Obamacare wchodzi w życie: wątpliwy sukces prezydenta?

Konkretnych kształtów nabiera reforma systemu ochrony zdrowia uchwalona z inicjatywy Baracka Obamy. Ma ona jednak w USA wciąż więcej przeciwników niż zwolenników, gdyż odbije się na kieszeni większości Amerykanów i będzie wielkim obciążeniem dla budżetu.

Obamacare wchodzi w życie: wątpliwy sukces prezydenta?
Źródło zdjęć: © AFP | Stan Honda

23.02.2013 | aktual.: 23.02.2013 11:04

Reforma wchodzi w życie w tym roku.

Amerykańskie Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej ogłosiło w środę, jakie dokładnie usługi medyczne będą musiały być objęte planami ubezpieczeniowymi milionów Amerykanów, którzy wykupują polisy indywidualnie albo są ubezpieczani przez swoich pracodawców.

Dotyczy to m.in. ponad 30 mln obywateli USA (około 11 procent populacji), którzy nie mają obecnie żadnego ubezpieczenia. Chodzi głównie o osoby, którym ubezpieczenia zdrowotnego nie zapewnia pracodawca, albo pracujące na własny rachunek, które uznały, że nie stać ich na ubezpieczenie, przeważnie bardzo drogie.

Reforma Obamy wprowadziła powszechne ubezpieczenie, ale niepodobne do dominującego w Europie, czyli gwarantowanego przez państwo z podatków od wszystkich. Obamacare zobowiązuje po prostu wszystkich pracodawców do ubezpieczenia pracowników, a pracujących na własny rachunek - do wykupienia polis na tzw. giełdach ubezpieczeń, które wystartują 1 października. Niespełnienie tego wymogu grozi karą w postaci specjalnego podatku.

Na mocy ustawy o reformie (tzw. ACA: Affordable Care Act) towarzystwa ubezpieczeniowe muszą przyjąć wszystkich, którzy się do nich zgłaszają, czyli także osoby już chore, którym ubezpieczeń odmawiano. Nie mogą też dyktować wygórowanych kosztów polis osobom starszym, czyli z grupy najwyższego ryzyka. Wspomniane nowe zasady nakazują natomiast objęcie ubezpieczeniem wielu usług, których koszty obecnie nie są zwracane, jak leczenie psychiatryczne, leczenie z nałogów (alkoholizmu i narkomanii), fizykoterapia czy opieka położnicza (nad matką i dzieckiem po porodzie).

Jak można było oczekiwać, w odpowiedzi firmy ubezpieczeniowe znacznie podniosły koszty swoich polis. Od 2010 r., kiedy reformę uchwalono, wzrosły one już średnio o 20-30 procent i nadal rosną. Lobby ubezpieczeniowe ostrzega, że mogą wzrosnąć nawet o 50 procent - jak to przewiduje dyrektor firmy Aetna Mark Bertolini.

Straty grożące firmom wskutek nowych wymogów mają być, teoretycznie, zrekompensowane poprzez napływ nowych klientów. Chodziłoby tu głównie o młodych i zdrowych Amerykanów, którzy dotychczas decydowali się nie ubezpieczać w przekonaniu, że ryzyko jest tego warte, a teraz będą musieli okazywać dowód ubezpieczenia.

Okazuje się jednak, że wobec perspektywy wzrostu składek ubezpieczeniowych coraz więcej firm zatrudniających tego rodzaju pracowników postanawia nie wykupywać polis na rynku ubezpieczeń. Ubezpieczają one swoich pracowników bezpośrednio, gwarantując im w umowach zwrot kosztów leczenia - są to tzw. plany samoubezpieczeniowe. Pracodawcy ci ryzykują niewiele, gdyż prawdopodobieństwo, że ich młodzi pracownicy zachorują, jest małe.

Oznacza to oczywiście, że towarzystwa ubezpieczeniowe będą miały mniej klientów, niż obiecywali im obrońcy Obamacare, i rosnące koszty będą powodować wzrost składek.

Jak Amerykanie, których średnie realne dochody spadły już po recesji i kryzysie 2009 r., poradzą sobie ze wzrostem cen ubezpieczeń zdrowotnych, i tak o wiele wyższych niż w innych krajach wysoko rozwiniętych?

Obywatele o najniższych dochodach mają prawo do federalnego funduszu ubezpieczeniowego Medicaid, którego zasięg reforma rozszerzyła - będzie mogło z niego korzystać więcej osób.

Republikańscy gubernatorzy, którzy do niedawna protestowali przeciwko temu, alarmując, że ich stanów nie będzie na to stać (funduszem Medicaid zarządzają poszczególne stany), spasowali ostatnio, gdy administracja zapewniła ich, że koszty polis nowo ubezpieczonych będzie w pełni pokrywać z budżetu federalnego.

Osoby o średnich dochodach - do 94 000 dolarów rocznie na czteroosobową rodzinę - mają otrzymywać indywidualne dotacje od państwa na pokrycie kosztów dużo droższych ubezpieczeń. Nie wiadomo dokładnie, jak wysokie będą te dotacje.

Można jednak przewidywać - zwracają uwagę krytycy Obamacare - że wszystkie wspomniane subwencje będą ogromnym obciążeniem dla budżetu i powiększą deficyt. Tym bardziej, że w społeczeństwie amerykańskim przybywa emerytów.

Reforma systemu ochrony zdrowia uchodzi za największy jak dotąd sukces Obamy. Zapewnia powszechne ubezpieczenie i ma obniżyć jego koszty dla osób z największych grup ryzyka, tzn. starszych i chorych.

Nie udało się jednak - zwracają uwagę jej przeciwnicy - rozwiązać innego kluczowego problemu: nienormalnie wysokich kosztów usług medycznych, które są mniej więcej dwukrotnie większe niż w innych krajach wysoko uprzemysłowionych. Ich wzrost jest tylko nieco powolniejszy w ostatnich latach.

Zdaniem wielu ekspertów dopiero europejsko-kanadyjski model powszechnych ubezpieczeń zdrowotnych, finansowanych z podatków od wszystkich, mógłby przyczynić się do zmniejszenia tych kosztów. Nawet jednak ci eksperci zgadzają się, że w USA nie jest on realny.

Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)