Obcować ze śmiercią - Raport WP
Śmierć. Jednych przeraża innych doprowadza do łez, ale są i tacy, którzy mają z nią do czynienia na co dzień. Oswoili się z nią. Obcują ze zmarłymi lub umierającymi, bo na tym polega ich praca. Zakład pogrzebowy, policja, prosektorium i hospicjum – jakie podejście do śmierci mają osoby pracujące w tych szczególnych miejscach? Czy po latach rutynowo wykonują swoje obowiązki a może praca przynosi im satysfakcję?
31.10.2005 | aktual.: 27.03.2006 11:41
Dawniej celebrowaliśmy uroczystości pogrzebowe. Na wsiach ciało zmarłego ustawiano na katafalku, a kobiety gromadziły się dookoła zmarłego, śpiewały i modliły się w jego intencji. Podobnie wyglądała ostatnia droga zmarłego – z kościoła na cmentarz jego trumnę nieśli mężczyźni, a każdy z żałobników chciał jej dotknąć, oddać cześć umarłemu.
Dziś pogrzeb jest pozbawiony obrzędowości. Wszelkie formalności chcemy mieć z głowy i zlecamy je zakładom pogrzebowym. Niewątpliwie jest to związane z tempem życia, którym żyje współczesny człowiek. Właśnie dlatego zakłady rozwijają się bardzo dynamicznie i świadczą szeroki wachlarz usług. _ Ludzie oczekują od nas załatwienia wszystkich spraw związanych z pogrzebem. Począwszy od wybrania odpowiedniego miejsca na cmentarzu, przez wybór księdza po zakup kwiatów _ - mówi Marian Sarniak prezes zakładu pogrzebowego spółka Ars w Skierniewicach.
_ Moi kierowcy i ich pomocnicy pracują codziennie z wyjątkiem soboty. Są dyspozycyjni również w nocy, ale to nie wszystko. Muszą wykazać się kulturą w każdej sytuacji i godnie podejść do ludzkiej śmierci _ - dodaje Marian Sarniak. _ Wyobraźmy sobie taką sytuację: w wypadku na drodze ginie dwoje młodych ludzi, którzy jechali w nocy na zabawę. Na miejsce przyjeżdza rodzina. Wszyscy przeżywają ogromną tragedię. Wtedy największą rolę odgrywają właśnie pracownicy zakładu, bo muszą odpowiednio się zachować i pocieszyć zapłakaną rodzinę _ - mówi Marian Sarniak.
I tu pojawia się inny aspekt. Wiele firm postanowiło wykorzystać śmierć do celów komercyjnych. Jak pisze Ewa Domańska w "Czasie Kultury", w Chicago powstała firma, która zajmuje się przetwarzaniem prochów ludzkich w syntetyczne diamenty. Jak dowodzi autorka, zainteresowanie tą niecodzienną biżuterią rośnie bardzo szybko, a firma ma już zamówienia na najbliższe dwa lata. Twórcy diamentu podkreślają jego wyjątkowe właściwości – to swoisty talizman, który dodaje energii i wypełnia pustkę powstałą po śmierci bliskiego. Ponadto jest o wiele bardziej estetyczny niż prochy w urnie. W amerykańskim przemyśle funeralnym bardzo modne stało się też malowanie obrazów farbami wymieszanymi z ludzkim prochem lub tworzenie wyrobów z gliny także połączonej z prochami.
Wymienione wyżej przykłady świadczą o rozwoju innego sposobu myślenia o śmierci. Zwolennicy takich pomysłów nabrali przekonania, że umarły nie jest tylko trupem napawającym obrzydzeniem, lecz osobą, którą wspominamy ciepło i chcemy mieć przy sobie jej cząstkę.
Ciężka praca i niedoceniony zawód
Jednak nie każdy zdaje sobie sprawę jak trudna jest praca w zakładzie pogrzebowym. _ Przygotowanie ciała do pochówku wymaga ogromnej siły fizycznej i odporności na stres– dlatego pracują u mnie tylko mężczyźni. Kierowcy i ich pomocnicy wykonują jednocześnie kilka zawodów. Nie tylko przewożą ciała z miejsca wypadku do prosektorium. Do ich zadań należy również ubieranie ciał i dokonywanie ekshumacji zwłok _ - mówi Marian Sarniak. Kto nadaje się zatem do takiej pracy? Oprócz tężyzny fizycznej liczy się również odporność psychiczna. Ważne jest również to, czy w przeszłości mieli kontakt ze śmiercią w pokrewnym zawodzie. _ Moi pracownicy pracują w zakładzie od 10 lat. Ci, którzy zajmują się ubieraniem zwłok, mieli wcześniej do czynienia z podobną pracą - jeden był policjantem a drugi pochodzi z rodziny kamieniarskiej _ - zapewnia Marian Sarniak.
Coraz więcej zakładów zapewnia swoim pracownikom szkolenia w zakresie tanatokosmetyki, na którym poznają metody postępowania z ciałem przy ubieraniu, uczą się obsługi narzędzi i robienia makijażu. Jednak najważniejsze, czego dowiadują się na kursie to to, że do zwłok muszą podchodzić z szacunkiem. _ Kiedyś nie było takich szkoleń, moi pracownicy wszystkiego uczyli się sami _ - mówi Marian Sarniak.
Stereotypy i satysfakcja
Jeszcze do niedawna w polskim społeczeństwie pokutował stereotyp grabarza. Powszechnie uważało się, że grabarz to człowiek gorszy, upośledzony umysłowo. _ Ale teraz się to zmieniło. Nasi pracownicy nie mogą sobie pozwolić na jakieś uchybienia. Zawsze są kulturalni i nienagannie ubrani _ - mówi Marian Sarniak. _ Zresztą o tym jak wykonujemy naszą pracę świadczą opinie klientów. Największą radością i satysfakcją jest dla nas chwila, gdy rodzina zmarłego dziękuje nam za zorganizowanie pogrzebu. Uznanie klientów świadczy też o tym, że nie wykonujemy swojej pracy rutynowo. Do każdego zmarłego podchodzimy indywidualnie. _ - twierdzi Marian Sarniak.
Trzeba mieć hobby
Równie ciężką pracę ma tzw. grupa oględzinowa, kierowana przez policję na miejsce wypadku czy zabójstwa. W jej skład wchodzą policjanci dochodzeniowi (śledczy), pracownicy operacyjni (technicy), lekarz medycyny sądowej, technik kryminalistyki (zajmuje się fotografowaniem i zbieraniem śladów) oraz biegli z różnych dziedzin (np. biolodzy). _ W tym zawodzie nie ma miejsca na rytunę _ - podkreśla nadkom. Bolesław Rokosz – ekspert w wydziale ds. walki z terrorem kryminalnym i zabójstw. _ Jeśli zauważymy, że komuś jest obojętny drastyczny widok, to natychmiast trafia on do innego wydziału. To nie realne aby nie mieć odruchów wymiotnych i nigdy nie uwierzę osobom, które tak twierdzą. Normalne jest również to, że pierwszym dniom pracy w wydziale kryminalnym towarzyszy niechęć, ale potem człowiek się wycisza. _
Trudnym momentem, oprócz widoku ciała, jest także kontakt z rodziną ofiary. _ Takie spotkanie bywa bardzo traumatycznym przeżyciem, które odbija się na naszej psychice. Nie można się przyzwyczaić do informowania kogoś, że jego najbliższy nie żyje. W takich sytuacjach nigdy nie mówimy: „Ja pana rozumiem” bo, jak można zrozumieć śmierć ojca czy córki? To byłoby zwykłe kłamstwo _ - ocenia Bolesław Rokosz. Nowością w policji jest to, że mogą oni skorzystać z pomocy psychologicznej. _ Kiedyś tego nie było, dlatego policjanci byli zadani tylko na siebie, nadużywali alkoholu, a w efekcie najbardziej cierpiała ich rodzina. Teraz psychologowie są z nami na stopie koleżeńskiej i służą pomocą w każdej chwili. Policjanci nie obawiają się więc, że psychologowie doniosą na nich do przełożonego. Ważne jest również to, że każdy psycholog najpierw uczył się, jak powinien pomóc policjantom, jeżdżąc razem z nimi na miejsce wypadku. _ - mówi nadkom. Rokosz.
Emocje na bok
_ Praca przy oględzinach jest bardzo niewdzięczna. Naszym zadaniem jest zebrać ślady i jednocześnie myśleć o tym, że trzeba złapać oprawcę ofiary. Nie możemy oceniać sprawcy, bo od tego jest prokurator. Niedopuszczalne jest więc reagowanie w sposób emocjonalny. Jeśli policjant zachowuje się agresywnie, to zostaje przeniesiony do innego wydziału _ - dodaje Bolesław Rokosz.
Gwarantem sukcesu w tym zawodzie to znalezienie sobie hobby po pracy i szukanie znajomości w innych grupach zawodowych. _ Policjantom, których szkolę doradzam aby znaleźli swoje hobby, bo to pozwala odreagować stres. Nie można cały czas myśleć o śmierci i rozmawiać o szczegółach swojej pracy z innymi. Ja na przykład robię ikony i rzeźbię. Dużo też czytam. A gdy wracam do domu, żona zawsze wymyśla mi jakieś zajęcie _ - dodaje nadkom. Rokosz
Lekcja w prosektorium
Widok śmierci jest także nieodłącznym elementem pracy lekarza. Zajęcia z anatomii zaczynają się na pierwszym roku studiów Akademii Medycznej. Wtedy w życiu każdego studenta medycyny przychodzi moment na "lekcję śmierci" w prosektorium. Większość przyszłych lekarzy z przerażeniem myśli o zetknięciu z martwym ciałem. _ Przed pierwszymi zajęciami bardzo się denerwowałam. Słyszałam, że zapach i widok nieboszczyka jest okropny, ale po pierwszych doświadczeniach byłam już spokojna. Nabrałam racjonalnego podejścia do "preparatów" – bo tak nazywamy zwłoki. Pamiętam moment, kiedy na sali pojawiły się ciała. Były przykryte białą folią. Po mału, z dużą ostrożnością odsłanialiśmy kolejne części. Nikt wtedy nie zrezygnował, nikt nie zasłabł, nikt nie miał mdłości. Górę wzięła ciekawość poznania "preparatów" od strony anatomicznej _ - mówi Agnieszka, studentka III roku Akademii Medycznej.
Adepci medycyny powoli oswajają się z ludzkim ciałem. Zanim trafią na zajęcia do prosektorium przez miesiąc uczą się szczegółów budowy szkieletu. Potem wkraczają w tematykę miękkich części ludzkiego organizmu a więc mózgu, mięśni, naczyń i narządów wielu układów. Czy zatem każdy student medycyny poradziłby sobie pracując w przyszłości w prosektorium? _ Nie. By móc tam pracować trzeba być odpornym psychicznie. Nie można sobie pozwolić na emocjonalne podejście do tego typu spraw. Tu nie ma miejsca na rozmyślania nad sensem istnienia _ - dodaje Agnieszka. Trzeba poprzestać na przyjaźni
Odrębnym tematem jest opiekowanie się umierającymi. Wydawałoby się, że osoby, które zajmują się nieuleczalnie chorymi powinny być przygotowane na śmierć. Ale jak zachować dystans do swoich podopiecznych? _ Niestety, to nie takie proste _ - mówi Dominik Najberg, wolontariusz Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci. _ Mężczyźni radzą sobie z wolontariatem lepiej. Mniej przeżywają odejście dziecka, którym się opiekowali. Kobiety z reguły kierują się wrodzonym instynktem macierzyńskim i zakochują się w swoich małych podopiecznych. Przychodzi jednak moment, że każde z dzieci umrze i z taką świadomością trzeba pracować. Jeśli przekroczy się tę magiczną barierę przyjaźni, to trudno sobie z tym poradzić _ - dodaje Dominik.
Podobnie, jak w każdej innej pracy, w której ma się do czynienia ze śmiercią, także i w przypadku wolontariusza z hospicjum, najtrudniejszy jest początek. Wtedy człowiek zadaje sobie najwięcej pytań. Nie może pojąć dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe – jednych nagradza, innych karze.
_ Hospicjum stało się częścią mnie, ale zanim to nastąpiło, musiałem oswoić się z wielkim nieszczęściem, jakie przyszło mi oglądać. Kiedyś przechodziłem na drugą stronę ulicy na widok człowieka na wózku inwalidzkim, teraz wszystko uległo przewartościowaniu. Wszystko się zmieniło gdy poznałem Grzesia, chłopca, który nie może sam oddychać. Wspomaga go w tym małe urządzenie, które skonstruował mu jego ojciec. To zwyczajny silniczek od wycieraczek, który za pomocą odpowiedniego mechanizmu naciska przeponę, a to pozwala mu zaczerpnąć powietrza. Grześ nie może normalnie jeść, nie jest w stanie w ogóle się poruszyć. Gdy po raz pierwszy wyszedłem z jego domu, musiałem się uspokajać kilka godzin. Tamtego dnia przestałem narzekać na swoje życie _ - twierdzi Dominik.
Satysfakcja
Przebywanie z ludźmi, którzy mogą odejść lada dzień jest zarazem źródłem ogromnej satysfakcji. _ Jeździmy z naszymi podopiecznymi na wycieczki, organizujemy im spotkania ze znanymi ludźmi, zabieramy na koncerty muzyczne. To jest dla nich prawdziwa odskocznia od smutnego domu, w którym cały czas mówi się o chorobie i myśli o śmierci. To właśnie w hospicjum na ich strudzonych bólem buziach pojawia się uśmiech _ - dodaje Wojtek Marciniak inny wolontariusz WHD. Praca w tym szczególnym miejscu diametralnie zmienia podejście do świata i samego siebie. Staje się pokorny – ocenia Wojtek.
Sterowanie śmiercią
_ Kiedyś byłem ateistą, teraz wierzę, że jest coś po drugiej stronie. I odkryłem coś zaskakującego. Umierający potrafią sterować własną śmiercią. To niezwykłe, ale mieliśmy taki przypadek, kiedy chłopiec czuł, że umrze. Chciał, aby w takim momencie był przy nim nasz kapelan. Na wieść o tym, że ksiądz wyjechał i wróci za pięć dni, chłopiec zaczekał i odszedł, kiedy kapelan wreszcie do niego przyjechał. Podobnych przypadków było więcej _ - przyznaje Dominik.
Praca w hospicjum pozwala także oswoić się ze śmiercią. _ Dzięki wolontariatowi, przekonałem się, że śmierć nie musi być straszna i już się jej nie boję. Wiem jak istotne jest pomaganie i umilanie czasu ludziom, w ich ostatnich dniach życia. Smutne jest to, że często tylko na nas mogą liczyć, bo najbliżsi się od nich odwrócili _ - przekonuje Wojtek.
Święto zmarłych jest doskonałą okazją do pomyślenia o wszystkich, ważnych dla nas osobach, które odeszły. Ten dzień może się stać także pretekstem do zastanowienia się nad tym, czym dla nas jest śmierć. Oprócz refleksji nad sensem rodzenia się i umierania pomyślmy o tych, którzy na co dzień mają do czynienia ze zmarłymi lub nieuleczalnie chorymi. Należy im się szacunek, bo kiedyś i my do nich trafimy...
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska