Niewielu Polaków odkłada na emeryturę
Polacy niechętnie odkładają dodatkowe pieniądze na emeryturę. Większość służących temu celowi kont w programach emerytalnych była w zeszłym roku nieaktywna. To oznacza, że nie wpłacano tam dodatkowych środków. I to mimo że zyski z tych inwestycji w przeciwieństwie do pozostałych produktów są do określonego limitu nieopodatkowane lub opodatkowane ryczałtowo. Jedynym minusem jest to, że na te zyski trzeba będzie poczekać.
09.01.2015 | aktual.: 11.01.2015 17:12
Polacy niechętnie odkładają dodatkowe pieniądze na emeryturę. Większość służących temu celowi kont w programach emerytalnych była w zeszłym roku nieaktywna. To oznacza, że nie wpłacano tam dodatkowych środków. I to mimo że zyski z tych inwestycji, w przeciwieństwie do pozostałych produktów, są do określonego limitu nieopodatkowane lub opodatkowane ryczałtowo. Jedynym minusem jest to, że na te zyski trzeba będzie poczekać.
– W pierwszej połowie 2014 roku zasilanych kont IKE było zaledwie 25 proc. z 800 tys., natomiast w przypadku IKZE było to niespełna 10 proc. z 500 tys. – mówi Krzysztof Nowak, członek zarządu firmy konsultingowej Mercer. – To pokazuje, że fizycznie istniejących kont, na które ciągle wpłacamy środki, jest niewiele.
W sumie na ponad milionie indywidualnych kont emerytalnych oraz indywidualnych kont zabezpieczenia emerytalnego Polacy zgromadzili dotąd niespełna 6 mld zł. To oznacza, że każdy odkładający zebrał średnio trochę ponad 4,5 tys. zł. Można więc powiedzieć, że ma środki na jednomiesięczną, przyzwoitą emeryturę.
– Zdecydowanie powiedziałbym, może trochę naiwnie, że żeby pobudzić ten rynek, trzeba mówić o IKE i IKZE, bo moje doświadczenie jest takie, że to nie jest kwestia tego, że ludzie uznają zachęty fiskalne za niewystarczające, po prostu wielu z nas nie wie, że takie produkty funkcjonują – twierdzi Krzysztof Nowak. – Trzeba też powiedzieć, że limity wpłat na oba te produkty są niewielkie.
Oferowane w Polsce konta emerytalne pozwalają zaoszczędzić na podatku Belki. Od zarobionych dzięki IKE pieniędzy nie trzeba oddawać fiskusowi 19 proc., którym obciążone są inne zyski z inwestycji. Warunek jest taki, że wypłat nie można dokonać przed 60. rokiem życia lub 55. w przypadku posiadania praw do emerytury. W przypadku IKZE można też roczną kwotę inwestycji odpisać od podstawy opodatkowania. Niestety, to tylko odroczenie, bowiem 10-proc. podatek trzeba zapłacić z chwilą wypłaty środków. Nawet te ostrożne ulgi są jednak ograniczone limitami rocznych wpłat. W 2014 roku na IKE było to 11 238 zł, a na IKZE – 4 495 zł. W 2015 limity wzrosły odpowiednio do 11 877 zł i 4 750 zł.
– Z tej perspektywy osoby najbardziej zamożne uznają, że w ten sposób nie zbudują swojego kapitału emerytalnego, a z drugiej strony osoby o niższych czy niewielkich dochodach powiedzą, że to jest wciąż za dużo dla nich – zauważa członek zarządu Mercer. – Efekt jest taki, że jedni nie chcą inwestować, bo nie uznają tego za istotne, a drudzy nie mogą, bo uważają, że ich na to nie stać. Myślę, że obie grupy się mylą i trzeba namawiać wszystkich, żeby ci, co nie mają, starali się każdą złotówkę inwestować, bo lepszych produktów nie ma, a ci, którzy uznają, że są to małe limity, niech je wyczerpują do końca.
Przy zachęcaniu Polaków do emerytalnej oszczędności jest jednak większy problem niż słabe ulgi i niewielkie limity. Oba programy wydają się mało przejrzyste.
– Ludzie nie tylko szukają efektywnych podatkowo produktów, lecz także próbują znaleźć produkty, do których będą mieli zaufanie, produkty transparentne, takie, które zrozumieją, i takie, które mogą dostarczyć im dochód. Tutaj w IKE i IKZE są pewne problemy – podsumowuje Krzysztof Nowak.