Niebezpieczna oferta z urzędu pracy. Oszuści szukali "słupa"

Bezrobotny z Wrocławia został skierowany do firmy, która prawdopodobnie szukała „słupów” do prania brudnych pieniędzy. Fałszywych ofert pojawia się coraz więcej, a oszuści stosują coraz bardziej wyrafinowane metody, by wykorzystać osoby poszukujące pracy.

Niebezpieczna oferta z urzędu pracy. Oszuści szukali "słupa"
Źródło zdjęć: © PAP/A. Grygiel

06.12.2013 | aktual.: 06.12.2013 13:28

Bezrobotny z Wrocławia został skierowany do firmy, która prawdopodobnie szukała „słupów” do prania brudnych pieniędzy.

Sprawę opisała wrocławska „Gazeta Wyborcza”. Do dziennikarzy tej redakcji zgłosił się 62-letni bezrobotny Lech Miściorak. Urząd pracy skierował go do pracy w charakterze konsultanta kredytowego. Do jego zadań miało należeć: sprawdzanie wniosków kredytowych, kontrola danych, przekazywanie wniosków do działu kredytowego, przygotowanie dokumentacji. W ogłoszeniu oferowano 4,5 tys. zł brutto miesięcznie i umowę o pracę.

Zainteresowany zgłosił się do firmy przez e-mail. Z korespondencji z pracodawcą dowiedział się o jeszcze jednym zadaniu, które miałoby wchodzić w zakres jego obowiązków. Od czasu do czasu musiałby wysyłać - na życzenie klienta - gotówkę do krajów nadbałtyckich i Europy Wschodniej. Wskazane kwoty byłyby przekazywane na jego konto, a on dokonywałby wysyłki za pomocą systemu Western Union.

Bezrobotny nabrał podejrzeń, że chce się z niego zrobić pośrednika tzw. „słupa”, który będzie uczestniczył w praniu brudnych pieniędzy. Podobne odczucia miała jedna z mieszkanek Trójmiasta, którą tamtejszy urząd pracy skierował do tej samej firmy. Swoimi rozterkami podzieliła się na forum internetowym.

Obawy niedoszłych pracowników potwierdzają dziennikarze. Telefon firmy był bowiem cały czas wyłączony, a na maile nie można było otrzymać odpowiedzi. Nie sposób także odnaleźć jej strony internetowej. Dodatkowo, firmowy e-mail został zarejestrowany we Francji, a umieszczony na serwerze w Rosji.

Urzędnicy: wszystko zgodnie z prawem ...

Pracownicy wrocławskiego PUP zaznaczają, że w związku z tą ofertą wszystko odbyło się zgodnie z procedurami. Nie znaleziono żadnych naruszeń prawa, więc mogła ona zostać przyjęta i przedstawiona bezrobotnym.

- PUP ma obowiązek przyjąć oferty do realizacji, jeżeli nie zachodzą przesłanki art. 36 ust. 5 e-f Ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy tj. jeżeli pracodawca nie zawarł w ofercie pracy wymagań, które naruszają zasadę równego traktowania w zatrudnieniu w rozumieniu przepisów prawa pracy i mogą dyskryminować kandydatów do pracy oraz gdy pracodawca w okresie do 365 dni przed dniem zgłoszenia oferty pracy nie został ukarany lub skazany prawomocnym wyrokiem za naruszenie przepisów prawa pracy albo jest objęty postępowaniem dotyczącym naruszenia przepisów prawa pracy. Są to jedyne, przewidziane prawem kryteria, jakimi może kierować się urząd pracy przy przyjmowaniu oferty pracy – mówi Iwona Mamczak z Powiatowego Urzędu Pracy we Wrocławiu. - W przywołanym przypadku zostały dopełnione wszelkie formalności i użyte wszystkie narzędzia weryfikacji danych pracodawcy, jakimi dysponuje urząd pracy.

... ale powiadomiono organy ścigania

Iwona Mamczak dodaje także, że ze względu na podejrzenia bezrobotnego, powiadomiono organy ścigania. Jak mówi, był to pierwszy tego typu przypadek w pracy urzędu.

- Narzędzia weryfikacji pracodawców i ofert pracy, którymi dysponuje urząd pracy, jak dotąd wystarczały, aby wyeliminować klientów niewiarygodnych. Do dnia dzisiejszego PUP nie zarejestrował żadnego tego typu nadużycia związanego ze zgłaszaniem ofert pracy. Powiatowy Urząd Pracy powiadomił odpowiednie organy ścigania oraz udzielił odpowiedzi na wszystkie zapytania dotyczące sprawy – mówi.

Damian Kowalczyk, specjalista z zajmującej się informatyką śledczą firmy Mediarecovery skłania się ku opinii, że ta oferta pracy nosi znamiona zwykłego oszustwa. Opisuje także mechanizmy funkcjonowania tego typu procederów.

- Rzeczywiście wydaje mi się, ze mamy do czynienia z próbą oszustwa. Wygląda na to że ktoś szukał „słupa”, dzięki któremu będzie mógł wyprać brudne pieniądze. Takie praktyki najczęściej stosują grupy przestępcze, które zajmują się okradaniem internetowych kont bankowych. Poszukują one osób w celu wprowadzenia pieniędzy do legalnego obrotu finansowego. Osoby za podejmowanie kwot z bankomatów, które pochodzą z nielegalnych źródeł, otrzymują pewną gratyfikację finansową. Znakomita większość takich ogłoszeń pochodzi z krajów byłego ZSRR i Europy Wschodniej, a tak jest właśnie w tym przypadku. Często takie oferty wysyłane są w formie anglojęzycznego spamu, ale w ostatnim czasie zauważyliśmy, że są one coraz lepiej tłumaczone na język polski, co sprawia że wiele osób odpowiada na nie i nieświadomie uczestniczy w tym procederze. Tutaj zaś mieliśmy przypadek, że ogłoszenie znalazło się w urzędzie pracy. Dodatkowo ten, kto zgłosił tę ofertę był na tyle bezczelny, że podszywał się pod inną firmę, która z udzielaniem
pożyczek nie ma nic wspólnego. To także potwierdza jego nieuczciwe zamiary. Nasuwa się jednak pytanie, dlaczego owa oferta trafiła do urzędu pracy i czy w związku z tym, procedury weryfikacyjne są wystarczające – mówi Damian Kowalczyk.

Oszuści żerują na bezrobotnych

Sytuacja z Wrocławia to jeden z wielu przykładów żerowania na osobach poszukujących pracy. W ostatnich latach proceder znacznie się nasilił, gdyż w dobie wysokiego bezrobocia ludzie coraz bardziej rozpaczliwie szukają pracy, co sprzyja oszustom. Perypetie jednej z ofiar opisał „Puls Biznesu”. Bezrobotny starał się o pracę przy testowaniu usług internetowych jednego z banków. Autorem oferty był oszust podszywający się pod inną istniejącą firmę.

Podający się za przedstawiciela firmy poprosił kandydata do pracy o wypełnienie formularzy i drobny przelew na wskazane konto „celem weryfikacji danych”. Później kontakt się urwał. Wkrótce okazało się, że ów przedstawiciel w ogóle nie pracował w firmie, na którą się powoływał. Oszust, wykorzystując zdobyte i uwierzytelnione przez przelew dane, wyłudził kredyt w banku, który ofiara musiała później spłacić.

Inna podejrzana sytuacja dotyczy pojawiania się w serwisach internetowych dużej liczby ogłoszeń dla specjalistów z różnych dziedzin. Wszystkie oferty kusiły dobrymi, sięgającymi niekiedy nawet 10 tys. zł zarobkami. Problemy pojawiały się podczas wypełniania kwestionariuszy w ramach drugiego etapu rekrutacji. Nie dało się ich wysłać, oferty nie dodawały się do schowka, a kontakt z firmą był niemożliwy.

"Na niczym się nie znam, nic nie umiem"

Dziennikarze Antyweb.pl. stworzyli więc fikcyjne CV i wysłali je w odpowiedzi na kilkanaście podobnie brzmiących ogłoszeń. Zaznaczyli w nim: „na niczym się nie znam, nic nie umiem, mam wykształcenie niepełne podstawowe i kompletnie nie chce mi się pracować”. Dostali kilka zaproszeń do kolejnego etapu rekrutacji.

Wygląda więc na to, że owa firma zarabiała na osobach szukających pracy. Stosowała swoisty „farming”, czyli powielała pewne czynności celem osiągania z tego korzyści. Wyciągała dane osobowe od kandydatów, by potem móc się pochwalić rozbudowaną bazą użytkowników.

KK /AK.WP.PL

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (33)