Rób psikusy, ale nie przeginaj

Zastanów się dwa razy, zanim zmienisz kumplowi hasło do komputera na „mam małego wacka”. Głupimi żartami zrazisz do siebie nie tylko kolegę, ale też całą firmę

Rób psikusy, ale nie przeginaj
Źródło zdjęć: © You Tube

12.04.2012 | aktual.: 13.04.2012 14:24

Zastanów się dwa razy, zanim zmienisz kumplowi hasło do komputera na „mam małego wacka”. Głupimi żartami zrazisz do siebie nie tylko kolegę, ale też całą firmę.

Psikusy to stały element biurowej atmosfery. Jak mówi Tadeusz, nieoficjalny CCO (chief chichoty officer) w agencji reklamowej, dzień bez kilku żartów jest jak spotkanie akceptacyjne z uciążliwym klientem – trzeba zrobić swoje, ale przyjemności nie ma za grosz. Żarty czasem bywają wyjątkowo złośliwe jak zamieszczenie w imieniu kolegi anonsu matrymonialnego na gejowskim portalu randkowym czy przyprawienie kawy środkiem przeczyszczającym. Zwykle nie przekraczają granicy szkodliwości jak np. przełączenie drukarki ogólnej na czyjąś drukarkę osobistą lub zmiana hasła w komputerze kolegi na „mam małego wacka”.

Cel biurowych dowcipów jest pozytywny – zapewnić okazję do relaksu, wyłączyć się na chwilę z zawodowego kieratu i wyprodukować porcję endorfin, naturalnego narkotyku dla mózgu. Niestety, korporacyjni „jajcarze” często przeginają. Uznają, że każda złośliwość i każdy dziki pomysł są dozwolone, o ile można je skwitować krótkim „Co się burzysz, to przecież tylko żart”. W obawie przed scysjami między podwładnymi, kierownicy często tępią zabawowe inicjatywy. Bywa, że można dostać surową reprymendę nawet za mail z linkiem do śmiesznego filmiku na YouTube.

Lepiej się nie wyróżniać

Na szczęście istnieje kilka sposobów, by poszerzyć akceptację dla biurowych dowcipów. Zdaniem dr. Dariusza Krupy, eksperta ds. biznesowej etykiety, najważniejsze jest dostosowanie się do otoczenia. Jak podkreśla, na więcej można sobie pozwolić w branżach i firmach preferujących luźny styl bycia, np. w agencjach kreatywnych czy mediach. Za to w instytucjach, które cenią powagę i konserwatyzm, np. w bankach, lepiej powściągać swą fantazję i zabawową naturę.

– Żeby dowcipy nie wywoływały konfliktów, potrzebna jest oficjalna akceptacja ich formy i zakresu przez wszystkich zainteresowanych. Nie można uznać, że pojawienie się w pracy jest równoznaczne ze zgodą na bycie obiektem lub świadkiem kawału. Ponadto pracownicy muszą wiedzieć, że granica przyzwoitości żartów jest ustalona i że biurowy wesołek jej przestrzega – uważa dr Krupa.

Jak tłumaczy, dobre żarty to te, które dotyczą nieosobowych aspektów pracy: procedur, czynności, dokumentów, stanowisk. I które bazują na zaskoczeniu, wyolbrzymieniu lub zmniejszeniu, na dodaniu nietypowych elementów, na humorystycznie błędnej interpretacji.

- Dowcipy na pewno nie powinny nikogo personalnie wyśmiewać, ranić ani poniżać. Byłoby to nie tylko naruszaniem zasad kultury, ale też wykroczeniem przeciwko prawu. Jak wiadomo, drażnienie czy obrażanie współpracownika lub podwładnego, jeśli trwa dłuższy czas, podpada pod mobbing, za który mogą nas spotkać poważne konsekwencje karne – ostrzega Dariusz Krupa.

Potwierdza to Elżbieta Łazewska, menedżerka IT z Łodzi, która dziesięć lat temu trafiła na staż do jednego z koncernów informatycznych w USA. Pracujące tam osoby z Ameryki Łacińskiej i Azji po serii niewybrednych żartów stwierdziły, że z powodu odmienności kulturowej i koloru skóry są prześladowane przez szefa, nawiasem mówiąc – Afroamerykanina. Zaczęły walczyć o swą godność w sądzie. W rezultacie menedżer rasista został zwolniony dyscyplinarnie, a spółka musiała wypłacić jego ofiarom wielotysięczne odszkodowania.

- Aby do podobnych sytuacji już nigdy nie dochodziło, management firmy zakazał niepoprawnych politycznie żartów. Efekt był taki, że ludzie w ogóle przestali się śmiać, dowcipkować, robić sobie psikusy, kawały, choćby zupełnie niewinne. Atmosfera siadła. Do biura przychodziłam z coraz mniejszą ochotą. Sama nie wiem, jak dorwałam do końca stażu – wspomina Łazewska.

To przykład z dalekiej Ameryki, ale menedżerka zna także polskie firmy, które w imię politycznej poprawności tępią figle, psoty i wszelkie inne przejawy luzu i poczucia humoru.

– Przełożonym, którzy zwalczają żarty, mam ochotę powtórzyć to, co kiedyś tak pięknie wyśpiewywał zespół Stare Dobre Małżeństwo: „Nie okrutnego, nie cynicznego śmiechu mi trzeba bardzo dobrego…” – oświadcza Elżbieta Łazewska.

Dowcipy kontrolowane

Bezpiecznym rozwiązaniem jest zastąpienie dowcipów „na żywo” codziennym newsletterem z żartami.

– W newsletterze mogą znaleźć się linki do śmiesznych filmików i grafik, kawały słowne, anegdotki. Zamiast robić żarty, można je opisać w zabawnej historyjce. Newsletter to oczywiście nie to samo co prawdziwy żart, ale mając do wyboru taką formę i brak dowcipów w ogóle, odpowiedź jest chyba oczywista – wskazuje dr Dariusz Krupa.

Na koniec kilka inspiracji na żarty biurowe: zmiana formularza listy obecności w firmie na formularz przekazania firmie praw do dysponowania organami do przeszczepu, zmiana nazw sal konferencyjnych np. na „Jaskinia Szatana” lub „UWAGA! TU GRASUJE MÓZGOSSACZ”, wkręcenie kolegi, że zwiększy swoje szanse na pozytywne rozpatrzenie pisma, gdy przy jego wręczaniu splunie przez lewe ramię i obróci się trzy razy w lewo (oczywiście trzeba uprzedzić osobę przyjmującą pismo, aby również wykonała dziwny gest, gdy wkręcony pracownik przyniesie dokument), wprowadzenie Dnia Krejzolskich Stanowisk i opracowanie nowych nazw stanowisk.

Alicja Ulanowska i Mariusz Ludwiński

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)