Polskie Palm Beach. "Nudy, spacerowałem z prezydentem"
Zamiast smażonego dorsza - świeże ostrygi. Zamiast dyskoteki i disco polo - koncert pianisty. Jurata, kurort zbudowany od zera, mimo upływu lat nie traci swojego ekskluzywnego charakteru. W końcu nie wszędzie - przy odrobinie szczęścia - można spotkać prezydenta RP.
Maleńka Jurata jest wciśnięta pomiędzy Jastarnię i Hel. Życie toczy się wokół dwóch ulic - Wojska Polskiego - części drogi 216, prowadzącej na Hel i Międzymorza - deptaka zaczynającego się na plaży i kończącego na molo.
Od morza do morza jest dokładnie 600 metrów - taką szerokość ma w tym miejscu półwysep helski.
- To w zasadzie dwa morza w jednym - mówi Jarek. Przyjechał z rodziną z Poznania. Tak robią zresztą od 4 lat. - Czasem bywa tak, że na otwartym morzu szaleje sztorm, a od strony zatoki jest zupełna cisza. Ludzie pływają na deskach, dzieci bawią się w wodzie.
Na płytkich wodach zatoki instruktorzy prowadzą lekcje pływania na desce. Po nadmorskim bulwarze przechadzają się turyści. Dzieci i dorośli, młodzież i emeryci. Polskie Palm Beach przyciąga gości w każdym wieku.
Z rozpędu już napisałbym, że Jurata to ulubione miejsce letniego wypoczynku prezydentów RP, wszak ośrodek "Mewa" leży w lesie rzut beretem od centrum miasta.
W porę ustrzegłem się tego błędu, który groziłby mi dożywotnim zakazem wjazdu do Helu. Ośrodek leży bowiem w granicach administracyjnych Helu, a Jurata skromnie nie zaprzecza, gdy ktoś napisze, że "Mewa" znajduje się u nich.
Prawdą natomiast jest już to, że to w Juracie - przy odrobinie szczęścia - można było spotkać któregoś z prezydentów, choć rzadko opuszczają oni swoją "twierdzę".
A jak wspaniale to brzmi, gdy po powrocie z wywczasów, robisz zblazowaną minę i od niechcenia wspominasz znajomym: - Wiecie, nudy były. Te spacery z Kwaśniewskim/Komorowskim/Kaczyńskim/Dudą...
Polska Floryda
W 1878 roku, u brzegu wyspy położonej przy najdalej wysuniętej na wschód części półwyspu florydzkiego rozbija się żaglowiec "Providencia". W ładowniach ma tysiące kokosów, wiezionych z Trynidadu do Kadyksu. Po katastrofie morze wyrzuca kokosy na plażę.
33 lata później, kiedy osada położona na wyspie zyskuje prawa miejskie, plaża to jeden wielki gaj palmowy. Stąd nazwa - Palm Beach.
Pod koniec XIX wieku wyspę odkrywa Henry Flanger, wspólnik Johna D. Rockefellera i współzałożyciel koncernu Standard Oil.
Przedsiębiorca buduje na wyspie dwa luksusowe hotele, most, i łączy Palm Beach z należącą do niego siecią Florida East Coast Railway.
W 1902 roku buduje pałacyk "Whitehall", który staje się popularnym miejscem wypoczynku amerykańskiej śmietanki.
Gdy w 1913 roku Flanger umiera, Palm Beach jest już modnym kurortem. Zbudowanym od zera, z myślą o klientach z wyższych sfer.
W historii Juraty nie ma co prawda palm i ton kokosów wyrzuconych na plażę, są za to duże pieniądze, inwestor i potrzeba budowy nowoczesnego kurortu dla elit. Od zera, w dziczy.
Mojżesz Lewin Plaza
Po I Wojnie Światowej, na mocy Traktatu Wersalskiego, w skład Wolnego Miasta Gdańsk wchodzi Sopot - najbardziej znany i elegancki kurort na wybrzeżu.
W odrodzonej Polsce letniska dla elit brakuje. Niszę postanawia zagospodarować Michał Mojżesz Lewin. O głównym inwestorze wiadomo niewiele, poza tym, że mieszkał na co dzień w Paryżu i obracał się w kręgach osób bogatych i wpływowych.
W 1928 roku powstała spółka Jurata Uzdrowisko na Półwyspie Helu SA. Sam Lewin nie figuruje w gronie założycieli, ale do końca jej istnienia jest głównym akcjonariuszem.
Spółka dzierżawi od skarbu państwa 150 hektarów terenu pomiędzy Jastarnią a Helem. Przyszłą Juratę porasta sosnowy las. Rozpoczyna się budowa kurortu od zera.
"Zbudowaliśmy w tym czasie odnogę kolejową z 3 budynkami stacyjnymi i 200-metrowym peronem, na którym zatrzymują się wszystkie pociągi. Zbudowaliśmy stację meteorologiczną, włączoną w sieć Państwowego Instytutu Meteorologicznego, ułożyliśmy kilka dróg spacerowych, ogród kwiatowy i warzywny, uzyskaliśmy zatwierdzenie 31 maja planu sytuacyjno-parcelacyjnego. Na dzień 31 sierpnia b.r wykonany został projekt wodociągowej wieży ciśnień i 2 studzień artezyjskich" - czytamy w sprawozdaniu spółki za rok 1929.
Goście klasy premium
Lato 1931 roku to pierwszy wakacyjny sezon w nowym kurorcie. W Juracie jest już wodociąg, kolej, automatyczną centralę telefoniczną i elektryczność. Są też prywatne kwatery i hotele.
150 hektarów podzielono na dokładnie 886 działek. Budynki mieszkalne były w większości parterowe. Miały po 3 pokoje, kuchnię, łazienkę i służbówkę. Jak na tamte czasy, były luksusowe.
Bliżej dzisiejszej ul. Wojska Polskiego powstały wille i pensjonaty. Maksymalnie trzypiętrowe, żeby nie górowały nad lasami.
"Stała temperatura jest w tej miejscowości o wiele łagodniejsza, wobec przykrycia lasów, chroniących przed wiatrem, niż to ma miejsce w Gdyni i nawet w Warszawie, oraz na całym wybrzeżu morskim. Jeszcze większa różnica na korzyść Juraty daje się zauważyć pod względem ilości dni słonecznych o wysokiej insolacji" - czytamy w ulotce reklamującej Juratę z 1931 roku.
Największym i najnowocześniejszym budynkiem w Juracie był hotel Lido, działający do dziś. W latach 30. miał nawet bezpośrednie połączenie telefoniczne z Paryżem i Nowym Jorkiem. To w nim odbywały się eleganckie bale i dancingi, na które zjeżdżała ówczesna elita. Zarówno polityczna, jak i artystyczna.
W Juracie bywali m.in. Jan Kiepura, Eugeniusz Bodo, Wojciech Kossak razem z córkami: Maria Pawlikowską-Jasnorzewska i Magdaleną Samozwaniec.
Prawdopodobnie to właśnie w Juracie Kossak namalował "Zaślubiny Polski z morzem” i „Na straży polskiego morza”.
Na plażach Juraty można było spotkać prezydenta Ignacego Mościckiego, który w 1937 roku spędził w Juracie całe lato i szefa polskiej dyplomacji Józefa Becka.
Wczasy robotnicze
Po II Wojnie Światowej Jurata częściowo zmieniła swoje oblicze. Część obiektów przejął Fundusz Wczasów Pracowniczych, powstały ośrodki partyjne.
Jurata nadal miała być kurortem elitarnym, ale tym razem dla elity klasy robotniczej. W tym czasie powstaje m.in. hotel Bryza, położony tuż przy plaży.
- Historia hotelu sięga lat przedwojennych, ale te budynki powstały za czasów towarzysza Gierka - opowiada dyrektor hotelu w rozmowie z WP. - Był tu ośrodek dla władz partyjnych. Od strony morza część okien była zamurowana. Urządzano tam np. sale telewizyjne. Chodziło o to, żeby od strony morza nie było widać świateł. Dziś oczywiście są tam okna i tam mamy najatrakcyjniejsze apartamenty.
W latach 80. Juratę na nowo odkrywają artyści, którzy przenoszą się tam ze zbyt zatłoczonych Chałup. Na wakacje zaczynają przyjeżdżać m.in. Andrzej Łapicki, Gustaw Holoubek, Zbigniew Zapasiewicz, Jan Englert czy Wojciech Młynarski.
W blasku fleszy
Tradycję kurortu, w którym "wypada bywać" Jurata trzyma nadal, mimo upływu lat i transformacji historycznej.
Hotel Bryza, z ośrodka wczasowego dla partyjnych notabli, stał się miejscem szczególnie lubianym przez dzisiejszych celebrytów.
Bywają tam m.in. Agnieszka Dygant, Cezary Pazura, rodzina Kulczyków czy Robert Lewandowski. W 2012 roku w Bryzie mieszkały żony piłkarzy grających na mistrzostwach europy w piłce nożnej.
- Jeszcze nikogo znanego nie spotkaliśmy, ale kto wie? Podobno Joanna Krupa spędza urlop nad morzem. Może właśnie tutaj? - śmieją się turyści spod Lublina, których spotykam na molo w Juracie.
- Nie interesuję się szołbiznesem i raczej nie znam współczesnych celebrytów. Ale czasem widać, że ktoś znany przyjechał, bo po mieście biegają fotografowie z dużymi aparatami - opowiada Robert Sokołowski, który maluje obrazy na deptaku w Juracie. - Czasem słyszy się jakieś poruszenie wśród ludzi, kogoś znanego rozpoznają.
Elitarnie, kameralnie, drogo
Automat do boksu, budka z kebabem, disco polo na cały regulator, czy namiot z tanimi, plastikowymi zabawkami i przecenionymi ubraniami - to elementy charakterystyczne dla krajobrazu nadmorskich kurortów w Polsce, których w Juracie praktycznie nie ma.
Na głównej ulicy straganów z pamiątkami jest zaledwie kilka. Są za to sklepy wyglądające na modne butiki, stoisko z lodami naturalnymi (7 zł porcja) i tajskimi (12 zł). Przy zejściu do plaży, obok stoiska z dmuchanymi zabawkami, znajdziemy stragan z ekskluzywnymi kosmetykami.
Przy deptaku znajdziemy kawiarnię "Elite", w której wieczorem gra pianista. Naprzeciwko powstaje pensjonat "Glamour", z diamentem w logo.
W menu, zamiast smażonego dorsza, króluje łosoś, a specjalnością restauracji w pobliżu deptaka są świeże ostrygi.
Na plaży rzucają się w oczy stylowe kosze. Parawany też są, ale znacznie mniej, niż np. we Władysławowie.
- Tu jest przede wszystkim spokojnie. Mniejszy tłok na plaży, nie ma tyle hałasu - mówi Piotr, którego spotykam na plaży. - Pewnie, widziałem kilka fajnych aut, ale ten celebrycki charakter nie rzuca się w oczy. Jest kameralnie.
Noclegi w Juracie do tanich nie należą. Zwykle zaczynają się od 300 złotych za dobę, czasem można "upolować" kwaterę za ok. 200. Najdroższe apartamenty w Bryzie kosztują po 3 tys. złotych za dobę.
Mimo wysokich cen wiele hoteli ma rezerwacje na rok do przodu.
- Przyjeżdżają do nas goście, którzy od kilkunastu lat jeżdżą w to samo miejsce - mówi pracownik jednego z mniejszych pensjonatów. - Mają nawet swoje pokoje.
- Ponad połowa naszych gości to są stali klienci - potwierdza recepcjonista hotelu Lido. - Ludzi przyciąga to, że jest cisza i spokój. No i to, że Jurata nie jest i nigdy nie będzie wielkim kurortem. Nie może być, bo w tej części półwyspu jest mało miejsca na zbudowanie czegokolwiek. Miejsc hotelowych nie ma za wiele, a co za tym idzie, one sporo kosztują.
Artyści mile widziani
Godz. 22. Występ w barze przy molo kończy Sebastian. Gra na gitarze i śpiewa, trochę rockowych ballad, trochę bluesa. Słuchacze powoli rozchodzą się do swoich kwater.
Na ulicach jest już praktycznie pusto. Nie słychać muzyki, nie widać imprezowiczów. Światła palą się tylko w oknach hoteli. Jurata zasypia.
- Tu właściwie nie ma dokąd pójść, nie ma dyskotek, nocnych knajp - mówi Robert Sokołowski. Na co dzień mieszka i tworzy w Łomży, jednak od 15 lat przyjeżdża na lato do Juraty i maluje na deptaku. - Jest tylko deptak, plaża i las. Cisza, spokój i kameralny charakter. Ja bardzo lubię tu malować.
Jak mówi Robert, Jurata to miejsce przyjazne artystom. Jest ich tu znacznie więcej niż straganów z magnesami na lodówkę i śmiesznymi skaretkami.
- Tam pracuje człowiek, który obrabia bursztyn tradycyjnymi metodami. Tam dalej jest galeria sztuki i antyków - pokazuje Robbert. - W budynku, w którym mieszkał Wojciech Kossak, dziś jest kawiarnia, w której organizowane są wystawy. Jurata to jedno z niewielu miejsc w Polsce, gdzie artysta na ulicy nie jest dla władz zjawiskiem niepożądanym. Wręcz przeciwnie.
Już nie ma dzikich plaż
Choć Jurata nadal jest uważana za kurort ekskluzywny, droższy i elitarny, jej charakter, jak mówią sami mieszkańcy, powoli się zmienia.
Na pierwszy rzut oka, widać to w architekturze. Coraz mniej jest małych, parterowych domków i przedwojennych willi, a coraz więcej piętrowych apartamentów. Bryły są nowoczesne, króluje beton i szkło.
- Jurata jest specyficzna. Nie ma i nigdy nie miała charakteru kaszubskiej wsi, jak wiele innych nadmorskich kurortów, więc tutaj takie zabiegi architektoniczne jakoś specjalnie nie rażą - mówi Robert Sokołowski. - Ale faktycznie, wizualnie dużo się zmienia.
- Robi się taka strefa all-inclusive - mówi pani Małgorzata, turystka z Krakowa, pokazując na nowoczesne apartamentowce widoczne zza wydm, od strony zatoki. - Lada moment, jak skończą budować te duże hotele, to skończy się cicha, kameralna Jurata.
Zmiana jest nie tylko wizualna. Jak mówią stali bywalcy, profil gościa Juraty już się zmienił.
- To najlepiej widać na plaży, gdzie obok koszy są porozkładane parawany - mówi pani Małgorzata. - Jeszcze kilka lat temu straganów z tandetnymi pamiątkami prawie w ogóle nie było. Teraz też nie jest za dużo, ale zaczynają się pojawiać. Ten elitarny i jednocześnie kameralny charakter Jurata już traci. Pojawia się coraz więcej typowych turystów. Choć na razie, to przede wszystkim ludzie mający pieniądze.
- Starsi goście faktycznie czasem narzekają, mówią, że to już nie jest ta Jurata co kiedyś - mówi Tomek, recepcjonista jednego z miejscowych hoteli. - I tak przyjeżdżają, ale tęsknią za czasami, kiedy było tu jeszcze ciszej i spokojniej.
Zmiany w kurorcie niektórym się jednak podobają. Pana Marka spotykam na molo, późnym popołudniem. Ostatni raz był w Juracie 10 lat temu.
- Zmienia się na lepsze - mówi. - Robi się bardziej wielkomiejsko, międzynarodowo. Na ulicy słychać różne języki. Dla mnie to zmiana na plus.
Grupa turystów spod Lublina jest w Juracie przejazdem. Podoba im się, plaża, nadmorski deptak. Jest cicho, spokojnie, ale nie nudno. Jest gdzie spacerować, można popływać na desce czy łódką.
- Molo jest nawet ładniejsze niż w Sopocie - mówią. Ale długo nie zostaną, bo jadą na koncert. Za chwilę w Jastarni zaczyna grać zespół Boys.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.