Poseł porównał paragon prezydenta Dudy ze swoim. Duża różnica, zakupy nie są jednak identyczne
Za podstawowe zakupy w Biedronce prezydent Andrzej Duda zapłacił w marcu 2015 r. 37 zł. Poseł KO-PO Dariusz Joński również w Biedronce za podobne zakupy w styczniu 2020 r. - 52 zł. Wpis na Twitterze z paragonami wzbudził kontrowersje. Politykowi zarzucono manipulację.
09.01.2020 | aktual.: 09.01.2020 13:28
"Dwa rachunki z Biedronki. Rachunek Prezydenta Dudy z 2015 roku i mój tych samych produktów z dziś. Ponad 40 proc. wzrost." - pisze na swoim Twitterze Dariusz Joński, poseł KO-PO.
Obaj politycy kupili w Biedronce: litr oleju, dwa litry soku Rivia, 500g chleba krojonego, 30 jaj, 1 kg cukru, 1 l mleka 1,5 proc., jajko niespodziankę, margarynę rama 550 g i 400 g sera gouda. Czy rzeczywiście zestawienie obu paragonów pokazuje realny wzrost cen?
Byłoby tak, gdyby Joński nie popełnił kilku błędów, które na Twiterze komentujący jego wpis nazywają "manipulacją". Duda kupił litr oleju Fabiola, a Joński litr Kujawskiego. Różnica jest podstawowa. Fabiola była olejem słonecznikowym, teraz sprzedawana jest - jak dowiedziałem się w sklepie - pod inną marką własną - Wyborny. Kujawski kosztuje 7,49 zł i jest rzepakowy, Wyborny - następca słonecznikowej Fabioli - kosztuje 3,99 zł. Zatem tu z paragonu Jońskiego powinniśmy odjąć 3,5 zł.
Polityk opozycji kupił też mleko świeże zamiast UHT 1,5 tłuszczu. To pierwsze kosztuje 2,15, drugie 2,09. Odejmujemy kolejne 6 gr. Joński kupił tez cukier drobny Diamant za 3,95 zł. Jednak z paragonu Dudy wynika, że prezydent wybrał zwykły cukier Słodka Łyżeczka, który dziś w Biedronce kosztuje 2,49 zł. Odejmujemy kolejne 1,46 zł.
Manipulacja?
Polityk KO-PO do swojego koszyka włożył też 30 jaj klasy L za 16,47. Prezydent wybrał klasę M. Dziś kosztują one 11,47. Odejmujemy zatem kolejne 5 zł. Powyższe ustalenia nakazują nam z paragonu Dariusza Jońskiego odjąć w sumie 10,02 zł. Gdyby polityk był dokładniejszy, na jego paragonie byłoby 42,65 zł.
W porównaniu z koszykiem Andrzeja Dudy z 2015 r. o wartości 37,02 zł zakupy wciąż są droższe, ale o 15 proc., a nie, jak sugeruje Joński, o całe 40 proc. Oczywiście nie mamy zamiaru bronic tezy, że podwyżek nie ma. Chcemy tylko wykazać, że lepiej opisywać ten fakt rzetelnie, by rządzący nie mogli bronić się argumentami o manipulacji.
We wrześniu 2018 r. młodzieżówka Platformy również chciała pokazać, jak za czasów PiS ceny poszybowały w górę. Ale wtedy również coś poszło nie tak. Młodym aktywistom wyszło, że już wtedy "koszyk Andrzeja Dudy" kosztował 62 zł.
Jak tłumaczyli, pomylili się, kupując masło zamiast margaryny, którą kupował w 2015 roku Andrzej Duda. Sugerowali więc, by odjąć od zapłaconej kwoty 10 zł, co daje 52 zł. Jednak szybka weryfikacja w Biedronce wykazała, że ten koszyk produktów we wrześniu 2018 r. kosztował w tej sieci 42,55 zł, zatem niemal 20 zł mniej niż sugerowali to młodzi politycy PO i 10 gr. więcej niż w styczniu 2020 r.
Inflacja
Oczywiście nie jest to argument za tym, że inflacji nie ma. Ceny w Polsce rosną średnio w tempie 3,4 proc. rocznie. Pomijając żywność i energię, takich podwyżek nie było od kilkunastu lat. A ma być gorzej, i to w najbliższych miesiącach.
Jak wyliczyliśmy, skumulowana inflacja od marca 2015 do początku 2020 r. wyniosła niecałe 8 proc. Może dziwić, że tylko 8, ale trzeba pamiętać, że między 2015 r. a 2016 mieliśmy spadek cen, czyli deflację. Ponadto koszyk inflacyjny to nie to samo, co "koszyk Andrzeja Dudy".
Znajdują się w nim koszty żywności, napojów, zakupu odzieży, użytkowania mieszkania, leczenia, transportu i wiele innych. Oczywiście można porównywać ceny na podstawie tego słynnego prezydenckiego paragonu, ale trzeba pamiętać też, że i on został upubliczniony w pewnym celu politycznym i niekoniecznie pokazuje pełen obraz.
Krucjata przeciw euro
W rześki piątkowy poranek 27 marca 2015 r. ówczesny kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta RP Andrzej Duda i szefowa jego kampanii Beata Szydło pojawili się w sklepie w Skalite na Słowacji. Kupili tam podstawowe produkty spożywcze i zapłacili za nie 13,29 euro (wtedy około 54 zł).
Chwilę potem pojawili się w oddalonej zaledwie o 18 km Milówce, już po polskiej stronie granicy. Za takie same zakupy zapłacili w sklepie zaledwie 37 zł 02 gr. Przedstawili to jako dowód, że wejście do strefy euro jest nieopłacalne i wiązałoby się ze wzrostem cen. Wielu ekonomistów przestrzegało jednak przed takim upraszczaniem. Porównanie tych dwóch paragonów nie odzwierciedla tego, jak się żyje po obu stronach granicy.
Podobnie możemy porównywać zakupy w Szwajcarii i Polsce. Pytanie tylko, czy dużo droższe zakupy w Zurychu są dowodem na to, jak źle się żyje Szwajcarom?
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl