Polscy rzemieślnicy uciekają do pracy w bogatej Europie
Jeśli chcesz mieć pracę - uciekaj z leśnictwa, rolnictwa, ogrodnictwa, przemysłu. Gdyby jednak spotkało cię nieszczęście bezrobocia - przekwalifikuj się i zostań fryzjerem, mechanikiem samochodowym, piekarzem, murarzem, stolarzem. Jak pokazały badania śląskiego rynku pracy, są to zawody z przyszłością.
17.10.2006 | aktual.: 17.10.2006 10:20
Z dnia na dzień tracą fachowców
Badanie rynku było potrzebne, by projekt "Pierwsza szychta" prowadzony przez Izbę Rzemieślniczą oraz małej i Średniej Przedsiębiorczości w Katowicach nie zakończył się kolejnym "szkoleniem do bezrobocia". Pokazało ono, że ucieczka młodych rzemieślników na Zachód dokonała wielkiej wyrwy kadrowej w wielu zakładach. Ponad połowa właścicieli śląskich firm rzemieślniczych chce zatrudnić nowych pracowników. Dotyczy to zwłaszcza zakładów istniejących ponad 10 lat, już osadzonych w branży. Ankietowani rzemieślnicy przyznali, że tracą z dnia na dzień wykształconych fachowców, bo zdobywają oni lepiej płatną pracę w swoim zawodzie na Zachodzie. Kogo potrzebują na 550 planowanych nowych miejsc pracy? Chcą przyjąć 69 fryzjerów, 60 mechaników, 52 piekarzy, 27 sprzedawców, 25 murarzy, 24 stolarzy. Pracę znajdą także cukiernicy, blacharze, wędliniarze, ślusarze, masarze, malarze, kierowcy i inni fachowcy w kilkunastu profesjach.
Gdzie ich szukać?
Pracodawcy próbują szukać nowych pracowników na różne sposoby: w powiatowych urzędach pracy (32,6 proc.), poprzez ogłoszenia prasowe (20,2 proc.), przy pomocy znajomych czy rodziny (32,6 proc.), w prywatnym pośrednictwie pracy (3,7 proc.). Jednak rzemieślników z papierami czeladniczymi po prostu brakuje.
Izba Rzemieślnicza oraz Małej i Średniej Przedsiębiorczości postanowiła ich wykształcić wybierając kandydatów spośród bezrobotnych. Izba szuka chętnych na tytuł czeladniczy zwłaszcza wśród kobiet, którym szczególnie na Śląsku trudno znaleźć pracę. Można na ten cel wykorzystać środki z Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach Inicjatywy Wspólnotowej "Equal". Liczy się praktyka
Projekt "Pierwsza szychta" do minimum ogranicza teoretyczne podstawy nauki zawodu, a maksymalnie wydłuża praktyczną naukę pod okiem fachowca w zakładzie rzemieślniczym. Dlatego szkolenie ogólne to tylko 80 godzin, teoria zawodu - 264 godziny, i aż 800 godzin - praktyczna nauka na miejscu pracy. Potem następuje egzamin czeladniczy.
O tym, że wykształcenie prawdziwego fachowca w rzemiośle nie jest sprawą łatwą i prostą, ale czasem przynosi zaskakująco piękne efekty, przekonuje przykład Jana Usarka, współwłaściciela firmy Kowalstwo Artystyczne Umex z Chorzowa. Kopalnianą karierę zwieńczoną funkcją nadsztygara najpierw przekuł, i to dosłownie, w żywot kowala artystycznego, a potem w swej kuźni zatrudniał byłych górników. Dziś wysyła cuda kowalstwa artystycznego do znającej się na prawdziwej sztuce Europy. Tam mało kto wie, że wyszły one spod ręki byłych górników, którzy znaleźli nowy zawód w rzemiośle.
Zdaniem eksperta
Piotr Suliga z Izby Rzemieślniczej oraz Małych i Średnich Przedsiębiorstw w Katowicach, koordynaror projektu "Pierwsza szychta"
W trakcie rekrutacji do projektu zapisało się 150 bezrobotnych, z czego ostała się 43-osobowa grupa. Zakładamy, że odniesiemy sukces, jeśli 40 proc. przeszkolonych osób znajdzie pracę w pół roku po zakończeniu projektu. Jest on po trosze eksperymentalny. W procesie zdobywania zawodu rzemieślnika bardzo istotne są relacje mistrz-uczeń. Tu takie relacje zachodzą nie między dorosłym człowiekiem a nastolatkiem, ale między dwojgiem dorosłych. Z naszych obserwacji wynika, że w większości przypadków możliwe będzie podejście do egzaminu zawodowego.
Beata Sypuła
Dziennik Zachodni