Połowa doradców bankowych nie informuje o ryzyku inwestycyjnym
Ponad połowa bankowych doradców sprzedających produkty inwestycyjne nie informuje potencjalnych klientów o ryzyku związanym z takimi inwestycjami, 84 proc. nie przytacza konkretnych danych o produktach - wynika z opublikowanego w czwartek badania przeprowadzonego przez firmę doradczą Deloitte.
29.10.2009 | aktual.: 29.10.2009 17:05
Deloitte sprawdził, na co może liczyć potencjalny inwestor na kilka miesięcy przed końcem okresu dostosowawczego do wymogów unijnej dyrektywy MiFID, regulującej rynek instrumentów finansowych. Nakazuje ona instytucjom finansowym stosowanie szeregu procedur w celu ochrony klientów.
Dyrektywa weszła w życie 20 października br. Na dostosowanie do niej banki prowadzące działalność maklerską będą miały dwa miesiące od wejścia w życie stosownego rozporządzenia ministra finansów, pozostałe banki - sześć miesięcy. Projekt rozporządzenia jest gotowy, ale nie zostało ono jeszcze podpisane.
Deloitte prowadził badania w wytypowanych losowo warszawskich oddziałach 25 banków. W placówkach tych zjawił się tzw. tajemniczy klient, zainteresowany inwestycją w oferowane przez banki produkty finansowe.
Z badania wynika, że aż 84 proc. doradców bankowych, sprzedając produkt przytaczało w swojej argumentacji potoczne opinie, a nie konkretne dane. 64 proc., aby przyspieszyć zawarcie transakcji, łagodnie sugerowało rezygnację z przeczytania prospektów i informacji o ryzyku. Z kolei w 56 proc. przypadków doradcy nie podawali informacji o ryzyku związanym z inwestycją w dany produkt, bądź nakłaniali do inwestycji w bardziej ryzykowne instrumenty.
- Bankom zostało niewiele czasu na przygotowanie swoich doradców do nowych wymogów - powiedział podczas czwartkowego spotkania z dziennikarzami starszy menadżer w dziale zarządzania ryzykiem w Deloitte Paweł Dziekoński. - Dyrektywa MiFID wprowadza cały pakiet wymogów, które firmy inwestycyjne, banki i domy maklerskie muszą spełnić - poinformował. Dodał, że mają one na celu ochronę klienta.
Dziekoński wyjaśnił, że banki, zanim zaoferują konkretny produkt inwestycyjny, będą musiały oceniać profil klienta (m.in. czy ma wiedzę i doświadczenie w inwestowaniu), jego potrzeby, sytuację majątkową, czy deklarowana skłonność do ryzyka. Dyrektywa nakłada ponadto sztywne wymogi dotyczące informowania o ryzyku inwestycji, kosztach bezpośrednich i pośrednich i podatkowych. - Do tej pory żadna regulacja, ani krajowa ani zagraniczna tak głęboko w tę materię nie sięgała - uważa Dziekoński.
Według niego, gdyby dyrektywa MIFID weszła w życie w Polsce wcześniej, problem opcji walutowych, na których straty poniosło wiele polskich firm mógłby być mniejszy. - Można było oczekiwać od stron transakcji więcej wiedzy, albo dokładniejszej analizy sytuacji. Myślę, że w takich przypadkach MiFID by pomógł, ale pewnie nie rozwiązałby problemu - ocenił.
Gdy w ub. roku złoty umacniał się, przedsiębiorstwa sprzedające swoje usługi bądź towary za waluty obce zawierały z bankami umowy o tzw. opcje walutowe. Chciały w ten sposób zabezpieczyć się przed ryzykiem kursowym. Gdy złoty się osłabił, banki skorzystały z możliwości kupna waluty w ramach opcji, co w wielu przypadkach postawiło firmy w trudnej sytuacji. Nie zawsze jednak umowy z bankami służyły jedynie do zabezpieczenia kursowego i zawierali je nie tylko eksporterzy.