Proces o mobbing w Urzędzie Miejskim w Białymstoku
Biegli z zakresu psychiatrii i psychologii ocenią, czy jedna z osób
uznanych za pokrzywdzone w sprawie o mobbing w białostockim magistracie rzeczywiście ma symptomy
stresu pourazowego - zdecydował Sąd Okręgowy w Białymstoku.
22.05.2014 | aktual.: 22.05.2014 11:09
Biegli mają to ocenić na podstawie materiałów z akt sprawy, choć sąd nie wykluczył możliwości jednorazowego badania kobiety. Lekarze mają miesiąc na przygotowanie opinii.
To proces odwoławczy, w którym oskarżoną jest b. kierowniczka jednego z departamentów Urzędu Miejskiego w Białymstoku. Sąd pierwszej instancji uznał ją za winną i skazał m.in. na ograniczenie wolności i prace społeczne.
Apelacje złożyli zarówno obrońcy oskarżonej, która do zarzutów nie przyznaje się, jak i pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych - kilku z grupy ośmiu pracowników Urzędu Miejskiego w Białymstoku, którzy mają w sprawie status pokrzywdzonych.
Prokuratura zarzuciła Annie W., że między lutym 2007 a czerwcem 2009, jako kierownik, "złośliwie i uporczywie" naruszała prawa podległych jej pracowników. W akcie oskarżenia jest mowa o naruszaniu "podstawowej zasady poszanowania godności pracownika" poprzez ich wyzywanie i upokarzanie, m.in. poprzez niestosowne uwagi dotyczące stroju, wyglądu, orientacji seksualnej czy stanu cywilnego.
Według śledczych dochodziło też do publicznej krytyki przydatności do pracy bez merytorycznego uzasadnienia uwag. Takie uwagi miały być wyrażane nie tylko sam na sam, ale też w obecności osób trzecich. W ocenie prokuratury, uporczywe i długotrwałe nękanie i zastraszanie pracowników wywoływało w nich zaniżoną ocenę przydatności zawodowej.
Według aktu oskarżenia były też wprowadzane zakazy i nakazy nieuzasadnione organizacją pracy, a mające na celu jedynie nękanie, m.in. poprzez zakazywanie wzajemnych konsultacji co do podejmowanych decyzji merytorycznych oraz udzielania sobie pomocy, nakazywanie noszenia odzieży dopasowanej do koloru ścian urzędu, wydawanie poleceń wykonywania czynności służbowych w krótkich terminach, bez uwzględnienia czasochłonności zadań oraz grożenie utratą pracy, izolowanie pracowników lub ich eliminowanie z zespołu.
Sąd pierwszej instancji skazał oskarżoną na pół roku ograniczenia wolności, z obowiązkiem wykonywania nieodpłatnej pracy na cele społeczne, po 20 godz. miesięcznie. Ma też zapłacić sześciu osobom po 500 zł nawiązki. Dwóm kolejnym odpowiednio: 1,5 tys. zł oraz 8 tys. zł. W tym ostatnim przypadku chodzi o pracownicę, u której stwierdzono problemy zdrowotne wywołane silnym stresem w związku z sytuacją w miejscu pracy.
Sąd pierwszej instancji orzekł też wobec oskarżonej roczny zakaz zajmowania stanowisk kierowniczych.
W swych apelacjach obrońcy chcą uniewinnienia, oskarżyciele posiłkowi - surowszej kary, w tym orzeczenia na ich rzecz zadośćuczynienia wyższego, niż zasądzone oraz dłuższego zakazu zajmowania stanowisk kierowniczych.
Jak informował PAP kilka miesięcy temu białostocki magistrat, zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez urzędniczkę przesłał w lipcu 2009 roku do Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe prezydent miasta.
Zawiadomienie złożone przez prezydenta było następstwem drugiej już doraźnej kontroli przeprowadzonej w jednostce organizacyjnej, którą kierowała obecna oskarżona. Pierwsza kontrola, wszczęta po informacjach od pracowników, została przeprowadzona dwa lata wcześniej, w 2007 roku. Po niej kierowniczka została zobowiązana do zmiany w sposobie zarządzania.
Prokuratura wszczęła śledztwo; oceniła, że doszło do mobbingu i skierowała do sądu akt oskarżenia. Postępowanie przed sądem pierwszej instancji trwało bardzo długo m.in. dlatego, że na kilkudziesięciu rozprawach sąd przesłuchiwał wielu świadków - pracowników magistratu.
Oskarżona nie pracuje już na stanowisku, z którym związane są postawione jej zarzuty mobbingu, ale nadal zatrudniona jest w białostockim magistracie.
(AS)