Opóźnienia w łupkach

Dotychczasowe prace dot. wydobycia gazu łupkowego nie przyniosły rezultatów; przemysł działający w branży na ile może wstrzymuje się z pracami, bo czeka na regulacje w prawie, których wciąż nie ma - wskazywali uczestnicy czwartkowej konferencji gazowej.

Opóźnienia w łupkach
AFP/Robert Nickelsberg

11.04.2013 | aktual.: 11.04.2013 17:23

Przedstawiciele polskiego i ukraińskiego sektora gazowego spotkali się na konferencji organizowanej w Ministerstwie Gospodarki. Podczas panelu dotyczącego gazu łupkowego przypomniano, że temat gazu z łupków pojawił się w Polsce sześć lat temu, pierwsze wiercenia przeprowadzono trzy lata temu.

W Polsce wywiercono do tej pory około 46 otworów, jednak żaden z nich nie był przewidziany do produkcji - powiedział Cezary Filipowicz z United Oilfield Services. Dodał, że prowadzone prace wskazują, że polskie złoża są perspektywiczne.

Europoseł Konrad Szymański (PiS) diagnozował, że zmarnowaliśmy bardzo dużo czasu, bo wciąż nie widać końca przygotowania ram prawnych dla tej działalności (brakuje ustawy podatkowej i ustawy węglowodorowej). Jak mówił to, że do dziś nie ma uregulowań powoduje, że inwestorzy zagraniczni są w coraz większym niepokoju.

Firmy naftowe wskazują na dwa problematyczne punkty w proponowanych rozporządzeniach - pierwszym z nich procedura przejścia z koncesji poszukiwawczej na wydobywczą, firmy "kontestują też" publicznego partnera, jakim ma być Narodowy Operator Kopalin Energetycznych (NOKE) - wskazywali przedstawiciele firm sektora energetycznego. - Musimy ryzykować swoimi pieniędzmi, a sam miód jest spijany przez NOKE - mówił Andrzej Maksym z PGNiG.

Na Ukrainie - wskazywał Szymański - cała sprawa gazu łupkowego ruszyła później, jednak kraj ten nas teraz przegania. Jego zdaniem, główną słabością konkurencyjną Polski wobec Ukrainy jest chaos decyzyjny i konkurowanie ze sobą ministerstw o to, które odgrywa przewodnią rolę w tej sprawie.

Szymański podkreślał, że i dla nas i dla naszego wschodniego sąsiada nowy gaz może w istotny sposób wpłynąć na sytuację energetyczną. - Oba kraje widzą, że uruchomienie własnych zasobów jest ogromną szansą - zaznaczył.

Paweł Poprawa z Instytutu Studiów Energetycznych ostrzegł, że obserwujemy "spadający entuzjazm dla polskich łupków" na rynku energetycznym i finansowym. Ocenił, że 6 lat od kiedy mówi się o łupkach w Polsce, to bardzo dużo, zwłaszcza w kontekście tego, że cały czas jesteśmy w pierwszej fazie poszukiwań. Zaznaczył, że w Stanach Zjednoczonych pierwszy etap trwał ok. dwóch lat.

Poprawa podkreślał, że moda na rynkach finansowych na poszukiwanie gazu łupkowego zniknęła, a wkrótce możemy konkurować o zasoby finansowe na rozwój poszukiwań z innymi krajami. Jego zdaniem możemy też spodziewać się takiej sytuacji, że żadna z poszukujących gazu w łupkach firm nie zdoła przejść do fazy produkcyjnej i będzie konieczne rozpisanie nowych przetargów, co znowu wydłuży cały proces.

Wskazywał również, że otwory produkcyjne są u nas kilkakrotnie droższe niż gdzie indziej, a gaz łupkowy, przy takich kosztach będzie w najłatwiej dostępnych miejscach kosztował po 350-450 dol. za m sześc., co sprawi, że będzie nieopłacalny. Jego zdaniem, aby to zmienić, należy otworzyć rynek wydobycia, który w Europie jest bardzo płytki.

Wiceprezes Orlen Upstream Paweł Martynek wskazał, że istniejące w Polsce przepisy prawa górniczego i geologicznego nie sprawdzają się w przypadku złóż niekonwencjonalnych. Orlen Upstream uczestniczy w konsultacjach na temat nowego prawa, ale "na chwilę obecną nie bardzo widać koniec tego procesu" - przyznał.

Prof. Stanisław Nagy z AGH podkreślał, że w Stanach Zjednoczonych przez 15 lat były programy zachęt dla inwestorów poszukujących gazu w łupkach, a przez 12 lat były ulgi w podatkach federalnych. My natomiast - mówił - już jesteśmy nastawieni na zysk, nie znając opłacalności inwestycji.

Nagy zwrócił uwagę, że produkcja komercyjna nie musi być opłacalna od początku. Podkreślał, że w jednym basenie koszty wydobycia między najlepszymi, a najgorszymi otworami różnią się czterokrotnie.

Deputowany parlamentu ukraińskiego Ihor Wasiunyk mówił, że społeczeństwo tego kraju przyjęło pozytywnie podpisanie umowy o podziale produkcji z koncernem Shell. Jednak jest bardzo wiele kwestii do omówienia - mówi, wyliczając kwestie prawne, bezpieczeństwa ekologicznego, a także fakt, że umowa jest tajna. - To niedopuszczalne, skoro mówimy o największym projekcie inwestycyjnym w historii niepodległości Ukrainy - ocenił.

W odpowiedzi na to wiceszef państwowej spółki Nadry Ukrainy Maksym Maksymencew zapewnił, że zmiany w prawie ukraińskim wprowadzone w związku z umową o rozdziale produkcji dotyczyły m.in. zapewnienia bezpieczeństwa inwestycji. -Jeśli chodzi o jawność tej umowy, to upublicznienie jej może zaszkodzić wciąż toczącym się rozmowom z Chevronem i ExxonMobil - oświadczył.

Ukraina podpisała pod koniec stycznia umowę o rozdziale produkcji z koncernem Shell w ramach projektu wydobycia gazu łupkowego ze złoża juzowskiego na wschodzie kraju. Złoże to, według ocen ukraińskich może zawierać do 4 bln m sześć. gazu. W końcu lutego media ukraińskie podały, że Chevron może podpisać porozumienie o rozdziale produkcji w ciągu najbliższych dwóch miesięcy. Projekt, w który zaangażowany jest Chevron, dotyczy złoża oleskiego na Ukrainie zachodniej.

Z prezentacji przedstawionej podczas konferencji wynika, że cały rynek gazu łupkowego wart był w 2011 r. 27 mld dol. Szacunki przedstawione przez organizatorów konferencji mówią, że na Zachodniej Ukrainie może być od 800 mld m sześc. gazu do nawet 1,5 bln m sześc., a w rejonie donieckim jeszcze więcej.

Natomiast W Polsce może być to między 360 a 760 mld m sześc., co mogłoby wystarczyć naszemu krajowi na 35-65 lat. Spodziewany początek wydobycia w naszym kraju to 2014 r. (jednak aby gaz z łupków był zauważalny w bilansie energetycznym kraju potrzeba ok. 10 lat), natomiast na Ukrainie 2017 r.

Źródło artykułu:PAP
gaz łupkowyukrainapolska
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)