Paralotniarze podbijają wybrzeże. Za 150 zł możesz poszybować nawet 2 tys. metrów w górę

Gdy jedni nad morzem szukają słońca, inni czekają na wiatr. Tylko wtedy można latać. W ramach akcji #WPnaLato postanowiliśmy porozmawiać ze śmiałkami, którzy odważyli się skorzystać z nowej, letniej atrakcji nad Bałtykiem.

Paralotniarze podbijają wybrzeże. Za 150 zł możesz poszybować nawet 2 tys. metrów w górę
Źródło zdjęć: © WP.PL
Mateusz Madejski

27.07.2018 | aktual.: 30.07.2018 13:19

Agnieszka ze Szczecina w spokoju zakłada kask, uprząż i specjalnie przygotowany kijek z kamerą sportową. Za chwilę znajdzie się na wysokości 150 metrów i zobaczy całe wybrzeże wokół Trzęsacza z lotu ptaka.

- Te paralotnie mogą się wzbić nawet na 2 tysiące metrów - mówi paralotniarz, który będzie pilotował Agnieszkę. Jednak klientom 150 metrów w zupełności wystarcza. Przynajmniej na początek. Po 15-minutowym locie albo ładują akumulatory na długie miesiące, albo połykają bakcyla i od razu zapisują się na kurs pilotażu. - To wcale nie takie trudne - zapewnia paralotniarz.

Obraz
© Fot. Jarosław Gaszyński

Agnieszka miała akurat stresujący tydzień. Lot paralotnią to pomysł jej koleżanki, Angeliki. Założenie ekwipunku trochę zajmuje, a im bliżej wylotu, tym więcej emocji. W końcu jest gotowa. Jeden paralotniarz leci razem z nią, drugi pomaga im się wybić. O swoich wrażeniach opowie nam za kwadrans. Tymczasem mogę porozmawiać z paralotniarzami, którzy czekają na nowych klientów.

Wiatr, lokalizacja, lokalizacja i jeszcze raz lokalizacja

Aby latać nad morzem, niezbędne są dwie rzeczy - lokalizacja i wiatr od morza - mówi pan Rafał, doświadczony paralotniarz. - Nad Bałtykiem z wiatrem zwykle nie ma problemu. Gorzej z lokalizacją. Nad polskim wybrzeżem robi się coraz bardziej tłoczno. Ciągle powstają kolejne hotele, pensjonaty czy restauracje.

Obraz
© Fot. Jarosław Gaszyński

Ale wolne miejsce dla paralotniarzy jakimś cudem się znalazło. W Trzęsaczu. Tam, gdzie można podziwiać ruiny kościoła zniszczonego przez morskie fale. Aby móc odpowienio wzbić się w powietrze, niezbędny jest wysoki klif. Taki jest właśnie w Trzęsaczu. Jak mówi pan Rafał, na brak klientów narzekać nie może. Są gotowi wydać 150 zł, aby wzbić się w powietrze choćby na chwilę. Są oczywiście dodatkowe usługi. Jak ktoś chce nagrać widoki, paralotniarz za dodatkowe 50 zł udostępnią film z kamerki sportowej.

Pierwsze pytanie, które się nasuwa, to oczywiście bezpieczeństwo. Czy zdarzają się wypadki? - Jeszcze ubezpieczenia mamy tanie - słyszę pół żartem, pół serio. Szybko dodaje, że nikt z jego ekipy poważnego wypadku nie miał.

Obraz
© Fot. Jarosław Gaszyński

- Latać można już po 11 dniach kursu. Wiele osób, które zdecydują się z nami polecieć, od razu połyka bakcyla. Zapisują się na kurs i latają już bez pilota - wyjaśnia. Ale latanie z inną osobą to już wyższa szkoła jazdy, czy raczej paralotniarstwa. - Lata, długie lata praktyki - zaznacza.

Trzech Polaków, jeden Niemiec

Tymczasem kolejni potencjalni klienci przychodzą i dopytują się o szczegóły lotu. Do pana Rafała podchodzi Niemiec i pyta, czy można polatać tylko nad plażą, bo nad morzem to się trochę boi. - Nie, nad plażą nie możemy. Zbyt duże niebezpieczeństwo - odpowiada pan Rafał. - Niemców jest sporo. Na trzech Polaków jest mniej więcej jeden Niemiec, który chce z nami polecieć - słyszę.

Obraz
© Fot. Jarosław Gaszyński

Sport nie należy do najtańszych. Sam napęd do paralotni kosztuje 8 tysięcy, cały zestaw - ok. 18 tys. zł. O ile chce się kupić sprzęt używany, ten prosto ze sklepu kosztuje oczywiście znacznie więcej. A paliwo? Podczas 15-minutowego lotu zużywa się średnio jeden litr benzyny.

Obraz
© Fot. Jarosław Gaszyński

Tymczasem widzę, jak Agnieszka wraz ze swoim pilotem podchodzi do lądowania. Lądowanie to najtrudniejszy manewr, podobnie jest w lotnictwie czy skokach spadochronowych. Jeden paralotniarz wybiega, by złapać dwójkę - Agnieszkę i pilota. Wszystko kończy się dobrze, ale zdjęcie całego sprzętu zajmuje dłużą chwilę. - Rewelacja. Rewelacja, co za widoki! - komentuje jeszcze pełna emocji Agnieszka, choć przyznaje, że Angelika, jej przyjaciółka, długo musiała ją namawiać do tego pomysłu.

Obraz
© Fot. Jarosław Gaszyński

Paralotniarze nie są zaskoczeni. Zazwyczaj klienci najpierw się denerwują, a potem są zachwyceni. Wypadków się nie boją, raczej tego, że ktoś wykupi działkę w Trzęsaczu i nie będą mieli gdzie latać. Ale próbują się na taką ewentualność ubezpieczyć. W pobliskim Pobierowie powstaje Hotel Gołębiewski - ponoć ma być to jeden z największych hoteli w Europie. Paralotniarze już rozmawiają z przedstawicielami hotelu, by razem organizować loty.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Finanse
paralotniaparalotniarstwo#WPnaLato
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (140)