Nie ma na nich mocnych? To prawdziwa plaga
Kradzieże w sklepach to istotny problem dla handlowców. Zgodnie z prawem przestępstwem jest bowiem dopiero kradzież towaru o wartości większej niż jedna czwarta minimalnej pensji. Sklepikarze walczą więc z plagą na różne sposoby, narażając się na… przegraną w sądzie ze złodziejem.
29.12.2014 | aktual.: 29.12.2014 20:11
Od ponad roku obowiązują zmienione przepisy dotyczące drobnych kradzieży. Obecnie za przestępstwo uznaje się przywłaszczenie towaru wartego więcej niż jedna czwarta minimalnego wynagrodzenia - obecnie to 420 zł. Kradzież rzeczy o mniejszej wartości to tylko wykroczenie, które zagrożone jest jedynie mandatem. Dla handlowców to poważny problem, dlatego też, szczególnie w małych sklepach, walka z złodziejstwem przybiera często formy, które same w sobie nie są zgodne z przepisami. Nasz czytelnik zwrócił na to uwagę w jednym z warszawskich sklepów sieci Delikatesy Centrum.
- W widocznych miejscach sklepu wywieszone są zdjęcia różnych osób, uchwyconych przez monitoring w momencie dokonywania kradzieży. Ja rozumiem, że z złodziejstwem trzeba walczyć, ale to chyba nie jest zgodne z prawem? Szczególnie, że twarze na zdjęciach są bardzo wyraźne – pytał czytelnik za pośrednictwem naszej skrzynki dajsygnal@dajsygnal.pl.
Czytelnik ma rację – ten sposób walki ze złodziejami jest niezgodny z przepisami ustawy o ochronie danych osobowych oraz narusza dobra osobiste osób prezentowanych na zdjęciach. Sklep, który zdecyduje się na takie działania, naraża się na procesy cywilne ze strony klientów, których twarze na takich fotografiach widać. Dane przestępcy i informacje o tym, co zrobił, mogą być upublicznione jedynie wyrokiem sądu.
- Upublicznianie wizerunku osoby dopuszczającej się kradzieży można by traktować jak podanie do publicznej wiadomości informacji o tym, że ktoś popełnił przestępstwo czy wykroczenie. Przy takim podejściu do tej kwestii należy wziąć pod uwagę przepisy Kodeksu karnego i Kodeksu wykroczeń, przewidujące karę w postaci podania wyroku do publicznej wiadomości. Jednak zgodnie z obowiązującym prawem, to zawsze sąd podejmuje taką decyzję i – powiedział WP.PL rzecznik Głównego Inspektora Ochrony Danych Osobowych.
Rzecznik GIODO dodał, że choć rozumie intencje pokrzywdzonego, czyli właściciela sklepu, to jednak nie uważa, by upublicznianie nagrań z monitoringu bez odpowiedniej podstawy prawnej było wskazane. Nawet w imię walki z kradzieżami w sklepach. Można bowiem w ten sposób złamać również ustawę o ochronie danych osobowych – jeżeli osoba umieszczona na zdjęciu będzie rozpoznawalna.
Na nasze pytania odpowiedział również właściciel marki Delikatesy Centrum - sieć ta, podobnie jak np. Żabka, funkcjonuje na zasadzie franszyzy i pod jej logiem działa wielu drobnych przedsiębiorców.
- Wspomniany sklep jest prowadzony w ramach naszej sieci franszyzowej przez niezależnego przedsiębiorcę. Mimo że rozumiemy jego determinację w ograniczeniu kradzieży w sklepie, zgadzamy się, że wszystkie działania powinny szanować porządek prawny - poinformowano nas w biurze prasowym Delikatesów Centrum.
Sieć zapewniła również, że poprosiła franszyzobiorcę o usunięcie zdjęć domniemanych złodziei z widocznego dla klientów miejsca. Warto tu dodać, że Delikatesy Centrum deklarują, iż swoim partnerom oferują wsparcie także w zakresie walki z sklepowymi kradzieżami.
Sklepom nie wolno więc walczyć z plagą kradzieży tak, jak robi to wspomniany przedsiębiorca z Warszawy. Kradzieże powinny być zgłaszane na policję (warto też pamiętać, że ochrona nie ma prawa przeszukać klienta, nawet podejrzanego o kradzież, bez jego zgody). Nawet za drobną kradzież - będącą wykroczeniem a nie przestępstwem - złodziej może zostać ukarany aresztem, grzywną lub ograniczeniem wolności, a także koniecznością naprawienia szkody.