Skazani na bezrobocie
Mają niskie kwalifikacje, nie wierzą, że znajdą atrakcyjne zatrudnienie. Wielu mieszkańców wsi mówi: jesteśmy skazani na bezrobocie.
13.08.2008 | aktual.: 13.08.2008 13:23
W miastach co piąty mieszkaniec ma wyższe wykształcenie, pisze "Gazeta Wyborcza". Na wsi takich osób jest tylko 6,4 proc. (dane GUS z 2006 r.). Średnie wykształcenie ma 24,6 proc. osób, w mieście - 38,2 proc. Zarówno osoby z wyższym, jak i średnim wykształceniem uciekają do miasta lub są przez pobliskie miasto wchłaniane zawodowo. Co trzeci mieszkaniec wsi ma wykształcenie podstawowe.
Chociaż firmy poszukują pracowników, mieszkańcy wsi cierpią z powodu bezrobocia - mają zbyt niskie kwalifikacje i nie stać ich na szkolenia, a jeśli są wykształceni nie mają pieniędzy na dojazdy do pracy w mieście. Często problemem jest brak motywacji. Młodzi i wykształceni mieszkańcy wsi mogliby zakładać własne firmy, nie wierzą jednak w sukces. Wielu z nich twierdzi, że urzędy pracy nie pomagają im - proponują szkolenia niezgodne z ich życiowymi aspiracjami.
Mirek ma 25 lat, pracy szuka od roku. Zrobił licencjat z administracji publicznej.
- Mieszkam w małej wsi, starałem się o pracę w urzędzie gminy. Ale niestety wszystkie miejsca są obsadzone. A gdybym nawet dostał pracę w tym urzędzie, musiałbym dojeżdżać pół godziny. Jedyną możliwością jest przeprowadzka do miasta. Dojazdy nie wchodzą w grę, bo musiałbym wstawać o 4 rano, żeby być na 9. Nie mam pieniędzy na wynajem. Urząd miasta nawet proponował staż, ale pensja byłaby tak mikroskopijna, że nie mógłbym wynająć czegokolwiek. Moi rodzice są emerytami, sami ledwo wiążą koniec z końcem. Ciągle u nich mieszkam, to oni mnie utrzymują. Urząd pracy proponował mi przekwalifikowanie się, miałbym obsługiwać jakąś maszynę. Ale przecież nie po to robiłem studia. Jestem całkowicie rozbity - mówi Mirek, mieszka na Mazurach.
Iwona pochodzi ze wsi w województwie pomorskim. Jej historia jest podobna. Jej rodzice mieli gospodarstwo, które upadło. Iwona studiowała pedagogikę specjalną.
- Chciałabym pracować w zawodzie, ale na pracę w rodzinnej wsi nie mogę liczyć, bo we wsi nie ma ani szkoły, ani żadnej firmy, czy instytucji. Są tylko trzy sklepiki spożywcze. We wsi mieszka niecałe 50 mieszkańców. W sąsiedniej miejscowości nie jest lepiej z pracą. Nie widzę się w mieście, nie mam pieniędzy, żeby cokolwiek wynająć. Na rodzinę nie mogę liczyć. Szukam pracy od dwóch lat, jestem załamana. Tylko właściciel sklepu zaproponował mi prace jako sprzedawca, to poniżej moich ambicji. Na wsi osoba z wykształceniem jest skazana na bezrobocie. Lepiej by mi się powodziło, gdybym była fryzjerką albo kucharką na weselach - mówi Iwona, mieszka we wsi Rytel.
Mieszkańcy wsi ciągle cierpią z powodu likwidacji PGR-ów. Według różnych szacunków 80-120 tys. ludzi pracujących przed laty w PGR-ach w dalszym ciągu nie ma pracy.
- Obsługiwałem maszyny rolne przez ponad 20 lat. Gdy zlikwidowali PGR, straciłem zatrudninie. Tu mam rodzinę, dom, nie wyjadę ze wsi. Nie zostawię ich, a zresztą przecież nie będę jeździł na traktorze w mieście. Dostaję niewielki zasiłek, czasem dorobię coś na czarno. Moja żona też jest bezrobotna, wczęśniej była kelnerką w gospodzie, którą zamknęli - mówi Piotr Jankowski, ma 49 lat.
Specjaliści uważają, że póki wieś nie będzie bardziej uprzemysłowiona, póki nie będą powstawać firmy i supermarkety, z pracą będzie trudno. Tylko niektórzy mieszkańcy wsi decydują się na przeprowadzkę do miasta.
- Nasz sąsiad sprzedał dom i ziemię biznesmenowi, który zbudował sobie domek letniskowy. Sąsiad wyjechał do miasta, żeby dzieci poszły do szkół w mieście i w mieście znalazły zatrudnienie. Gdybym był młodszy też bym tak zrobił, tu ciągle jest pustynia. Mieszkańcy wsi ciągle są skazani na bezrobocie, kto nie ma silnej psychiki albo jest w podeszłym wieku ledwo ma z czego żyć - mówi Piotr Jankowski.