Parki rozrywki otwarte. Na razie na pół gwizdka
Przede wszystkim dystans, zarówno między pracownikami, jak i gośćmi. Mierzenie temperatury, obsługa w rękawiczkach i maseczkach, na każdym kroku płyny do dezynfekcji. Do tego limit gości na wejściu. Taka jest cena, jaką w dobie koronawirusa płacą parki rozrywki za odmrożenie. Sprawdziliśmy, jak radzą sobie w nowej rzeczywistości.
Zgodnie z rządowym planem 6 czerwca otwarte zostały parki rozrywki. Na ten etap odmrażania gospodarki czekali ich właściciele, bo każdy kolejny tydzień opóźnienia sezonu to dla nich ogromne straty. Zamknięte obiekty generują wiele kosztów. Energylandia, największy tego typu kompleks w Polsce, w którym start sezonu opóźnił się o ponad 2 miesiące, szacuje straty na około 50 milionów złotych. Zamknięte od 13 marca Legendia Śląskie Wesołe Miasteczko zanotowało straty rzędu blisko 10 mln zł.
Dlatego parki wyczekiwały 6 czerwca, czyli czwartego, ostatniego etapu odmrażania gospodarki sparaliżowanej epidemią koronawirusa. Przynajmniej te, które zdołały przygotować się do funkcjonowania według określonych przez resorty zdrowia i rozwoju oraz Główny Inspektorat Sanitarny wytycznych, określających zachowanie dystansu czy procedury dezynfekcji i bezpieczeństwa zarówno dla pracowników, jak i gości.
Obejrzyj także: Pasażer będzie musiał zapłacić dwa razy więcej za latanie? Jest warunek
Jednym z parków, który przygotował się na czas i otworzył swoje bramy 6 czerwca, jest Energylandia. Czerwoną wstęgę przecinali właściciele, Agata i Marek Goczałowie wraz z wiceministrem rozwoju Andrzejem Gut-Mostowym.
- To wielki dzień, że możemy po tylu tygodniach, miesiącach przerwy znowu wrócić do normalności - mówił podczas otwarcia sezonu w Energylandii w Zatorze wiceminister Gut-Mostowy. Jak podkreślił, było to możliwe dzięki wspólnej i ciężkiej pracy nad taką zmianą przepisów, która pozwoliła na otwarcie parków rozrywki w podwyższonym reżimie sanitarnym.
Jednak właśnie przez te przepisy Energylandia nie od razu wróci do normalności sprzed pandemii. Zgodnie z wytycznymi w pierwszym etapie odmrażania, czyli od 6 do 19 czerwca, na terenie parków może przebywać maksymalnie 1 osoba na 30 m2 powierzchni. W przypadku Energylandii, która w rekordowych dniach odwiedzin notowała po kilkadziesiąt tysięcy gości, to zaledwie 27 proc. przepustowości!
Normy te stopniowo będą zwiększane. Od 20 czerwca do 3 lipca będzie to maksymalnie 1 osoba na 20 m2 powierzchni, w kolejnym etapie, czyli od 4 lipca do 16 lipca - maksymalnie 1 osoba na 10 m2 powierzchni, wreszcie po 17 lipca dozwolona będzie 1 osoba na 5 m2 powierzchni parku.
- Ilość osób przebywających na terenie obiektu jest w pełni dostosowana do wytycznych rządowych - zapewnia Kris Kordej, rzecznik prasowy Energylandii. - By zabezpieczyć przestrzeń dla gości zgodną z wytycznymi, zapewniliśmy możliwość rezerwacji biletów - dodaje. Dzięki temu nikt, kto kupi bilet, nie odejdzie spod bram parku z informacją, że w tym dniu limit gości został już przekroczony.
Również Twinpigs, amerykańskie miasteczko westernowe w Żorach, będzie musiało pogodzić się z ograniczeniem liczby gości. Przed pandemią, w zależności od dnia, zjawiało się tu ponad 2 tysiące ludzi. Teraz, zgodnie z wytycznymi dla powierzchni Twingpis, do miasteczka wejść będzie mogło tylko 1224 gości. Problemu z przepisami nie ma za to Legendia Śląski Park Rozrywki, który również wystartował 6 czerwca po ponad dwumiesięcznym zamknięciu.
- Przy powierzchni naszego parku w tym momencie mamy limit dokładnie 7 991 osób. W dniach największego ruchu do tej pory notowaliśmy po 5 - 6 tys. gości. Dlatego nie odczuwamy wprowadzonych limitów odwiedzających i nie było konieczności wprowadzania wcześniejszych rezerwacji - wyjaśnia Izabela Kieliś z Legendii.
Jak te liczby przekładają się na faktyczne zainteresowanie Polaków parkami rozrywki w czasie pandemii? Najłatwiej oszacować frekwencję w pierwszych godzinach po otwarciu bram po parkingach, które - zarówno w przypadku Energylandii, jak Legendii - wypełnione były zaledwie w części. W południe, rzecz niewyobrażalna w czasach przed pandemią, wciąż prawie połowa miejsc parkingowych pozostawała wolna.
W samych parkach również widać efekt wytycznych. Z krajobrazu obiektów zniknęły kolejki, nawet do tych najbardziej popularnych atrakcji. Przykładem może być Hyperion, najwyższy i najszybszy w Europie rollercoaster, największa atrakcja Energylandii. Przed pandemią, by przejechać się kolejką z prędkością przekraczającą 140 km/h, w szczycie sezonu trzeba było odczekać w kolejce nawet godzinę. Dziś amatorzy mocnych wrażeń bez oczekiwania mogli dowolnie korzystać z tej atrakcji.