Optymizm na rynkach akcji nie gaśnie

Nie widać wciąż czynnika, który mógłby poważniej zagrozić trwającej ponad rok tendencji zwyżkowej na giełdach. Optymizm zdaje się być niczym niezakłócony. I to może być jeden z powodów do rozpoczęcia korekty. Dziś nikt o niej w Warszawie nie myślał,
i to mimo spadających kontraktów na amerykańskie indeksy oraz kiepskiego początku handlu na Wall Street.

Optymizm na rynkach akcji nie gaśnie
Źródło zdjęć: © Gold Finance

06.04.2010 16:55

Nie widać wciąż czynnika, który mógłby poważniej zagrozić trwającej ponad rok tendencji zwyżkowej na giełdach. Optymizm zdaje się być niczym niezakłócony. I to może być jeden z powodów do rozpoczęcia korekty. Dziś nikt o niej w Warszawie nie myślał, i to mimo spadających kontraktów na amerykańskie indeksy oraz kiepskiego początku handlu na Wall Street.

Polska GPW

Po świątecznej przerwie, byki poczynały sobie na warszawskim parkiecie całkiem odważnie. Indeks największych spółek zyskiwał na otwarciu 0,5 proc. W ciągu pierwszej godziny handlu podaż próbowała sprowadzić go poniżej poziomu z ubiegłego czwartku, jednak szybko musiała dać za wygraną. Tuż po południu WIG20 rósł o 0,9 proc., osiągając poziom 2576 punktów. Z utrzymaniem tego rekordowo wysokiego poziomu miał jednak spore kłopoty. Chętnych do sprzedaży akcji przybyło i pozbywali się ich dość zdecydowanie. W pierwszej części sesji najmocniej zwyżkowały papiery BRE, BZ WBK, PKN Orlen i Lotosu. Walory tej ostatniej spółki szybko zwiększały skalę wzrostu aż do 4 proc. Wzrost zainteresowania inwestorów wywindował też do 2 proc. walory Pekao. Najgorzej zachowywały się papiery Telekomunikacji Polskiej, tracące chwilami ponad 1 proc.

Pod koniec dnia mieliśmy do czynienia z niewielkim pogorszeniem nastrojów, jednak po końcowym fixingu WIG20 zyskał 0,9 proc., a WIG wzrósł o 0,95 proc. Indeks średnich spółek poszedł w górę aż o 1,44 proc. Znacznie gorzej wypadł natomiast sWIG80, który zwiększył swoją wartość jedynie o 0,31 proc. Obroty na rynku akcji wyniosły 1,87 mld zł.

Giełdy zagraniczne

Wall Street poszła w górę w lany poniedziałek. Przewaga byków była bezsporna, ale wiecznie trwać nie może. Piątkowe dane z rynku pracy rewelacyjne nie były, jednak wspomagane przez dobry odczyt wskaźnika aktywności gospodarczej w sektorze usług oraz zdecydowany wzrost liczby umów kupna domów, wyniosły indeksy na nowe szczyty. Trudno sobie wyobrazić, by S&P500 nie spróbował dotrzeć do 1200 punktów. W komentarzach znów powraca kwestia ewentualnego zaostrzenia polityki pieniężnej, ale chyba jednak gwałtownego zwrotu w tej materii nie należy się spodziewać. Niepokój będzie narastał, jednak trochę czasu na kontynuację hossy jeszcze jest. Tym, co będzie później, inwestorzy będą się martwić później.

Na giełdach azjatyckich dziś było dość spokojnie. Nikkei zniżkował o 0,5 proc., ale można to traktować jedynie jako niewielką korektę zwyżki z pierwszych dwóch dni kwietnia. W Chinach także zmiany indeksów były kosmetyczne. Shanghai B-Share zyskał zaledwie 0,12 proc. i wciąż trzyma się przy poziomie styczniowego szczytu. Na atak nie ma wielkiej chęci, ale też i nie bardzo chce spadać. Stopy procentowe straszą tam zdecydowanie mocniej niż gdziekolwiek indziej.

Na głównych parkietach europejskich inwestorzy poczynali sobie dość odważnie. Strachu przed ewentualną korektą za oceanem nie było widać, mimo że notowania kontraktów na amerykańskie indeksy były lekko pod kreską. Wskaźniki w Londynie i Frankfurcie zyskiwały na otwarciu po prawie 0,2 proc. Paryski CAC40 zwyżkował o 0,45 proc. W ciągu dnia nie miał siły na dalszy wzrost. FTSE zwiększył zaś skalę wzrostu do 1 proc. DAX tylko przez chwilę próbował wyjść mocniej w górę, ale po osiągnięciu rekordowego poziomu 6265 punktów musiał spasować.

Na giełdach naszego regionu przeważał optymizm. Jedynie w Bukareszcie indeks zniżkował o 0,8 proc. W Budapeszcie zwyżka przekroczyła 1 proc., w Pradze, Sofii i Moskwie indeksy zyskiwały po 0,6 proc. W Tallinie i Rydze indeksy rosły po 2 proc. W Atenach znów pojawił się niepokój, wynikający z pogłosek o niechętnym przyjęciu warunków stawianych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Indeks spadał o ponad 2 proc.

Waluty

Pierwsze dni kwietnia przyniosły znów spory ruch na światowym rynku walutowym. Pierwszego dnia miesiąca kurs wspólnej waluty wspiął się do poziomu 1,359 dolara. Od tego czasu trwa jej deprecjacja. Jeszcze dziś rano euro wyceniano na prawie 1,35 dolara, jednak spadek trwał niemal nieprzerwanie przez cały dzień. Wczesnym popołudniem euro można było kupić już za 1,336 dolara. W ciągu trzech dni wspólna waluta straciła aż 2,3 centa.

W tej sytuacji złoty osłabiał się wobec dolara. Dziś rano „zielonego” można było kupić za niespełna 2,85 zł, po południu zaś trzeba było za niego płacić już 2 grosze więcej. Wspólna waluta była za to rekordowo tania. Rano wyceniano ją na nieco ponad 3,82 zł, później jednak zdrożała o grosz. Kurs franka poruszał się w wąskim przedziale 2,67-2,68 zł.

Podsumowanie

Trend ma swoje prawa. Szczególnie, gdy jest tak silny i trwa tak długo jak obecny. Nie kończy się on tak łatwo i bez zdecydowanych powodów. Tych na razie nie widać. Powtarzanie dobrze znanych zagrożeń, takich jak poważniejsza korekta, narastanie spekulacyjnej bańki, czy zbliżająca się perspektywa zaostrzania polityki pieniężnej, na nikim nie robi wrażenia. Ale nikt też nie zaprzecza, że ryzyko związane z posiadaniem akcji, a tym bardziej ich kupowaniem, ciągle rośnie. Na razie chciwość wygrywa ze strachem.

Roman Przasnyski
główny analityk Gold Finance

| Powyższy tekst jest wyrazem osobistych opinii i poglądów autora i nie powinien być traktowany jako rekomendacja do podejmowania jakichkolwiek decyzji związanych z opisywaną tematyką. Jakiekolwiek decyzje podjęte na podstawie powyższego tekstu podejmowane są na własną odpowiedzialność. |
| --- |

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)