"Nie pracowałem w życiu ani jednego dnia"
Specjalnie dla Wirtualnej Polski o swoim zawodzie opowiada Przemek Stoppa, najpopularniejszy polski paparazzi.
14.10.2011 | aktual.: 17.06.2014 10:49
- Czy osoby, które fotografowałeś groziły Ci pobiciem? Można Cię zastraszyć?
- Z zastraszaniem słabo. Nie przypominam sobie sytuacji, w której straszyła mnie jakaś gwiazda. Nie ten adres. Ja fotografuję rzeczywistość, to co przez kilka sekund mogłem zobaczyć. Zdjęcia pokazują prawdę. Jeżeli widzisz na nich dobrego człowieka, to kombinuj jak go naśladować. Jeżeli widzisz na nich złego człowieka, zastanów się nad sobą.
- A może zaprzyjaźniłeś się z jakimiś celebrytami? W końcu każdy pracuje na sukces przeciwnika.
- Przez kilka lat spotykania się w przeróżnych sytuacjach z gwiazdami większymi i mniejszymi, nie ma szans, żeby pozostać wobec nich anonimowym. Z większością udaje mi się utrzymywać pozytywne relacje. Nawet pomimo niektórych zdjęć, które czasami muszę robić z ukrycia. Jednak nie przekraczam pewnych granic. Mamy tak mały showbiznes, że musimy się choć trochę szanować i na sobie zarabiać możliwe jak najdłużej.
- Czy zawód, któremu się poświęcasz jest trudny? Mam na myśli również wysiłek fizyczny. Wiele osób wyobraża sobie paparazzi, jako osoby wiszące tygodniami na drzewach, byle tylko pstryknąć jedno zdjęcie.
- Im mniej ludzie wiedzą na temat tego zawodu, tym mają bujniejszą wyobraźnię. Przyszły czasy, gdy zawód paparazzi może wykonywać każdy. Wystarczy kupić sobie aparat. Ale i to nie gwarantuje sukcesu. Liczy się doświadczenie i informacja. Bywało, że na „polowanie” wyruszałem uzbrojony w najlepszy sprzęt, po czym zdjęcie zrobiłem... telefonem. Mam świadomość, że każdy dzień przynosi nowe wyzwania, nic nie jest takie jak wczoraj. Żadna sytuacja się nie powtórzy. Tak jak w życiu - spektakl zaczyna się teraz, nie ma czasu na próby.
- Jednak sam podejmowałeś niecodzienny wysiłek, by tylko zrobić zdjęcie.
- Nie ma co ukrywać, trochę trzeba być aktorem i trochę jajcarzem, z potężnym dystansem do siebie i bardzo szerokim spojrzeniem na otaczającą nas rzeczywistość. Roosevelt powiedział kiedyś „rób to co możesz tam gdzie jesteś i z tego co masz”. Dzwonią mi te słowa w głowie, kiedy znowu muszę coś szybko wykombinować, żeby w sekundę odnaleźć się w sytuacji. To tym prostsze, że pomysłów nigdy mi nie brakowało. W tym zawodzie liczy się kreatywność.
- Bez jakich cech charakteru paparazzi nie poradzi sobie na rynku pracy? Domyślam się, że obecnie konkurencja nie jest mała.
- Trzeba chcieć pracować i podejmować ryzyko bez gwarancji sukcesu. Trzeba być elastycznym, mieć bardzo silne nerwy, bardzo dobrze odnajdywać się w rzeczywistości, bo albo fotograf jest „panem sytuacji”, albo nie istnieje. Każdego roku ze szkół wychodzi cała armia fotografów. Moim zdaniem wszyscy są tacy sami, często bez polotu. Ja jestem inny. Zaczynałem od zera i nauczyłem się wszystkiego sam. Wypracowałem własne techniki, rozwiązania i wszelkiego rodzaju patenty. W szkołach nikt tego nie uczy. - Spełniasz się w tym zawodzie? Co sprawia Ci szczególną satysfakcję?
- Nie pracowałem w życiu ani jednego dnia - wszystko dzięki pasji, którą jest moja praca. Pasja to też mój narkotyk od którego jestem silnie uzależniony. Kiedy pojawia się kolejny cel włącza mi się „autopilot”, program z informacją „wykonaj zadanie”. Nigdy nie pamiętam drogi do celu. Dopiero powrót przynosi ulgę, schodzą emocje. Myślę, że główną siłą napędową pasji są marzenia jako wyznaczone cele. Jeżeli tego nie ma, można tylko dryfować i rozbić się na skałach lub zatonąć. Jak statek bez wyznaczonego kursu. Największą satysfakcję sprawia mi realizowanie marzeń.
- Z jakich zdjęć jesteś dumny? Czy był to Brad Pitt z dziećmi?
- Brada zrobiłem w Pradze kilka lat temu. Dzieliło mnie od niego tylko 700 kilometrów i 14 ochroniarzy z których każdy zarabia ok. 80000 dolarów tygodniowo. Na to wynagrodzenie składa się również utrudnianie fotografom, takim jak ja, zrobienia zdjęć. Jednak i w tym przypadku znalazł się sposób, żeby obejść „czternastu wspaniałych”. W Wenecji na planie filmu „The Tourist” też zrobiłem zdjęcia rodzinie Jolie-Pitt. Bardzo miło wspominam 5 tygodni fotografowania Angeliny Jolie z rodziną i Johnego Deppa, choć już pod koniec miałem ich dosyć. Chciałem wracać do domu.
- I co dalej?
- Zdjęcia będę robił zawsze. Jako paparazzi wszystko co chciałem już sobie udowodniłem. Wydaje mi się, że przeszedłem przez wszystkie etapy tej zabawy. Fotografia to bardzo szeroka dziedzina, a ja się dobrze czuję w każdym jej aspekcie.
- Niektórzy mówią, że na zdjęciach zarobiłeś tyle, że nie musisz pracować do końca życia. Ile w tym prawdy?
- (śmiech) Kończąc temat opowiem pewną sytuację. Z fotografami po fachu, w jednej z włoskich knajpek, siedzieliśmy sobie na piwku. Francuz mówi, że pracuje 20 lat w zawodzie, ma dwie wille, łódź motorową i po jednym apartamencie w Londynie, Rzymie i Nowym Jorku. Brytyjczyk, 8 lat w zawodzie, powiedział, że ma już na koncie tyle forsy, że do końca życia nie musi pracować. Oprócz tego ma apartamenty w Nowym Jorku i Londynie. I padło na mnie. Odpowiedziałem, że pracuję 14 lat, głównie w Polsce, mam 3 samochody i mieszkanie w kredycie. Zapadła cisza...
ml/JK