Potwierdzenie sygnału kupna (w USA)

W czwartek w USA byki miały tylko jedno zadanie: przedłużyć choćby o niewiele środowe, trzyprocentowe wzrosty indeksów, bo to znacznie umacniałoby inwestorów w przekonaniu, że rozpoczyna się fala wzrostowa. Dane makro były korzystne dla byków.

Potwierdzenie sygnału kupna (w USA)
Źródło zdjęć: © Fot. Xelion

09.07.2010 09:28

W ostatnim tygodniu ilość nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych spadła z 472 do 454 tys. (oczekiwano mniejszego spadku). Spadła też nieznacznie średnia 4-tygodniowa. To nie było nic nadzwyczajnego (tak naprawdę dane były nadal słabe), ale z pewnością nie pomagało niedźwiedziom.

Rynek akcji z dużą nadzieją czekał na dane o czerwcowej sprzedaży w sieciach sprzedaży detalicznych (w sklepach czynnych przynajmniej przez cały rok). Okazały się być lepsze od prognoz jedynie w połowie sieci. Podobno sprzyjała im dobra pogoda i zbliżający się Dzień Niepodległości oraz duże promocje. Mimo tych czynników, pozostałe pięćdziesiąt procent sieci rozczarowało. Thomson Reuters Same Store Sales Index wzrósł o 3,1 proc. – oczekiwano wzrostu o 3,2 proc. Jak widać ten czynnik nie mógł stać się pretekstem do przedłużenia zwyżki.

Początek sesji był wysoce niepokojący. Indeksy prawie natychmiast wzrosły o jeden procent. To niepokoiło, bo powodów do takich zwyżek nie było, co sygnalizowało, że wzrost może się załamać. I rzeczywiście tak było. Prawie od samego początku indeksy zaczęły się osuwać. Najmocniej szkodziła im korekta w sektorze producentów półprzewodników. W środę indeks tego rynku wzrósł o ponad 5 procent, więc nic dziwnego, że w czwartek się korygował. Od godziny 17.00 indeks S&P 500 zaczął się kręcić wokół poziomu środowego zamknięcia. Na 1,5 godziny przed końcem sesji niedźwiedzie zaczęły mocniej przyciskać. Ten atak im się nie udał, a ostatnie 40 minut należało do byków. Zakończenie sesji wzrostem potwierdza, że rynek gra pod wyniki kwartalne, czyli, że zwyżka będzie trwała dłużej niż parę dni (oczywiście z korektami).

GPW rozpoczęła czwartkową sesję od wzrostu WIG20. Reakcja na to, co od 3 dni działo się na europejskich parkietach i na duże wzrosty indeksów w USA nadal była bardzo nieśmiała. Indeksowi nie udało się nawet przekroczyć jednego procenta wzrostu, a jak tylko na chwilę indeksy w Europie się osunęły, to nasz rynek natychmiast znacznie zmniejszył skalę tego i tak niewielkiego wzrostu. Po dwóch godzinach prawie nic z tego wzrostu nie zostało, a potem rynek wszedł w bardzo męczący, totalny marazm. Dużo lepiej zachowywał się sektor mniejszych spółek (MWIG40). Interesujące było to, że przy tak dużym marazmie dynamicznie rósł obrót. Najwyraźniej niektórzy posiadacze akcji obawiali się powrotu do spadków na rynkach światowych i sprzedawali akcje korzystając z najmniejszych nawet wzrostów.

Po pobudce w USA indeksy europejskie zwiększyły skalę zwyżki, ale nasz rynek nadał tkwił w marazmie. Publikacja raportu z amerykańskiego rynku pracy zwiększyła popyt, ale rynek nadal wyglądał nędznie (WIG20 rósł o pół procent, a BUX o ponad cztery). Ta beznadziejna sesja zakończyła się nawet spadkiem WIG20 o 0,1 proc., mimo że indeksy w USA mocno wtedy rosły. Dlaczego tak się nasz rynek zachował? GPW ma czasem takie dziwne okresy, że stara się być mądrzejsza od innych giełd. Traktuje bardzo podejrzliwie nagłe wzrosty indeksów w USA, bo przecież odbicie w stanie wyprzedania nie musi sygnalizować dłuższego okresu wzrostów. Skoro nasz rynek przyjął tym razem taki właśnie schemat to mamy dwie możliwości: albo popyt uderzy w najmniej oczekiwanym momencie, albo poczeka na krótkoterminowa korektę spadkową w USA i uderzy dopiero po niej.

Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)