Oszustwo na rynnę. Fałszywi "Węgrzy" znowu próbują oszukiwać Polaków
Pod Warszawą znowu grasują "udawani Węgrzy". Proponują właścicielom domów wymianę rynien po kosztach, a później żądają kilku tysięcy złotych. - Masakra, dałam się wmanewrować w ten przekręt - napisała nam na dziejesie.wp.pl pani Ewa, którą oszuści zdołali nabrać.
22.03.2019 19:18
Mechanizm działania oszustów jest prosty. Pisaliśmy o nim w ubiegłym roku, a teraz rzekomi Węgrzy ponownie zwietrzyli szansę. Coraz wyższe temperatury, zbliżająca się wiosna - te okoliczności sprzyjają remontom. I, jak widać, również wyłudzeniom.
Oszustów zazwyczaj jest kilku. Trzech, może czterech. Parkują przed wcześniej wytypowanym domem, wychodzą z busa i głośno dyskutują, wskazując na uszkodzone, ich zdaniem, rynny. Upewniają się, że przy domu jest jego właściciel lub mieszkaniec.
Gdy pada pytanie, czy może on nieoczekiwanym gościom w czymś pomóc, oszuści przystępują do działania. Czasami nawet nie potrzebują do tego zachęty. Podają się za obcokrajowców, najczęściej Węgrów. Mają śniadą karnację, ale łamaną polszczyzną potrafią się porozumieć.
Informują, że rynny nie wytrzymają kolejnego deszczu, że mogą zagrażać mieszkańcom i koniecznie trzeba je wymienić. I akurat tak się składa, że mają ze sobą pasujące materiały, których chętnie się pozbędą. Bo akurat wracają z innej budowy. Oczywiście robotę wykonają po kosztach, żeby tylko pozbyć się zalegających w bagażniku rynien.
W ostatnią niedzielę, gdy w całej Polsce temperatury podskoczyły, a ludzie zabrali się za wiosenne porządki w przydomowych ogródkach, oszuści postanowili uderzyć w okolicach Warszawy. A dokładniej pod Piasecznem.
Zobacz także
- Trzej "Węgrzy" pojawili się w domu moich rodziców. Błyskawicznie ustalili cenę, po kosztach,150 zł i przystąpili do prac - napisała do nas za pośrednictwem formularza dziejesie.wp.pl pani Ewa. W trakcie całego zajścia nie wiedziała, że ma do czynienia z próbą wyłudzenia.
Coś jednak nie dawało jej spokoju, więc próbowała dowiedzieć się czegoś więcej. Jak przyznała, ojciec jej na to nie pozwolił.
- Po pół godzinie okazało się, że to ich cena za metr bieżący i w sumie trzeba zapłacić 3800 zł. Łaskawie zgodzili się, że zejdą do 3000, a ostatecznie - do 2900 zł - relacjonuje nasza czytelniczka. Pojechała więc do bankomatu i robotnikom za usługę zapłaciła.
Dopiero po powrocie do domu postanowiła poszperać w sieci. - Nie dawało mi to spokoju i wygooglowałam Wasz artykuł przed chwilą. Szkoda mi taty i pieniędzy - napisała.
Czy warto zawiadomić w takiej sytuacji policję? Jak pisaliśmy ubiegłej wiosny, taka groźba może przepędzić oszustów. Ale jeśli tak się nie stanie, to funkcjonariusze mogą mieć związane ręce.
- Cena usługi i sposób jej wykonania to kwestie regulowane przez Kodeks cywilny i policja nie ma tu żadnych kompetencji. Co innego, gdy w grę wchodzą groźby karalne. To już przestępstwo – mówiła nam wówczas rzecznik prasowy łódzkiej policji Joanna Kącka.
Dopóki więc oszuści nie grożą użyciem siły, niewiele da się zrobić. A oszustów znajdziemy w całej Polsce. Regionalne media donosiły o tego typu przypadkach w różnych regionach naszego kraju. Najlepiej więc w takich sytuacjach nie zgadzać się na żadną usługę. Bo później trzeba będzie sporo zapłacić.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? A może też odwiedzili cię oszuści? Napisz nam przez dziejesie.wp.pl