Seks złamał im karierę
Seks wciska się wszędzie. Do biura, do służbowego komputera, na firmową integrację. Dużo jest z tego ludzkich dramatów, złamanych karier i wyroków sądowych
02.09.2010 | aktual.: 02.09.2010 12:21
Seks wciska się wszędzie. Do biura, do służbowego komputera, na firmową integrację. Dużo jest z tego ludzkich dramatów, złamanych karier i wyroków sądowych.
Urzędnik bawarskiego sądu sam wystąpił ostatnio w roli oskarżonego. Miał zdefraudować około 300 tysięcy euro i większość tej sumy wydać na prostytutki. Zaczęło się dość niewinnie – w 2004 roku zakochał się w wykonującej najstarszy zawód świata Węgierce. Kobieta okazała się profesjonalistką zarówno w sztuce miłosnej, jak i w wyciąganiu kasy od facetów. Żądała od swego klienta coraz więcej pieniędzy, podobno na leczenie córki. A 36-letni dziś kochaś chętnie jej płacił. Raz z własnej kieszeni, innym razem z sądowego konta, którym zarządzał. Potem były następne prostytutki i kolejne kradzieże. Złodzieja zadenuncjowała jego własna siostra. Grozi mu więzienie, utrata zatrudnienia i statusu urzędnika. Będzie też musiał zwrócić pracodawcy przywłaszczone pieniądze.
W inny sposób zawodowych uprawnień miał nadużywać znany poznański psycholog i seksuolog, prof. Lechosław Gapik. Podobno podczas wizyt terapeutycznych wprowadzał pacjentki w stan hipnozy i dotykał miejsc intymnych. Na filmie zrealizowanym dzięki ukrytej kamerze widać, jak lekarz maca piersi kobiety. W wydanym później oświadczeniu prof. Gapik wyjaśnił, że posługuje się „autorską formą terapii behawioralnej”, polegającą na „terapeutycznym oddziaływaniu słownym połączonym z sugestywnym dotykiem”. Ciekawe, czy prokuratura podzieli jego entuzjazm dla tak nowatorskich metod leczenia? Tymczasem Polskie Towarzystwo Seksuologicznego zdecydowało o zawieszeniu profesora w prawach członka oraz o zawieszeniu ważności jego certyfikatu seksuologa klinicznego. Molestujący seksuolog to jednak rzadkość. Bardziej trzeba uważać na kolegów z pracy i szefów. W Ameryce molestowania doświadczyło 46 proc. kobiet na kierowniczych stanowiskach oraz 33 proc. pań na niższych szczeblach – podaje portal medycyna24.pl. W Polsce 22 proc.
dorosłych osób przyznaje, że w ich firmie lub na uczelni współpracownicy lubują się w niestosownych żartach o zabarwieniu erotycznym lub składają innym niemoralne propozycje. Na werbalnych atakach się nie kończy. Aż 7 proc. ankietowanych dostrzegło przejawy fizycznej „napaści” – takich jak dotykanie, poklepywanie czy obejmowanie.
Do molestowania często dochodzi na korporacyjnych integracjach, kiedy to alkohol podnosi poziom libido. Nie dziwią już więc artykuły prasowe z ostrzeżeniem: „Nie tylko nieznajomy może ci wrzucić do drinka pigułkę gwałtu. Nawet na imprezie firmowej musisz zachować ostrożność”.
Jedni idą do prostytutek, inni molestują klientki albo koleżanki z pracy. Jeszcze innym wystarczy patrzenie. Niedawno głośno było o urzędnikach amerykańskiej Komisji Kontroli Giełdy Papierów Wartościowych, którzy zamiast pilnować bankowców, godzinami oglądali porno na służbowych komputerach. Wcześniej szerokim echem w USA odbiła się afera z pracownikami Narodowej Fundacji Nauki (NSF) w roli głównej. Panowie całe dnie spędzali na intymnych stronach i czatach ze striptizerkami. Największym świntuchem okazał się ich dyrektor, który zakazanym przyjemnościom oddawał się przez okrągły rok. Ale to i tak pestka w porównaniu z tym, co zrobił John Laker, pracownik londyńskiego lotniska Heathrow. 25-latek oglądał zdjęcia koleżanki, która przypadkowo przeszła przez tzw. skaner ciała. Nie dość tego, mężczyzna czynił w stosunku do kobiety sugestywne uwagi – jak to określił dziennik „The Sun”. Takie zachowanie w brytyjskim prawie kwalifikuje się jako szykana wobec koleżanki z pracy. Najniższą karą dla winowajcy jest
zwolnienie dyscyplinarne. Znacznie surowiej został potraktowany Amerykanin Michael David Barrett. Sfilmował on w hotelu swoją idolkę – znaną reporterkę telewizji ESPN, Erin Andrews, gdy przechadzała się po pokoju całkiem naga. Za prześladowanie dziennikarki spędzi za kratkami 30 miesięcy. Ale to nie koniec problemów Barretta. Stacja ESPN żąda od niego zwrotu kosztów ochrony Andrews w czasie, gdy była ona śledzona przez mężczyznę. Na dodatkowych bodyguardów firma wydała niebagatelną kwotę prawie 327,5 tysięcy dolarów i oczekuje, że skazany spłaci ją co do centa.
Mirosław Sikorski