Przyjąłeś mandat za "wyjście z domu"? Agnieszka odmówiła i sąd odpuścił jej 200 zł
Miała do wyboru 200 złotych mandatu za wyjście z domu "bez uzasadnionej przyczyny" albo sprawę w sądzie. Uznała, że nie złamała prawa, więc mandatu nie przyjmie. Sąd przyznał jej rację - choć pośrednio, zaś koszty sądowe ponieśli podatnicy.
08.06.2020 14:07
Pani Agnieszka (nie chce podawać swojego nazwiska) jest prawniczką. Pod koniec marca wybrała się z członkami swojej rodziny na przebieżkę po lesie – w miejsca całkowicie ustronne. Było to jeszcze przed wprowadzeniem zakazu wstępu do lasów, zdaniem wielu prawników również bardzo wątpliwego od strony prawnej.
Podczas jazdy samochodem po Bieszczadach rodzinę pani Agnieszki "przyłapała" policja. Funkcjonariusze zatrzymali auto i zaproponowali wszystkim przyjęcie mandatów w wysokości po 200 złotych na głowę. Uzasadnili to złamaniem zasad określonych w rozporządzeniu ministra zdrowia. Mandat miała zapłacić każda z trzech osób (członków rodziny) w samochodzie.
- Inni zgodzili się na ukaranie mandatem, ja zdecydowałam się na skierowanie sprawy do sądu. Wiedziałam, że nie złamałam prawa i nie widziałam przyczyny, dla której miałabym przyjmować karę. Mój brat i szwagierka woleli iść po linii najmniejszego oporu i dostali mandaty – opowiada pani Agnieszka w rozmowie z WP Finanse.
Akcja miała miejsce pod koniec marca 2020 roku, po wprowadzeniu rozporządzenia ministra zdrowia, które teoretycznie ograniczało możliwość poruszania się poza domem. Już wtedy wielu prawników zwróciło uwagę na wady tego przepisu, de facto czyniące go bezużytecznym. Mimo wszystko policja wzięła się za egzekwowanie "przepisu".
Teraz okazuje się, że sprawy o ukaranie osób, które odważyły się wyjść na zewnątrz "bez uzasadnionej przyczyny", są w sądach odrzucane. Pani Agnieszka została co prawda uznana za winną wykroczenia, ale sąd ukarał ją jedynie naganą.
- Przez 15 lat swojej pracy pierwszy raz spotkałam się z zastosowaniem kary nagany, chociaż w Kodeksie Karnym ona faktycznie istnieje – mówi nam pani Agnieszka. Dodaje, że jej sprawa - rozpatrywana w trybie zaocznym - musiała wprowadzić sąd w konsternację.
Bo kara nagany nie niesie za sobą żadnych konsekwencji. Co więcej – sąd nie zdecydował się na przeniesienie na nią kosztów. W efekcie za przeprowadzenie tego postępowania zapłaci Skarb Państwa, czyli my.
- Sąd uznał więc, że nie ma mnie za co karać, ale skoro już trzeba, to może wystarczy nagana, która nie niesie ze sobą praktycznie żadnych reperkusji. Raczej nie będę się od tej kary odwoływać, żeby już nie generować kolejnych kosztów dla Skarbu Państwa, chociaż oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że jestem niewinna i nie powinnam być w ogóle karana – mówi nam pani Agnieszka.
Dodaje, że w jej sprawie zmarnowano czas i środki. Bo działanie policji było bezprawne, zaś osoby, które przyjmowały mandaty, nie powinny były tego robić.