Niemieckie szkoły działają już od miesiąca. "Po pierwsze, nie panikować. Po drugie - nosić maseczkę"
Gdy polskie dzieci rozpoczynają rok szkolny, w Niemczech trwa on już od kilku tygodni. Jak wygląda tam nauka w czasach pandemii? Odwiedziliśmy kilka niemieckich szkół. - Maseczki są, trochę strachu jest. Ale czarne scenariusze się nie zrealizowały - mówią nauczyciele.
Parkingi pełne rowerów to sygnał, że szkoła jest pełna. Dwa kółka wybierają w Niemczech chętnie zarówno uczniowie, jak i nauczyciele.
- Teraz mamy jeszcze większy boom na rowery. Bo przecież trudniej się zarazić na rowerze niż w autobusie - uśmiecha się uczennica Gimnazjum im. Oskara Pichta (gimnazjum w Niemczech to odpowiednik naszego liceum ogólnokształcącego).
To jedyna taka szkoła w 10-tysięcznym Pasewalku w landzie Meklemburgia-Pomorze Przednie. Tam szkoły działają od początku sierpnia, w sąsiedniej Brandenburgii - od 10 sierpnia. Jak wyglądają niemieckie rozwiązania? Czy powrót do szkoły spowodował nowe zakażenia? Pojechaliśmy do Pasewalku, by to sprawdzić. Zapytaliśmy też uczniów i nauczycieli z Niemiec o rady dla ich polskich kolegów.
Pierwszy dzień szkoły. Joanna Kluzik-Rostkowska krytycznie ocenia Dariusza Piontkowskiego
Co jeszcze zmieniło się - poza rowerowym boomem? Odpowiedź nie zaskakuje - oczywiście obowiązkowe są maseczki. - Musimy je nosić, ale tylko na korytarzach czy na dziedzińcu. W samych klasach już nie. Również nauczyciele podczas zajęć ich nie noszą - tłumaczą nam dwie uczennice.
Coś więcej się zmieniło? - Dla nas niewiele. Godziny lekcyjne pozostały bez zmian - tłumaczą. Do tego w szkole pojawiły się nowe dozowniki z mydłami i papierowe ręczniki. I informacje, by w miarę możliwości zachować dystans w "miejscach wspólnych", w których spotykają się uczniowie z różnych klas. Czyli na przykład w korytarzach czy toaletach.
Nauczyciele w nieoficjalnych rozmowach przyznają - strach na początku sierpnia był. Jak się okazało - nie był on bezzasadny. Już po kilku dniach okazało się, że w szkołach wykrywane są zakażenia. W Meklemburgii trzeba było na kwarantannę wysłać dzieci ze Schwerina czy Rostocku. W Brandenburgii z powodu kilku potwierdzonych przypadków została zamknięta na dwa tygodnie szkoła we Frankfurcie nad Odrą, w której są również polskie klasy.
Po otwarciu szkół w Niemczech zakażeń jest więcej - o ile w lipcu w całym kraju notowano po kilkaset nowych przypadków dziennie, w sierpniu było to zwykle od 1 do 1,5 tys. Eksperci nie mają wątpliwości - ten wzrost to też efekt powrotu do szkół.
Jednak czarne scenariusze się nie sprawdziły - żadna niemiecka szkoła nie okazała się wielkim ogniskiem koronawirusa.
W Meklemburgii, gdzie leży Pasewalk, sytuacja jest jednak najlepsza w Niemczech. Ogólna liczba wszystkich przypadków w całym landzie dopiero niedawno przekroczyła tysiąc. Dla porównania - w Berlinie zakażeń jest już ogółem przeszło 11 tys., a w Bawarii - ponad 56 tys.
- Dlatego nie panikujemy i nie wprowadzamy jakiś drastycznych ograniczeń. Poza tym to jednak gimnazjum, mamy tu przecież już starszą młodzież. Rozumie sytuację i stara się dostosować - opowiada mi nauczycielka ze szkoły im. Oskara Pichta.
"Do restrykcji podchodzimy poważnie"
W okolicznej podstawówce na drzwiach jest informacja o obowiązku noszenia maseczek i zachowania dystansu. I jeszcze jedno zalecenie - każda osoba, która nie jest uczniem czy nauczycielem, chęć wejścia na teren szkoły musi zgłosić w sekretariacie.
Okazuje się jednak, że to nie wystarczy. Gdy tylko spędzam chwilę pod drzwiami wejściowymi, schodzi dyrektor placówki. - Żadnych zdjęć proszę, żadnych rozmów z uczniami. Wywiad? Tak, ale trzeba się wcześniej umówić. My do restrykcji podchodzimy poważnie - tłumaczy.
Niektóre szkoły, na przykład gimnazjum w położonym tuż przy granicy Löcknitz, wprowadziły jeszcze inny system. Uczniowie zostali podzieleni według wieku - kilka najmłodszych klas uczy się w jednym budynku, a starsze klasy - w drugim, położonym po drugiej stronie ulicy.
W innych podstawówkach uczniowie muszą na przykład pojedynczo wchodzić na teren szkół.
Wracam do rozmowy z uczennicami gimnazjum. - Spotkania towarzyskie? Nie, szkoła nam tego nie zakazuje. Po zajęciach możemy robić to, co chcemy. Można powiedzieć, że jakaś normalność wróciła - słyszymy.
A nauczyciele? Czy mają jakieś rady dla Polaków? - Po pierwsze, nie panikować. Po drugie nosić te maseczki i dezynfekować często ręce. No i szybko reagować, jak pojawiają się obawy o zakażenia. W Niemczech właśnie tak robiliśmy i właśnie dlatego szkoły nie stały się ogniskami - wyjaśnia nam pedagog ze szkoły im. Oskara Pichta.