O tych zawodach krążą legendy. Jak jest naprawdę?

Dyrektor biura poselskiego, urzędnik w Brukseli, pracownik kasyna na statku pasażerskim, piaskarz na platformie wiertniczej, artysta uliczny w kraju Bliskiego Wschodu czy personel pokładowy linii lotniczych. Wszyscy chcą pracować w tych zawodach, a nikt nie wie, jak je zdobyć. O zarobkach, obowiązkach oraz sposobie rekrutacji krążą niesamowite historie. Jak jest naprawdę?

O tych zawodach krążą legendy. Jak jest naprawdę?
Źródło zdjęć: © thinkstock

12.08.2013 | aktual.: 16.06.2014 14:35

Praca w biurze poselskim

34-letnia Justyna Pardyka jest dyrektorką biura poselskiego Roberta Biedronia w Gdyni. Poznała posła podczas ostatniej kampanii wyborczej. Do jej obowiązków należą wszelkie rozliczenia finansowe i formalne z Kancelarią Sejmu i Biurem Obsługi Posłów. Ponadto umawia i koordynuje spotkania Roberta Biedronia w okręgu, przygotowuje interwencje, interpelacje i zapytania poselskie. Justyna Pardyka koordynuje też pracę asystentów społecznych posła w okręgu oraz pracę biura filialnego w Słupsku.

- Z pozoru jest to praca lekka – tłumaczy Justyna Paradyka. - Wymaga jednak sporej dyspozycyjności i pracy pod presją czasu.

Dyrektorka jest zatrudniona na pół etatu – praca przez 5 godzin dziennie od poniedziałku do czwartku. Pracuje też w domu - prowadzi korespondencję mailową, umawia spotkania, organizuje debaty, przygotowuje pisma. Jak sama mówi, jest dostępna „pod telefonem i mailem” 24 godzin na dobę, siedem dni w tygodniu.

- W tej profesji ważna jest dobra organizacja pracy, posiadanie umiejętności czytania ze zrozumieniem - także przepisów prawa, niezbędne są też predyspozycje do słuchania ludzi. Potrzebna jest biegła znajomość komputerowych programów biurowych oraz zasad tworzenia różnych pism – opowiada Justyna Pardyka. - Mile widziane są umiejętności logistyczne i koordynacji wielu spraw jednocześnie.

Justyna Pardyka zatrudniona jest w oparciu umowy o pracę. Otrzymuje wynagrodzenie w wysokości 1 250 zł netto.

Pracownik przedstawicielstwa regionalnego w Brukseli

Maria od czterech lat pracuje w jednym z przedstawicielstw regionalnych przy instytucjach europejskich jako główny specjalista ds. Unii Europejskiej. Do pracy dostała się po trzymiesięcznym stażu. Ofertę znalazła w biurze karier swojego uniwersytetu.

- Moja praca kojarzy się często z europeistyką bądź politologią – tłumaczy Maria. - Tymczasem ukończyłam techniczne studia. Teraz kończę, częściowo dofinansowane przez pracodawcę, podyplomowe zarządzanie projektami na SGH.

Maria posługuje się biegle językiem angielskim, zna też francuski i niemiecki. Według niej najważniejsze w jej pracy są umiejętności miękkie.

- Wymaga się od nas wielozadaniowości oraz elastyczności. Bardzo liczy się pozytywne nastawienie oraz zwykła zaradność – dodaje specjalistka. - Praca jest bardzo ciekawa, wszechstronna.

Zadania specjalisty ds. Unii Europejskiej są bardzo zróżnicowane: od działań komunikacyjnych, po organizacyjne i promocyjne. Do tego dochodzi współpraca z różnymi instytucjami. W grę wchodzi też poszukiwanie partnerów do projektów międzynarodowych.

Możliwości odniesienia sukcesu zawodowego są jednak ograniczone - bo biura regionalnych przedstawicielstw są raczej skromne. Maria jest zatrudniona na "polskich warunkach". Pracuje 40 godzin tygodniowo, w oparciu o umowę o pracę. Jako miejsce pracy w dokumentach widnieje Bruksela. Zorganizowanie sobie zakwaterowania oraz opłacanie mieszkania leży po jej stronie. Urzędniczka nie ma też zapewnionych darmowych przelotów do domu, nie otrzymuje też dodatku za rozłąkę ani nie dostaje dodatkowego urlopu.

Otrzymuje jednak honorarium zbliżone do belgijskiego. Na podstawie unijnych rozporządzeń, każdy pracodawca wysyłający pracownika do wykonywania pracy w innym kraju członkowskim Unii Europejskiej, zobowiązany jest do zapewnienia mu takich samych warunków pracy (m.in. pensje, urlopy) jakie przysługują w danym kraju.

Krupier na statku pasażerskim

Emilia Alvarez, 43 lata, w pływających kasynach pracuje już siedem lat.

– Zatrudnienie na statku można znaleźć poprzez agencję pośredniczącą – mówi krupierka. - Większość wielkich firm, jak Carnival Cruise, Royal Caribbean International czy Norwegian Cruise Line, informacje o naborze umieszcza na swoich stronach internetowych.

Najważniejszym czynnikiem decydującym o zatrudnieniu jest znajomość języka. Wymagany jest angielski na poziomie przynajmniej podstawowym ( ale np. krupierzy muszą posługiwać się tym językiem na średnim poziomie). Znajomość każdego innego języka jest dodatkowym bonusem. Wymagane jest też doświadczenie w zawodzie (najczęściej minimum rok, jak w przypadku krupierów).

- Praca na statkach może być rajem i piekłem, wszystko zależy od nastawienia – tłumaczy Emilia Alvarez. - Zdecydowanie dla młodych ludzi ciekawych świata, bez rodziny. W wielu przypadkach chętnie zatrudnia się pary krupierskie.

Praca bywa ciężka. Zależy przede wszystkim od pozycji, stanowiska, a także od statku na jaki się trafi. Rodzaj statku różnicuje też zarobki. Zazwyczaj w kasynie naliczana jest stawka podstawowa - 10 dol. za dzień, ale zarabia się także na napiwkach.

- Dobra trasa, porządny statek to wysokie napiwki. Można dorobić 700 - 2 500 dol. ekstra na tydzień – dodaje Alvarez. - Najczęściej spotykany czas kontraktu to sześć miesięcy. W tym czasie pracuje się każdego dnia. Po zakończeniu umowy przysługują kilkutygodniowe wakacje. Kasyno jest przeważnie zamykane na czas postoju w porcie, wówczas można wyjść na ląd i pozwiedzać. Praca na statkach jest niezwykle atrakcyjna, kojarzy się z luksusem, ale też z oddaleniem od domu i tęsknotą - podsumowuje krupierka.

Pracownik platformy

Piotr, 41 lat, został rekrutowany przez polską firmę do pracy na platformie wiertniczej Shell'a. Pracuje w okolicy Szkocji, ale zdarzają mu się kontrakty na Szetlandach i w Norwegii. Do jego obowiązków należy konserwacja platformy na wysokościach – malowanie i piaskowanie. To praca, do wykonywania której trzeba zdobyć specjalistyczne uprawnienia.

- Szkolenia, w tym nauka języka angielskiego, zapewniła mi firma pośrednicząca – tłumaczy Piotr. - Najważniejsze jest szkolenie dotyczące bezpieczeństwa np. BOSIET (basic offshore safety induction and emergency training). W moim przypadku także wysokościowe. Kursy trzeba odnawiać, obecnie, gdy pracuję na etat, pracodawca pokrywa koszty.

Na platformie pracuje się po 14 dni z rzędu, po czym przysługuje kilka dni wolnych. Etatowy pracownik ma również prawo do urlopu.

- Pracuję przez 12 godzin dziennie. Zarobki to 17 funtów za godzinę brutto plus dodatki np. za pracę na wysokości. Wychodzi około 10 tysięcy złotych miesięcznie - mówi pracownik. - Ale pamiętajmy, że na własny koszt podróżuję do domu dwa razy w miesiącu. Ze względu na różne warunki pogodowe kupuję bilety z dnia na dzień lub otwarte, które są droższe.

Firma zapewnia dowóz helikopterem na platformę i darmowe posiłki. - Śmieję się, że więcej latam helikopterem niż jeżdżę tramwajem – tłumaczy malarz. - Jedzenie jest bardzo dobre, jak w restauracji, otrzymujemy dwa ciepłe posiłki dziennie.

Na platformie pracuje koło 140 osób. Pracownicy fizyczni zakwaterowani są w dwuosobowych kajutach. Do dyspozycji każdego zatrudnionego jest bezpłatny internet bezprzewodowy oraz telefon.

Na platformie rozmawia się wyłącznie w języku angielskim. - Pracuje tu dużo Polaków, bo Brytyjczycy i Skandynawowie mają podobne stawki na lądzie – tłumaczy Piotr. Niedogodnością jest dokuczające zimno podczas pracy na zewnątrz. Według przepisów, pracownikom za każdą godzinę pracy w niskich temperaturach przysługuje 10 minut przerwy.

- Najważniejsze jest tu bezpieczeństwo – mówi malarz. - Stąd często mamy próbne alarmy. Na platformę nie można wnieść nawet zapalniczki - przed wejściem do helikoptera osoby są sprawdzane, jak na lotnisku. Na samej platformie są palarnie z żarnikami zamontowanymi na stałe. Na pokład nie można też wnieść komórki - niebezpieczeństwo zaiskrzenia. Zresztą nie ma zasięgu. Podczas transportu helikopterem, załoga otrzymuje specjalne kombinezony na wypadek wpadnięcia do wody. Aktorzy uliczni na Bliskim Wschodzie

Żeby otrzymać pracę artysty ulicznego w takich krajach jak Dubaj, Oman, Katar, wystarczy umiejętność rytmicznego poruszania się, jazdy na rolkach lub chodzenia na szczudłach.

- Kraje Bliskiego Wschodu starają się przekształcić swój wizerunek na bardziej turystyczny i rozrywkowy – tłumaczy Marcin, który zrobił sobie przerwę w studiowaniu ekonomii, żeby zostać ulicznym aktorem.

Pracuje się w parkach czy centrach handlowych. - Duże agencje artystyczne lub teatry uliczne wynajmują statystów z całego świata – tłumaczy student.

Wyjazdy trwają od tygodnia do trzech miesięcy. Odbywają się przez cały rok, ale najczęściej w lecie, choć warto pamiętać, że wtedy jest w krajach arabskich najgoręcej. Za 6 tygodni pracy otrzymuje się tysiąc. dolarów netto (umowy nie ma albo nie jest rejestrowana w Polsce). Pracownik otoczony jest opieką lekarską. Pracodawca zapewnia też przelot, nocleg, kostiumy, materiały do makijażu i pełne wyżywienie w hotelach, najczęściej bardzo dobrych, gdzie basen jest standardem. Rolki lub szczudła przywozi się własne, ale otrzymuje się bilet na powiększony bagaż.

Pracuje się popołudniami, od godziny 16.00 do 23.00. Jeden dzień w tygodniu jest wolny. O pracę można pytać w polskich teatrach ulicznych (zazwyczaj pracujące tam osoby wyjeżdżają na kontrakty i mogą też pomóc w zakupie szczudeł) oraz w dużych międzynarodowych agencjach artystycznych. - W moim przypadku zadziałała poczta pantoflowa - podsumowuje Marcin.

Personel pokładowy

W większości firm, w tym w PLL LOT, kandydaci na stanowisko członka personelu pokładowego muszą mieć wykształcenie minimum średnie i ukończone, w zależności od firmy, 18 lub 19 lat. Inne wymagania to: znajomość języka angielskiego (na poziomie co najmniej B2), znajomość drugiego języka obcego jest dodatkowym atutem. Do tego: dobry stan zdrowia, miła prezencja, umiejętność pływania, dobre funkcjonowanie w pracy zespołowej, komunikatywność, dyspozycyjność i umiejętność radzenia sobie z trudnymi sytuacjami i wysoka odporność na stres.

Czynniki dyskwalifikujące: epilepsja, astma, cukrzyca, lęk wysokości, wada wzroku powyżej trzech dioptrii (w mniejszych również zalecane jest używanie soczewek). Do pracy nie są przyjmowane osoby z tatuażami w widocznym miejscach i piercingiem na twarzy.

W firmach obowiązuje też minimalny wzrost: stewardesy Wizz Air muszą liczyć co najmniej 165 cm, a stewardzi - 175 cm, w Ryanair – 157 cm. Pracodawca oczekuje także szczupłej sylwetki i wagi proporcjonalnej do wzrostu.

Proces rekrutacyjny składa się z rozmowy kwalifikacyjnej, mini assesmentu oraz egzaminu językowego.

Kandydat, który zostanie zakwalifikowany, musi przejść miesięczne szkolenie zakończone egzaminem. Kandydaci nabywają wiedzę związaną z m.in. prawem, procedurami lotniczymi, pierwszą pomocą, serwisem pokładowym.

Wynagrodzenie wynosi około 3 tys. złotych miesięcznie. Zagraniczne firmy płacą nawet dwukrotnie więcej. Będąc szefem pokładu lub pracując w dużych międzynarodowych liniach np. luksusowych dubajskich Emirates, można maksymalnie zarobić 10-12 tysięcy. Rotacja wśród zatrudnionych osób nie jest duża. - Praca jest ciekawa, daje ogromną satysfakcję - mówi Tomasz Misiak, steward PLL LOT. - Ale jest też ciężka. Często jest się poza domem i zmienia się strefy czasowe.

Anna Urbańczyk, toy,JK,WP.PL

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (340)