Rozwiązanie antyprotezowe

Utrącenie przez Sejm ustawy o kasach oszczędnościowo-budowlanych to poważny błąd.

Rozwiązanie antyprotezowe
Źródło zdjęć: © Fotolia

07.02.2014 18:35

Utrącenie przez Sejm ustawy o kasach oszczędnościowo-budowlanych to poważny błąd.

Miliard złotych zostanie przeznaczone z pieniędzy podatników w czasach kryzysu na wdrożenie programu Mieszkanie dla Młodych (MdM), a odbiorcą będzie zaledwie 30 tys. rodzin rocznie. To jest dopiero ekskluzywne przedsięwzięcie, którego beneficjentami zostaną osoby starannie wyselekcjonowane przez ustawodawcę i które wcale nie rozwiąże problemu budownictwa mieszkaniowego w Polsce. Chociaż zawsze można powiedzieć, że „lepszy rydz niż nic”.

Łatwiej by to przeszło przez gardło, gdyby równolegle nie istniał inny, skuteczniejszy lek na budowlano-mieszkaniową chorobę. W wyrzuconym do kosza przez posłów PO projekcie kas oszczędnościowo-budowlanych była co prawda mowa o podobnej kwocie potrzebnej na uruchomienie programu, ale w jego orbitę już na starcie zostałoby wciągnięte 350 tys. do miliona osób.

- Efektywność oszczędzania w kasach polega na tym, że państwo co roku do zgromadzonych środków dopłaca określoną kwotę, tzw. premię budowlaną lub mieszkaniową. W ten sposób odkładane środki rosną szybciej i nie są «zjadane» przez inflację - wyjaśnia na stronie internetowej ZBP Jacek Furga, przewodniczący Komitetu ds. Finansowania Nieruchomości Związku Banków Polskich.

Europa zna je od dawna

Kasy oszczędnościowo-budowlane narodziły się ponad 100 lat temu. Funkcjonują doskonale w Niemczech i Austrii, również w krajach postkomunistycznych. Na Słowacji oszczędza w tym systemie 1,3 mln osób, w Czechach na 10 mln mieszkańców otwarto 5 mln rachunków w kasach. Do 2010 r. na Słowacji kasy podpisały umowy kredytowe na (w przeliczeniu) 50 mld zł, a w Czechach - na 201 mld zł. Na Węgrzech dopisywana do oszczędności mieszkaniowych inwestorów premia wynosi 40 proc. oszczędności w pierwszym roku, w następnych latach jest to 30 proc. nowych oszczędności z danego roku. Zakładając, że premia wynosiłaby 20-25 proc. oszczędności, do polskiego systemu, jeśli w końcu powstanie, mogłoby przystąpić rocznie ok. 350 tys. nowych osób. Po pięciu latach byłoby 1,5-2 mln ludzi oszczędzających na własny kąt. Gdyby tylko co dziesiąty Polak założył rachunek w kasie, w systemie kas znalazłoby się 3-4 mln rachunków gromadzących długoterminowy kapitał. W optymistycznym wariancie oszczędzać będzie nawet 5-7 mln ludzi, w wariancie
pesymistycznym - milion osób.

- Okres oszczędzania w kasie nie mógłby być krótszy niż trzy lata. Do zaoszczędzonej kwoty klient otrzymywałby premię w wysokości 20 proc., docelowo nie więcej niż 12 tys. zł - zakłada posłanka Krystyna Rybacka z SLD, jedna z projektodawczyń oddalonej przez sejmową komisję ustawy o kasach budowlano-oszczędnościowych.

Na ile oprocentowany byłby kredyt na mieszkanie udzielany po okresie oszczędzania w kasie? - W latach 90. Planowane było ograniczenie oprocentowania pożyczki do 6 proc. w skali roku, miało być ono niezmienne w ciągu całego okresu spłaty - informował jeszcze w 2001 r. Tadeusz Grotowski, działający na rzecz wprowadzeniu systemu niemieckich bausparkasse (kas oszczędnościowo-budowlanych) w Polsce. Z obecnie przyjętych założeń do ustawy o kasach wynika tylko, że oszczędzona kwota wraz z kredytem nie może przekroczyć sumy zgromadzonych oszczędności. Ale jak wiadomo - diabeł tkwi w szczegółach, a takim istotnym szczegółem atrakcyjności nowego produktu jest oprocentowanie kredytu, w tym także i inne związane z nim koszty.

Tylko dla bogaczy?

Rząd jest jednak przeciwnikiem kas. Uważa, że to nie MdM, ale właśnie ten system został zadedykowany jedynie bogatym obywatelom naszego kraju.

"Przeciętna osoba, osiągająca dochody netto w wysokości 2 tys. zł miesięcznie i mogąca zaoszczędzić 10 proc. dochodów, w ciągu roku jest w stanie odłożyć 2400 zł. Premia mieszkaniowa podwyższa te oszczędności do 2880 zł. Przy założeniu oprocentowania wkładu oszczędnościowego w wysokości 3 proc., po siedmiu latach regularnego oszczędzania zgromadzi ok. 22 tys. zł. Wraz z kredytem, który nie może przekroczyć sumy zgromadzonych środków, oszczędzający będzie dysponował kwota wystarczającą na zakup jedynie ok. 7-10 m2 mieszkania" - czytamy w stanowisku sejmowej komisji, przedstawionym do projektu ustawy o kasach. "Dodatkowo, na zakup mieszkania [rodzina - przyp. red.] będzie musiała czekać aż siedem lat, mając przez ten czas zamrożone w kasie budowlanej aktywa - tak uważają posłowie sejmowej komisji, która odrzuciła projekt o kasach oszczędnościowo-budowlanych. Czytamy dalej: "Przy założeniu, że maksymalna możliwa premia mieszkaniowa wynosi 20 proc. zgromadzonych oszczędności, ale nie więcej niż 3600 zł, żeby w
pełni skorzystać z premii, należałoby oszczędzić 18 tys. zł rocznie, czyli 1500 zł miesięcznie. Osoby osiągające dochody umożliwiające tak wysokie miesięczne oszczędności nie powinny korzystać z finansowania środkami budżetu państwa, zwłaszcza że samodzielnie dysponują możliwościami zaciągnięcia kredytu hipotecznego w dowolnym banku komercyjnym".

Tu właśnie jest "clue" tej części rządowych zastrzeżeń do założeń budowy systemu kas - nie będzie "sprawiedliwie". Argument ten brzmi w ustach rządu uważającego się za liberalny mało wiarygodnie, ale trudno go wprost odeprzeć. NBP z kolei zwraca uwagę, że system kas działałby "na zasadzie kontrolowanej piramidy finansowej", czyli kredyty osób wchodzących do systemu sfinansowaliby przyszli oszczędzający. W opinii banku centralnego kasy utraciłyby płynność, gdyby przestali napływać do nich nowi klienci. Konieczne wówczas mogłoby się okazać podniesienie premii. NBP, patrząc na system kas z jeszcze innej strony, zwraca uwagę na ryzyko dla finansów publicznych. Proponuje za to stworzenie systemu oszczędzania opartego na bankach uniwersalnych i rynkowych stopach. Zachętą mogłoby być zwolnienie z podatku Belki, na co ponoć była zgoda poprzedniego ministra finansów Jacka Rostowskiego. Mogliby z niej skorzystać oszczędzający na mieszkanie co najmniej pięć lat. Nie wiadomo jednak, co myśli o rezygnacji z pobierania na
ten cel podatku Belki Mateusz Szczurek.

Państwo wytrzyma?

Rząd ma jednak inne, "mocne" wyliczenia, które w jego opinii pokazują, że projekt kas byłby bardzo niebezpieczny dla budżetu: „Zakłada się ponadto, że przeciętny okres oszczędzania wyniesie siedem lat, zaś średnia wysokość rocznych oszczędności będzie wynosić 10 tys. zł. Spowoduje to, że w 2018 r. w ramach systemu będzie oszczędzało 1 mln 750 tys. osób. Obciążenia budżetu państwa związane z wypłatą premii mieszkaniowej sięgną wówczas kwoty 3,5 mld zł rocznie” - tak oceniają wysiłek kasy państwowej na rzecz polskich bausparkasse rządowi eksperci.

Nie jest to jednak prawda, bo wielkość zobowiązań budżetu zależeć będzie od tego, jaki wolumen oszczędności państwo zechciałoby premiować. Maksymalna wysokość rocznej premii mogłaby wynosić od połowy do jednego miesięcznego wynagrodzenia. Oczywiście lepiej nie premiować ludzi bogatych, ale tych o średnich i niskich dochodach. Jeśli więc premia wynosiłaby ok. 3 tys. zł w skali roku, to w pierwszym roku budżet musiałby dołożyć do systemu kas miliard złotych. W następnych latach byłoby to 2-3 mld zł rocznie.

Z analiz Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową wynika, że budżet państwa dokładałby do systemu kas de facto tylko podczas ich rozruchu, tj. w ciągu pięciu, sześciu lat. Potem - czego nie było w przypadku programu Rodzina na Swoim (RnS) ani nie ma w przypadku programu Mieszkanie dla Młodych - korzyści z rozkręcenia koniunktury budowlanej przewyższyłyby wydatki. Po dziewięciu, dziesięciu latach bilans dla budżetu byłby dodatni, bo wpłynęłyby nowe środki z podatku VAT i dochodowego oraz wzmocniłyby go oszczędności na zasiłkach dla bezrobotnych. Już po kilku latach wpływy z VAT, CIT i PIT przewyższyłyby wydatki.

System kas akumulowałby kapitał, zwiększając liczbę inwestycji mieszkaniowych. W efekcie wzrosłoby też zapotrzebowanie na pracę. W ciągu następnych kilku lat w sektorze budownictwa mieszkaniowego i sektorach pokrewnych, jak również w samych kasach oszczędnościowo-budowlanych mogłoby powstać nawet 100 tys. nowych miejsc pracy - szacują eksperci związani z projektem wprowadzenia kas na rynek. Ożywienie koniunktury budowlanej skutkowałoby powstaniem nowych firm budowlanych oraz przedsiębiorstw produkujących na potrzeby budownictwa mieszkaniowego. To oznaczałoby dodatkowy wzrost gospodarczy oraz zwiększenie dochodów gospodarstw domowych.

Dobre także dla banków

Kasy oszczędnościowo-budowlane pomogłyby także bankom, które w Polsce od lat mają problem niedopasowania długości trwania składanych lokat z zaciąganymi kredytami.

- Powstała stała luka płynnościowa. Brakuje rodzimego finansowania akcji kredytowej. Według naszych badań z niespełna 500 mld zł rodzimych depozytów gospodarstw domowych w bankach zaledwie 6-7 proc. to depozyty na okresy dłuższe niż roczne - mówi Jacek Furga. - Banki udzielały kredytów na 25, 35 lat oraz dłuższe okresy. System, w którym oferują do 6,5 proc. za depozyty 3- lub 6-miesięczne i z nich finansują długoterminowe kredyty, jest na dłuższą metę nie do utrzymania. Stanowi zagrożenie dla całego systemu bankowego - gdyby zaistniała konieczność szybkiego wypłacania klientom ich lokat - ostrzega Furga.

Biuro Informacji Kredytowej SA szacuje, że gdyby sektor bankowy chciał utrzymać tempo kredytowania hipotecznego z ostatnich lat, banki potrzebowałyby na to ok. 800 mld zł nowych środków. Dziś łączne oszczędności gospodarstw domowych, licząc razem depozyty w sektorze bankowym, fundusze emerytalne, inwestycyjne, ubezpieczeniowe oraz gotówkę i papiery wartościowe, to tylko bilion złotych, a doświadczone kryzysem zagraniczne banki matki nie są chętne na pożyczanie pieniędzy na akcję kredytową spółkom córkom.

Z drugiej strony banki zostały „ściśnięte” nagromadzonymi przez ostatnie lata rekomendacjami Komisji Nadzoru Finansowego, które dodatkowo ograniczyły udzielanie kredytów hipotecznych.

Rząd zaproponował Polakom „ogryzek” w postaci ekskluzywnego programu MdM. Utrzymuje przy tym, że nie stać nas na zakup mieszkań na własność, tylko na wynajem. Efektem chaosu w legislacji i głupoty rządzących jest przyjmowanie złych projektów legislacyjnych, a „odwalanie” dobrych. Należy mieć nadzieję, że nie zawsze tak będzie i do projektu kas budowlanych jeszcze wrócimy.

Rafał Zaza

oszczędnościkomornikmieszkanie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)