Noc przedziwnie niskich cen w Biedronce. Sieć od kilku dni milczy
"Noc cudów" w Biedronce może zakończyć się wysypem kar dyscyplinarnych dla pracowników, którzy nie tylko nie zauważyli, że ceny objętych promocją towarów "źle się nabijają", ale wręcz uczestniczyli w tym procederze.
O co chodzi? Najprawdopodobniej przez błąd w systemie zamiast najtańszych produktów sklep dawał za darmo... te najdroższe. Rekordziści płacili 20 zł za towary warte ponad 1000 zł.. O niecodziennej sytuacji jako pierwsza napisała Wirtualna Polska.
Nie wiadomo, ile Biedronka straciła w wyniku niefortunnej promocji – ostrożnie można zakładać, że dziesiątki tysięcy złotych. Co najmniej.
Po tym, jak nocna promocja została opisana w mediach, sieć obiecała oficjalny komunikat, ale milczy od trzech dni, co tylko dowidzi, że centrala nie bardzo wie, co z tym zrobić.
Sieć zapewne zastanawia się, czy prosić klientów o zwrot produktów, które w nieuzasadniony sposób nabyli taniej. Przemawiają za tym względy finansowe, ale to wizerunkowy strzał w stopę. Biedronka mogłaby zidentyfikować klientów, którzy podczas zakupu użyli karty Moja Biedronka - spekuluje informator, który skontaktował się z serwisem "Wiadomości Handlowe".
Obejrzyj: Odmrażanie gospodarki w Polsce. Rzecznik rządu o otwarciu galerii. "Obowiązuje podwójny limit"
Do redakcji "WH" zgłaszają się zresztą również ludzie, opowiadają o tym, że ci, którzy rozgryźli wadliwy system, przez kilka godzin peregrynowali między różnymi sklepami i robili duże zakupy. Aby utrudnić ewentualną identyfikację, używali kas samoobsługowych. Sprytni klienci to jedno - w niektórych placówkach z promocji korzystali też pracownicy.
Pracownicy, którzy skusili się na promocję, boją się, że teraz firma wyciągnie wobec nich konsekwencje.Prezes UOKiK Tomasz Chróstny w rozmowie z money.pl stanął wprawdzie po stronie pracowników i wyjaśnił, że gdy robią zakupy nawet u swojego pracodawcy, to są konsumentami i w związku z tym przysługują im odpowiednie prawa. Mimo wszystko - niepokój pozostaje.
Jeden z rozmówców "Wiadomości Handlowych" podkreśla, że prawdopodobieństwo przykrych konsekwencji nadużywania promocji od początku powinno było powstrzymać zatrudnionych przed korzystaniem z okazji, nawet tak kuszącej. Okazało się, że było inaczej. Inna sprawa, że wielu pracowników zachowało się prawidłowo i próbowało zablokować sprzedaż towarów za ułamek ceny, jednak brakowało im uprawnień np. do zamknięcia sklepu.
W Biedronce trwa aktualnie wewnętrzne śledztwo, które ma wykazać, jak duża była skala nadużywania "promocji stulecia" i jak zachowali się pracownicy poszczególnych sklepów. Sieć zdołała już zidentyfikować (głównie w oparciu o nagrania z kamer) pracowników, którzy skusili się na wykorzystanie okazji.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl