Pracownicy bez dyplomu
Żelaznym punktem w ofertach zatrudnienia jest wymóg wyższego wykształcenia. Okazuje się, że nie zawsze trzeba je mieć, by dobrze zarabiać
31.10.2008 | aktual.: 31.10.2008 16:10
Wszystko zależy od stanowiska i charakteru pracy. Piotr jest pracownikiem niewykwalifikowanym, pracuje jako pomocnik murarza na budowie. W tym roku pracował na sześciu budowach. Jako pomocnik pracuje od dwóch lat, ma etat i zarabia miesięcznie na rękę ok. 2 tys. zł. Dostaje też premię - drugie tyle.
- Praca jest ciężka. Gdy pracujemy na przykład przy budowie supermarketu, to czasem kilkanaście tygodni pod rząd śpimy w barakach. Do rodziny jeździmy w niedziele, a czasem pracujemy non stop, prawie bez odpoczynku. Ale jestem zadowolony. Ukończyłem zawodówkę, wiem że do innej pracy bym się nie nadawał. Matura, studia? Przecież to się nie opłaca. Mam 20 lat, mam kumpla, który po studiach zarabia dużo mniej niż ja – twierdzi Piotr Wojtełek.
Adam ma firmę – handluje sprzętem elektronicznym. Firma bardzo się rozwinęła i Adam zatrudnia już 50 osób. Nie ma studiów. Twierdzi, że nie są mu one do niczego potrzebne.
- W życiu liczy się praca, doświadczenie. Im wcześniej rozpoczniesz tym lepiej Szkoda czasu na jakieś tam dyrdymały. To tylko nabijanie portfela tym profesorom. Mnie to nie interesuje, wolę zarabiać – twierdzi Adam.
Filip też nie skończył studiów wyższych. Jest menedżerem w jednej ze znanych firm. Odpowiada za kontakty z zagranicą.
- Myślałem o studiach ekonomicznych, ale ostatecznie się na nie wybrałem. Po maturze znalazłem sobie pracę w firmie, byłem takim człowiekiem od wszystkiego, takim „podaj, przynieś, pozamiataj”. Firma się bardzo rozwinęła, ja awansowałem. Nauczyłem się bardzo dobrze angielskiego i niemieckiego. Zarządzania nauczyłem się w praktyce. Może to brzmi zuchwale, ale studia do niczego nie były mi potrzebne. Myślałem, że może teraz wybrać się na uczelnię, ale nie mam pomysłu, jaki kierunek wybrać – mówi Filip Otręba.
Ania ma sieć salonów kosmetycznych. Pracę rozpoczynała jako fryzjerka. Wyjechała do Wielkiej Brytanii zarobiła jako kelnerka. Po powrocie do Polski rok temu kupiła zakład fryzjerski. Udało jej się rozkręcić interes. Po sześciu miesiącach otworzyła drugi, jest w trakcie otwierania kolejnego.
- Naprawdę mi się udało. Nie uważam jednak, by studia były bezsensowne. Ja ich nie mam i ciągle czuję się przez to gorsza. Myślałam o maturze, potem studiach, może związanych z wizażem. Ale nie miałam czasu, potem stwierdziłam, że pieniądze wolę zainwestować w salon. Może jeszcze pójdę na studia, zawsze wtedy lepiej człowiek jest postrzegany, niż po takiej zawodówce. Myślę jednak wyłącznie o studiach prywatnych, na pewno nie dałabym rady na publicznej uczelni – twierdzi Anna Grad, właścicielka salonu „Nowa Ty”.
Czy osoba bez studiów wyższych może znaleźć stosunkowo atrakcyjną pracę? Zapytaliśmy doradcę zawodowego.
- Osoba, która chce się rozwijać, myśli o awansie, musi się uczyć. Oczywiście jest coś takiego jak talent, zdolności wrodzone. Nie brakuje osób, które po prostu je rozwijają i potrafią na tym zarabiać. To jednak, moim zdaniem, droga trudniejsza. Kto chce rozszerzać swoje szanse na dobrą pracę, powinien starać się o kolejne dyplomy, ukończenie kolejnych kursów. Pracodawcy patrzą dziś na to, jakie studia i na jakiej uczelni ukończył kandydat. Osoby bez studiów na dobrze płatną pracę mogą liczyć, jeśli są uznanymi w środowisku specjalistami. Takich osób jest jednak niewiele. Warto walczyć o lepszą pracę, uczyć się i zdobywac kolejne umiejętności – twierdzi Joanna Treder, doradca zawodowy, psycholog.
Krzysztof Winnicki