Polsko-niemiecka symbioza gospodarcza

Nasza gospodarka złapała oddech i ruszyła z kopyta. Jednak to w dużej mierze nie zasługa nas samych, a naszego zachodniego sąsiada, z którym łączą nas potężne powiązania gospodarcze. Czy to się komuś podoba czy nie, od Niemiec jesteśmy uzależnieni. I dobrze na tym wychodzimy.

Polsko-niemiecka symbioza gospodarcza
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

11.03.2014 | aktual.: 11.03.2014 12:17

W czwartek 27 lutego Komisja Wschodnia Gospodarki Niemieckiej przedstawiła dane sprawozdawcze za ubiegły rok. Polska stała się najważniejszym partnerem gospodarczym Niemiec. Handel między naszymi krajami wzrósł o 4,3 proc., do wartości 78 miliardów euro. Wyprzedziliśmy pod tym względem Rosję o 1,5 mld dol. To świetna wiadomość dla naszego biznesu i przemysłu, bo nasz zachodni sąsiad to stabilny i sprawdzony partner.

Drugą dobrą wiadomością jest to, że wszystkie prognozy gospodarcze wskazują, że niemiecka gospodarka będzie przyśpieszać w jeszcze lepszym tempie niż do tej pory przewidywano. W 2013 roku w niemieckiej gospodarce odnotowano wzrost o 0,4 procent, tymczasem przewiduje się, że w 2014 r. wyniesie on 1,8 proc., zaś w 2015 r. już 2,0 proc.

- To świetna wiadomość. Jesteśmy w bardzo sporej części stymulowani gospodarką niemiecką. Jeżeli perspektywy dla Niemiec będą jeszcze lepsze niż w zeszłym roku, to na tym tylko skorzystamy. Bo nasz eksport jest skierowany w dużej mierze właśnie do nich, a my dla Niemców jesteśmy istotni, bo jesteśmy dostarczycielami różnego rodzaju półproduktów - komentuje Marek Rogalski, główny analityk walutowy Domu Maklerskiego BOŚ.

Co więcej, jak zauważa Rogalski, dzięki naszemu zachodniemu sąsiadowi Polska pomału odgrywa się od grupy krajów wschodzących. Chociaż geograficznie złotówka jest jeszcze w koszyku z Węgrami, Turcją, czy z walutami ryzykownymi, to fundamentalnie ma już inne podłoże. - Było to dosyć dobrze widoczne w lutym, kiedy nasza waluta w zasadzie odrobiła całą stratę, którą poniosła na wyprzedaży, jaka miała miejsce na rynkach wschodzących pod koniec stycznia. To jest to, co pokazuje, że każde osłabienie złotówki, które będzie się pojawiało przez inne sprawy, będzie wykorzystywane przez kapitał długoterminowy, żeby kupować. W efekcie, dopóki Niemcy będą mieli dobrze, to nasza sytuacja będzie wyglądała podobnie jak ich - tłumaczy Rogalski.

Analityk zauważa, że tak naprawdę nie wiele mamy innych opcji do wyboru. Kierunek wschodni to problem - Ukraina jest na skraju bankructwa, zaś Rosja często nakłada sankcje na nasze produkty, głównie spożywcze np. mięso. Nasi producenci jeszcze nie do końca podnieśli się po niedawnym embargu, które spowodował nieuczciwy rosyjski przedsiębiorca, a już teraz mamy kolejne za sprawą afrykańskiego pomoru świń. Ta choroba w Polsce nigdy nie występowała, ale dotarła do nas niedawno za sprawą kilku dzików z Białorusi. I chociaż nie stwierdzono żadnego przypadku w gospodarstwie, które hoduje zwierzęta, to Rosja natychmiast ustanowiła sankcje na naszą wieprzowinę.

- Natomiast współpraca handlowa z Niemcami ratuje nas przed wschodnimi turbulencjami. Powinniśmy im kibicować, z resztą nie tylko im. Warto przypomnieć, że dla Niemiec jest ważne, żeby dobrze było w Chinach, Japonii, czy USA, bo tam jest skierowany ich eksport. Z tych wszystkich krajów najważniejsze są Chiny - jeśli ten kraj nie spowolni wyraźnie, jeżeli jego obywatele będą dalej awansowali społecznie, to Niemcy będą tylko zyskiwać. Nie oszukujmy się, przecież większość eksportu samochodowego, takich marek jak BMW czy Audi, idzie do Chin. To pokazuje takie zależności - Polska ma się dobrze dzięki Niemcom, a oni dzięki Chinom - podsumowuje analityk DM BOŚ.

Dla Polski dane makro z Niemiec są ważniejsze

Dochodzi do takich sytuacji, że inwestorzy nie reagują na dane makroekonomiczne z naszej gospodarki, tylko oczekują na ogłoszenie informacji z rynku niemieckiego w celu podjęcia decyzji, co do działań w Polsce.

Marek Rogalski potwierdza, że taka tendencja jest widoczna już od dawna. Od paru lat złotówka jest w takiej sytuacji, że dane krajowe są na drugim, a nawet trzecim miejscu. Nasza waluta funkcjonuje w większym stopniu w oparciu o dane z Niemiec i za tym, co się dzieje w USA.

- Zazwyczaj wygląda to w ten sposób, że jeżeli dane krajowe są dobre, a trend na rynkach jest korzystny dla rynków takich jak nasz, to nasze indeksy tylko wzmacniają ten trend. Natomiast wskaźniki krajowe nie są w stanie samodzielnie zapewnić dłuższego dobrego trendu - zaznacza analityk.

Rogalski zauważa, że nawet gdyby według naszych danych krajowych w Polsce byłoby gorzej, ale za to na świecie panowałaby dobra sytuacja, to nasza waluta i tak by rosła. Wolniej niż normalnie, ale i tak by zyskiwała. - Dla takiego inwestora w Londynie, Frankfurcie, czy Nowym Jorku nasze dane krajowe są tylko kwestią poboczną. On patrzy pod kątem globalnym jak wydarzenia w strefie euro, czy działania FED-u - mówi analityk.

Nieco inne zdanie ma na ten temat Przemysław Kwiecień, główny ekonomista domu maklerskiego XTB. - Faktycznie jest tak, że to nie zawsze dane, które poznajemy u nas mają duży wpływ na walutę, ale niekoniecznie jest tak, że dane z Niemiec mają tak ogromny wpływ. Czynniki globalne, inne niż niemiecki, czasem są silniejsze w oddziaływaniu - zaznacza.

Kwiecień podkreśla jednocześnie, że nie zmienia to faktu, iż jesteśmy w dużym stopniu uzależnieni w przypadku cyklu koniunkturalnego od tego, co się dzieje w europejskiej gospodarce - szczególnie niemieckiej. - Nasze powiązanie makroekonomiczne jest bardzo silne, chociaż niekoniecznie jest tak, że zawsze przekładają się na naszą walutę w jakiś dużo mocniejszy sposób niż dane krajowe - twierdzi ekonomista.

Korzystamy, ale się nie uczymy

To silne powiązanie z niemiecką gospodarką i jej potężny wpływ na nas nie jest nowością. Ich dobra koniunktura oznacza zwiększone zapotrzebowanie na eksport, na czym korzystają polskie przedsiębiorstwa. Jednak pomimo tego, że dzięki Niemcom sporo zyskujemy, to nie wyciągamy z tych relacji handlowo-gospodarczych tyle, ile moglibyśmy.

- Jest problemem to, że pomimo tego, iż jest to nasz największy partner, to w zbyt małym stopniu korzystamy z narzędzi i doświadczeń niemieckich - zauważa prof. Elżbieta Mączyńska z Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. - Gdybyśmy bardziej się przyglądali ich rozwiązaniom aniżeli tym zza oceanu to być może nasze problemy gospodarcze byłyby lepiej rozwiązywane i mogłyby się tak ostro nie ujawniać - dodaje profesor.

Za przykład dziedziny, w której od Niemców moglibyśmy się uczyć, jest ich system edukacji. Zdaniem prof. Mączyńskiej nasi sąsiedzi mają relatywnie niską stopę bezrobocia między innymi, dlatego że jest tam bardzo ścisła współpraca sektora edukacji z przedsiębiorstwami. Niemcy nigdy nie zlikwidowały zawodowych szkół średnich, do tego na wyższych szkołach zawodowych student ma od początku kontakt z praktyką i spędza część zajęć w danym zakładzie. Dzięki temu korzystają uczelnie i biznes.

- Zainteresowany przedsiębiorca dofinansowuje uczelnie, zamawia kierunki. Niestety my tego w pełni nie wykorzystujemy i spora część naszego bezrobocia wynika z niedostosowania wykształcenia ludzi do potrzeb współczesnej gospodarki. To jest tylko jeden przykład - mamy tak bardzo rozwinięte stosunki gospodarcze, a tak mało wykorzystujemy ich doświadczenie i wiedzę w rozwiązywaniu pewnych problemów. Naprawdę warto byłoby bardzo dokładnie podglądać naszego sąsiada, ubolewam nad tym, że tak nie jest - podsumowuje Mączyńska.

złotyeksportpolska
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1090)