Nianie: mamy dość kamer w miejscu pracy!

Sposobów na kontrolowanie pracowników jest wiele. Coraz powszechniejszy jest instalowany w firmie monitoring. Nie dziwi już nagrywanie rozmów ze służbowych telefonów, kamery w miejscu pracy czy stały nadzór nad służbowym adresem mailowym.

Nianie: mamy dość kamer w miejscu pracy!
Źródło zdjęć: © PAP/ITAR/TASS/internet

15.03.2013 | aktual.: 18.03.2013 11:23

Sposobów na kontrolowanie pracowników jest wiele. Nie dziwi już nagrywanie rozmów ze służbowych telefonów, coraz popularniejsze stają się kamery w miejscu pracy czy stały nadzór nad służbowym adresem mailowym. Na ukryte kamery narzekają przede wszystkim opiekunki do dzieci i pracownicy sklepów wielkopowierzchniowych.

Nie ma wprawdzie ścisłych regulacji prawnych dotyczących monitoringu pracowników, jednak kontrolując pracę podwładnych nie wolno naruszać ich prawa do prywatności. Nie wolno więc monitorować pracownika w przestrzeniach, w których nie wykonuje on swoich obowiązków służbowych - w pomieszczeniach socjalnych czy toaletach. Prawo do prywatności narusza też kontrolowanie prywatnych skrzynek mailowych pracowników.

Przełożony, który chce legalnie kontrolować działanie swoich podwładnych, zobowiązany jest też do poinformowania pracowników o zastosowanych środkach monitoringu. Niestety nie wszyscy pamiętają o tym obowiązku. Ukryte kamery stosują coraz częściej rodzice wynajmujący opiekunki do dzieci.

"Dla mnie kamera w domu rodziców to poniżenie dla niań. I żenada. I tak nianie przechodzą tzw. piekło castingu. Skoro nie ufa się niani są jeszcze takie instytucje jak żłobki, prawda?" - pisze na forum dla opiekunek Jolanta K. ze Swarzędza.

"Osobiście zgodziłam się pracować w monitorowanych biurach i zupełnie mi to nie przeszkadzało. Jeśli zaś chodzi o opiekę... Teraz jak czytam dyskusję, to myślę że źle bym się czuła w domu, w którym ktoś by filmował, co robię z dzieckiem. Nie mam nic do ukrycia. Po prostu praca jako opiekunka różni się od pracy w sklepie czy biurze. Z dzieckiem śpiewamy (nie zawsze mając talent muzyczny), wygłupiamy się, a nawet tarzamy po podłodze. Czy chcę, by moi pracodawcy patrzyli później na filmik, na którym np. wypinam kuper do kamery łaskocząc dziecko i śmiejąc się z nim? Nie, oczywiście, że nie" - dodaje inna uczestniczka forum.

Bez względu na to, czy opiekunki mają coś przeciwko nagrywaniu ich w pracy czy też kamera zupełnie im nie przeszkadza, większość jest zdania, że o monitoringu powinny zostać uprzedzone. Przypominają rodzicom, że brak informacji o kamerze może się zwrócić przeciwko nim, jeśli niania zdecyduje się na pracodawcę donieść.

Choć temat ukrytych kamer śledzących pracę niań jest obecny od dawna, ostatnio jest on bardzo popularny. Głównie za sprawą rodziców, którzy nagrywając pracę opiekunek w przedszkolach czy żłobkach, ujawnili wiele nieprawidłowości w funkcjonowaniu tych placówek. Takie sytuacje niewątpliwie przemawiają do wyobraźni rodziców, którzy po kolejnych doniesieniach medialnych, coraz częściej decydują się na monitorowanie poczynań pracujących dla nich opiekunek.

Opiekunki do dzieci nie są jedyną grupą zawodową, która bardzo często jest monitorowana w pracy. Z pełną kontrolą muszą się też liczyć pracownicy sklepów - szczególnie tych wielkopowierzchniowych. Niektórzy pracodawcy chcą o swoich podwładnych wiedzieć naprawdę wszystko i wbrew przepisom, sprawdzają ich w niemal wszystkich sytuacjach. Kilka lat temu wybuchł prawdziwy skandal dotyczący inwigilowania pracowników znanej sieci supermarketów. Sprawę szczegółowo opisywał niemiecki magazyn "Stern". Reporterzy gazety dotarli do raportów przygotowywanych przez zatrudnionych przez sieć detektywów, którzy śledzili każdy ruch pracowników sklepów.

W raporcie znalazły się bardzo szczegółowe informacje o prywatnym życiu pracowników - zapis ich telefonicznych rozmów, informacje dotyczące sytuacji finansowej, diety, stylu życia. Do inwigilowania pracowników używane były ukryte kamery, a także dyktafony, którymi nagrywali ich detektywi. Zapis ich działalności był bardzo dokładny.

"Środa, godzina 14.05: Pani M. udaje się na przerwę. Chce wykonać rozmowę telefoniczną przez telefon komórkowy. Otrzymuje SMS-a: na jej koncie zostało tylko 85 centów. W końcu pani M. udaje się dodzwonić do koleżanki, z którą chciałaby się dziś umówić na wspólne gotowanie. Jest to możliwe tylko pod warunkiem, że wypłata pani M. wpłynie dzisiaj na jej konto, bo w przeciwnym razie nie będzie mieć pieniędzy na zakupy" - podaje magazyn "Stern".

Ten skandal nie był jedynym z kamerą w roli głównej. W USA pozew do sądu o naruszenie prywatności złożyli pracownicy sklepu Walmart Easton w Pensylwanii, których - podobnie jak klientów - podglądały ukryte kamery zainstalowane w toalecie. Zdaniem rzecznika sieci Grefa Rossitera, kamery w łazienkach zainstalowano, by ograniczyć liczbę kradzieży. Jednocześnie zwrócił on uwagę, że była to samodzielna decyzja dwóch pracowników ochrony, a nie kierownictwa sklepu.

Jednak największe oburzenie wywołały kamery w gabinecie lekarskim. Ginekolog Nikita Levy z Maryland w USA nagrywał swoją własną pracę. Kłopot w tym, że na nagraniach widoczne były badane przez niego pacjentki - nieświadome faktu, że ich pobyt na fotelu ginekologicznym jest monitorowany. 700 pacjentek amerykańskiego lekarza wystąpiło z wnioskiem o odszkodowanie za naruszenie ich prywatności. Dwa tygodnie po tym, jak praktyki ginekologa wyszły na jaw, lekarz popełnił samobójstwo. W liście pożegnalnym przeprosił żonę. Do listu dołączył twarde dyski z nagraniami.

AD /AK/WP.PL

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)