Pensje rosną. A Polacy i tak zarabiają grosze
Mimo wzrostu płac, wiele osób pracujących na etatach ledwo wiąże koniec z końcem.
28.09.2010 | aktual.: 28.09.2010 16:47
Mimo wzrostu płac, wiele osób pracujących na etatach ledwo wiąże koniec z końcem. W innych państwach europejskich stała praca oznacza życie na poziomie.
A co mają zrobić ci, którzy posiadają tylko cząstkę etatu lub od lat błagają szefa o stałą umowę? Dodajmy, że w Polsce zatrudnienie w oparciu o umowę tymczasową jest najwyższe w Europie (wynosi 27%, gdy średnia unijna to 14%).
Pracuje w zawodzie. Tyle że za grosze
Tamara pochodzi z Torunia i jest psychologiem, pracę znalazła w Grudziądzu – zgodną z zawodem. Kłopot w tym, że pensja bardzo odbiega od jej oczekiwań. Pracuje na pół etatu – za 677 zł. Tamara za wynajem pokoju w kamienicy płaci 450 zł. Zostaje jej 227 zł.
- Pocieszam się, że pracuję w zawodzie i zdobywam kwalifikacje. Mogłam pracować w jakiejś firmie za więcej. Ale uparłam się, nie po to robiłam te studia, by teraz rozpocząć pracę w innym zawodzie. Chciałabym zostać terapeutką, ale muszę mieć kilkuletnie doświadczenie jako psycholog. Jak żyję za 227 zł? Jem niewiele, nie chodzę do kina, na imprezy, nie kupuję ubrań. Mam nadzieję, że wkrótce zatrudnią mnie na cały etat – mówi Tamara Grabowska, jest ubiegłoroczną absolwentką.
Życie za 500 zł? Jednak możliwe
523 zł - taką pensję otrzymuje Piotr. Kupuje produkty w najtańszych sklepach. I to te podstawowe: chleb, margarynę, serek topiony, bardzo rzadko wędlinę. Stołuje się w barze mlecznym. Tam jada właściwie tylko zupy za 2,30 zł. Raz w tygodniu jada w barze posiłek mięsny.
- A przecież opłacam jeszcze rachunki za energię elektryczną i płacę czynsz. Dwa miesiące temu zachorowałem. Myślałem, że wyleczę się domowymi sposobami, ale nie udało się. Wybrałem się do lekarza, antybiotyk kosztował 40 zł. Musiałem się zadłużyć. Do dziś odczuwam finansowe skutki choroby - mówi Piotr, pracuje na pół etatu jako stróż nocny, ma 48 lat. Jak mówi, obecnie nie może znaleźć innej pracy.
Musiałem dorabiać
Wcześniej pracował jako pomocnik na budowie, był też sprzątaczem w szkole, parkingowym. Nie ma kwalifikacji, by pracować w innym charakterze. Ale szefowie zawsze wystawiali mu pozytywną opinię i byli zadowoleni z jego pracy. Piotr zawsze tracił pracę, bo szef albo się przenosił albo rozpoczynał inny biznes, w którym nie było miejsca dla Piotra. Mężczyzna nigdy nie narzekał, radził sobie, dorabiał np. na budowie. Gdy jednak stracił ostatnią pracę, załamał się. Pojawiły się też dolegliwości – zaczęły go boleć stawy. Lekarz powiedział mu, że o dorabianiu na budowie, noszeniu ciężkich przedmiotów, a nawet długotrwałym staniu, nie ma mowy. Dodał, że choroba jest zbyt „lekka” by ubiegać o rentę.
Nie myślałem o kształceniu
- Zawsze miałem dobrych szefów. Niestety teraz stało się tak, że ledwo ciągnę do pierwszego. Nie podejrzewałem, że mogę tak upaść, zawsze byłem dość przedsiębiorczy, nie brakowało mi pieniędzy. Może jeszcze coś znajdę, pewnie będę musiał podjąć pracę właśnie na budowie, chociaż lekarz odradzał. To trochę moja wina, bo gdy w miarę mi się wiodło, nie myślałem o dokształcaniu się czy szkoleniach. Teraz, gdy szukałem pracy, okazało się, że właściwie nic nie potrafię. Wybrałem się nawet na szkolenia organizowane przez urząd pracy. Ale prawdę mówiąc, dowiedziałem się tylko wszystkiego o rozmowach kwalifikacyjnych. Liczyłem na to, że nauczę się obsługi komputera czy jakiejś maszyny, po prostu czegoś konkretnego – przyznaje Piotr.
Za biedna na chorobę
Dzienny limit wydatków Ewy to 9 zł. Chleb, smalec, czasem jajka i mleko. Ewa gotuje na obiad najczęściej makaron na mleku. Czasem syn zaprasza ją na obiad albo przynosi jedzenie. Jej emerytura wynosi 436 zł. W ubiegłym miesiącu lekarz zapisał jej leki za 32 zł. Nie wykupiła. Od lat choruje na nerki, ale twierdzi, że jeszcze nie jest tak źle.
- Krótko pracowałam zawodowo, stąd taka niska emerytura. Byłam sprzątaczką w bibliotece i kelnerką. Nigdy nie było tak źle. Gdy żył mój mąż, radziliśmy sobie wspaniale. On był marynarzem i jego pensja była jedną z wyższych w kraju. Mam dwoje dzieci, ale one same ledwo sobie radzą. Nie chcę ich obciążać. Jest trudno, ale nie poszłam po zapomogę, to poniżające. Poproszę o ich pomoc, gdy już będzie bardzo ciężko – opowiada Ewa Toryś, emerytka z Gdańska.
544 zł - tyle wynosi miesięczny zarobek Weroniki. Kobieta pracuje na czarno jako kelnerka w restauracji pod Poznaniem. Ma 24 lata.
- Bardzo zależy mi na tej pracy. I na pewno wreszcie otrzymam stałą pracę i wyższe wynagrodzenie. Szef twierdzi, że za kilka miesięcy podpiszemy umowę. Dlatego nadal u niego pracuję. Mieszkam niedaleko, praca bardzo mi odpowiada. Nie chcę innej. Wierzę szefowi. Chociaż pracuję już prawie rok na takich zasadach Jak daję radę żyć za 500 zł? Jest fatalnie, ale okazuje się, że można. Obiady jadam w restauracji, chociaż nie mogę już na nie patrzeć, ale zmuszam się. Kupuję najtańsze artykuły, chleb, w lecie – pomidory, serek topiony, zupki, jakieś puszki mięsne z przeceny. Ciuchy kupuję w lumpeksach albo na targowisku. Mieszkam u koleżanki, za wynajem płacę niewiele, właściwie tylko rachunek za energię elektryczną. Ona zarabia więcej i tymczasowo bierze na siebie czynsz. Ale już zaczyna się robić niemiła atmosfera. Wiem, że taka sytuacja nie może trwać w nieskończoność - mówi Weronika.
A zarobki rosną
Jak wynika z raportu „Praca Polska 2010”, przygotowanego przez Komisję Krajową NSZZ „Solidarność” zarabiamy najmniej w całej Unii Europejskiej. Szefowie nie tylko mało płacą, ale też zatrudniają na niekorzystnych warunkach. Pod koniec 2009 roku zatrudnienie na umowę na czas określony było w Polsce najwyższe w Europie – wynosiło 27%! Dodajmy, że średnia unijna wynosiła niecałe 14%. Chociaż zarobki wzrastają, wzrastają też koszty życia. Ktoś, kto pracuje nawet na dobrych warunkach (ma etat i umowę na czas nieokreślony), może ledwo wiązać koniec z końcem.
Krzysztof Winnicki