Polscy pracownicy sezonowi kozłem ofiarnym

CSU odkryła nowy gorący temat kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego: zasiłki na dzieci pracowników sezonowych z UE, pisze z Berlina korespondent wiedeńskiego dziennika

Polscy pracownicy sezonowi kozłem ofiarnym
Źródło zdjęć: © TomasMikula - Fotolia.com

15.05.2014 | aktual.: 15.05.2014 10:55

CSU odkryła nowy gorący temat kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego: zasiłki na dzieci pracowników sezonowych z UE, pisze z Berlina korespondent wiedeńskiego dziennika „Die Presse”.

„Zbiór szparagów jest ciężką pracą. Bierze się za nią tylko niewielu Niemców. Rokrocznie na pola wschodnioniemieckich rolników przyjeżdżają dlatego tysiące Polaków. Są zameldowani jako robotnicy sezonowi, płacą podatki”, pisze z Berlina korespondent gazety Karl Gaulhofer. Jego konkluzja: nie każdy, kto przyjeżdża do Niemiec do pracy, jest imigrantem, czyhającym na niemiecki system socjalny. Mimo to bawarska CSU zrobiła sobie z robotników sezonowych temat kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego. „Dokładniej: z ich dzieci. Jeszcze dokładniej z zasiłku pobieranego przez rodziców na dzieci, które nie żyją w Niemczech”. „Trzeba położyć kres transferowi zasiłku na dzieci poza granice Niemiec”, cytuje gazeta grzmiącego sekretarza generalnego CSU Andreasa Scheuera.

Przyczyny tych emocji są dwie, stwierdza „Die Presse”. Pierwsza, natury prawnej wiąże się z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości UE z lata 2012, na mocy którego każdy pracujący w Niemczech pracownik sezonowy, pochodzący z państwa UE, który zostawił w domu dzieci, ma prawo do zasiłku na nie. Świadczenia przypadające na dzieci w kraju pochodzenia trzeba odciągnąć od niemieckiego zasiłku na dzieci. Z poślizgiem wyrok ten wywołał burzę a to dzięki krzykliwemu nagłówkowi „FAZ”: „Zasiłek na dzieci dla cudzoziemców z UE kosztuje miliardy”.

Tytuł nie jest mylny, ale wprowadza w błąd, stwierdza autor artykułu w „Die Presse“. To prawda, że dla wielu rodziców z wschodnich krajów UE niemiecki zasiłek jest kuszący. W Niemczech zasiłek na dwoje pierwszych dzieci wynosi 184 euro miesięcznie, w Polsce maksymalnie 20, w Rumunii 30 euro. Wieść o wyroku Trybunału z Luksemburga rozeszła się błyskawicznie, kasy rodzinne w Niemczech ledwo dyszą pod ciążarem już 30 tys. i ciągle rosnącego stosu wniosków. Do końca roku koszty operacji sumują się do wspomnianego przez „FAZ” miliarda euro. Chodzi jednak też o wnioski wsteczne, sięgające spraw sprzed czterech lat, zaznacza wiedeńska gazeta. Pracownik sezonowy, który w tym czasie nie otrzymał zasiłku, może domagać się odliczenia od podatku sumy, odpowiadającej zasiłkowi na dzieci.

W skali roku wygląda to znacznie mniej dramatycznie, pisze „Die Presse”. Według przekonywujących szacunków niemieckiego Ministerstwa Finansów te dodatkowe wypłaty zasiłków na dzieci wyniosą 200 mln euro. „Niedużo, w porównaniu z 38,5 mld euro, jakie pochłania rocznie ten najdroższy instrument polityki rodzinnej”, komentuje gazeta.

Oburzenie CSU natomiast wynika przede wszystkim z niezrozumienia sensu wyroku TS UE. Jego sędziowie celowali bowiem na wysokie koszty utrzymania rodziców pracujących w Niemczech. CSU uważa to za pomyłkę i chce, by zasiłek na dzieci ustalano w oparciu o koszty utrzymania w kraju zamieszkania dziecka.

W Austrii problemu nie ma, bo mało który z pracowników sezonowych sięga po zasoby systemu socjalnego. Z prostego powodu – większość pracuje w gastronomii, większość, to młodzi bezdzietni. A jak wygląda rzekome nadużycie systemu w Niemczech?, pyta berliński korespondent i zaraz odpowiada: „Zasiłek na dzieci wypłacany jest 660 tys. dzieci cudzoziemców z krajów UE, dziesięć procent tych dzieci żyje w ojczyźnie. Średnio, bo sytuacja zmienia się od kraju do kraju. Zero procent stanowią dzieci Włochów i Chorwatów, blisko 10 procent dzieci Rumunów i prawie 30 procent dzieci Polaków. Ale też, jak pisze „Die Presse”: „Z reguły z tych ostatnich dwóch krajów przyjeżdżają pracownicy sezonowi i z reguły zostawiają swe dzieci w domu”.

Elżbieta Stasik
red. odp.: Iwona D. Metzner

Obraz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (55)