiębiorczość niż w przypadku proszenia o datki na ulicy. Odpada przecież element współczucia jaki wywołuje kobieta z dzieckiem na ręku siedząca w zimny dzień pod kościołem.

Żebrzący traci też możliwość zaczepienia potencjalnego darczyńcy w sytuacji, w której ten da cokolwiek byle tylko "spławić" proszącego - np. przy kasie, gdy próbujemy jednocześnie pakować zakupy, płacić i jeszcze nie zgubić portfela. Co więcej zaczepiony na ulicy przechodzień musi tylko sięgnąć do kieszeni po monetę. Internauta darczyńca musi wykonać trochę więcej pracy przelewając swój datek. Teoretycznie wystarczy kilka minut, ale ludzie są leniwi...

Dlatego żebranie przez internet wymaga zupełnie innych umiejętności i technik, niż to klasyczne - uliczne. Przede wszystkim liczy się pomysł. Jest kilka możliwości. Najpopularniejsze to:
- na "chore dziecko" - nie ujmując nic rodzinom, które szukają wszelkiej pomocy dla rzeczywiście chorego malucha,
- na "fajną laskę" - czyli bez ściemy i wzbudzania litości,
- na "rozrywkę" - chcę dużo, a jestem leniem - przynajmniej uczciwie, - na "spłatę długów",
- na "studia i inne wzniosłe cele jednostki", oraz - na "eksperyment".

Niektóre odwołują się do współczucia, inne do fantazji. Eksperyment - czyli weź udział w moim sprawdzianie czy uda się namówić milion osób do przekazania mi tylko jednego dolara - sprawia z kolei, że za niewielką kwotę stajemy się częścią jakiegoś badania. Wynik eksperymentu zaczyna nas żywo interesować - więc w ramach własnej rozrywki nie tylko rozstajemy się z dolarem, ale też rozsyłamy informacje o teście do znajomych by i oni wzięli w nim udział. Za prekursorkę i prawdziwą mistrzynię żebractwa w sieci uważana jest Karyn Bosnak, która w 2002 roku założyła stronę internetową, na której zamieściła swój apel o pomoc w wyjściu z długów. Kobieta zadziałała bezpośrednio: "nie przekazujesz pieniędzy na cele charytatywne, ale pomagasz lasce, która wydaje zbyt dużo pieniędzy". Jej bezpośredniość spodobała się internautom, którzy w kilka miesięcy spłacili jej 20 tys. dług. Jako prekursorka, Karyn szybko stała się popularna. Zapraszano ją do programów telewizyjnych i wydano książkę, w której kobieta opowiada jak
wyszła z długów. Sukces Karyn dał nadzieję tysiącom jej naśladowców.

Większość nie odniosła aż takiego sukcesu jak ona, ale znalazły się też wyjątki. Angielski student Alex Tew, wystawił na wirtualną sprzedaż milion pikseli. Każdy po dolarze. Cel - zebranie pieniędzy na czesne. Jego historię opisały brytyjskie gazety "The Daily Telegraph", "The Sun" oraz "The Guardian". Nic dziwnego - w krótkim czasie chłopak pozbył się niemal wszystkich wystawionych na sprzedaż pikseli.

Zdecydowanie mniejsze zyski udaje się osiągnąć innym e-żebrakom. Większość z nich zbiera na dom lub samochód, znaczna część na piwo i podróże. Niektórzy potrzebują pieniędzy na bilet do Australii, jak Michał Kubiak, który sprzedawał w tej intencji cegiełki z hasłem " Pomóż mi uciec przed Kaczyńskimi" - po wygranych wyborach prezydenckich Lecha Kaczyńskiego. Niektóre panie potrzebują dotacji na zakup wymarzonych szpilek czy torebki...

Tak naprawdę cel jest jednak drugorzędny. Ważne, by treść apelu była chwytliwa i oczywiście by nasza prośba dotarła do jak największej liczby osób. Osoby, którym w e-żebractwie uda się odnieść sukces - mogą by pewne jednego: w innym biznesie z pewnością też sobie poradzą. Uzyskiwanie jałmużny w internecie jest bowiem trudną sztuką. Konkurencja duża, a chętnych do rozstania się z "dublonem" niewielu.

Agata Dutkowska/JK

internetżebrakstrony internetowe
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (17)