Najdziwniejsze polskie podatki. Oto jak politycy próbują łatać dziurę budżetową
Dziura budżetowa zachęca rządzących do wymyślania coraz ciekawszych sposobów na ściąganie z podatników pieniędzy. Historia pokazuje, że dziwaczne pomysły na podatki to nie wymysł ostatnich lat. Car Rosji Piotr I Wielki wprowadził podatek od brodaczy, a w Wielkiej Brytanii obowiązywał przez 300 lat podatek od tchórzostwa, który musieli opłacać ci, którzy nie chcieli iść na wojnę. Wydaje się, że nie ma rzeczy których nie można by było opodatkować. Zobacz jakie pomysły mają nasi politycy.
Sejm wprowadził 70-procentowy podatek od odpraw i odszkodowań dla menadżerów odchodzących ze spółek z udziałem skarbu państwa. Podobny podatek obowiązuje na Węgrzech i wynosi aż 98 procent. Wprowadzenie tego podatku spotyka się raczej ze społecznym przyzwoleniem, jednak w przeszłości nie brakowało pomysłów na daniny, które budziły kontrowersje i wywoływały śmiech. Zobacz, jakie podatkowe rewolucje chcieli swego czasu zafundować nam politycy.
Jednym z dziwniejszych podatków nadal pobieranych jest opłata klimatyczna, którą według Ministerstwa Finansów można ściągać tylko w miejscowościach posiadających korzystne właściwości klimatyczne i walory krajobrazowe. Jednak opłaty żądały również miejscowości z zanieczyszczonym powietrzem. Po złożonej do sądu skardze o unieważnienie uchwały o pobieraniu opłaty miejscowej ogłoszono wyrok o likwidacji opłat w miejscowościach z zanieczyszczonym powietrzem.
Do roku 2008 obowiązywał w Polsce podatek za psa (inne zwierzęta domowe nie były opodatkowane). Był to podatek kwotowy. Jego wysokość była ustalana przez gminy. W 2007 roku wynosił przeważnie 40 zł. Całość podatku wpływała do budżetu gminy. Poza celem fiskalnym, podatek miał również ograniczyć liczbę zwierząt. Z podatku wyłączone były psy gospodarskie.
Podatek basenowy w 2011 roku był pomysłem SLD. Mieli go płacić prywatni właściciele dóbr luksusowych znajdujących się przy ich nieruchomości, czyli za baseny lub korty tenisowe. Opłata ta nie jest autorskim pomysłem - funkcjonuje już w Grecji.
Podatek od coca-coli to propozycja senatora PO Jana Rulewskiego z 2009 roku, nad którą zastanawiało się też Ministerstwo Finansów pięć lat później. Do każdego litra słodzonego napoju trzeba by było dopłacać od 1 do 10 groszy dodatkowej daniny (wcześniej Jan Rulewski mówił nawet o 30 groszach). Ten pomysł również nie jest polski, wymyślono go w Stanach Zjednoczonych.
W 2010 roku posłowie PSL wpadli na pomysł opodatkowania Polaków, którzy ukończyli 40 lat, a nie posiadają dzieci. Tak zwane bykowe płacić miałyby nie tylko osoby samotne, ale również te pozostające w małżeństwie.